Od 23 grudnia jestem na urlopie. Oglądam Dr House'a i dziergam. Coś
zjem, ogarnę mieszkanie i znów dziergam. Wyjdę z psem na podwórko lub na
spacer, po czym wracam do dziergania. Zrobię sobie herbatkę, kawkę i
dziergam. Zmienię płytę w odtwarzaczu i dziergam. I tak przyjemnie, w
domowych pieleszach, mija mi dzień za dniem. I choć wolne dni nie
uciekają tak prędko, jak te, które spędzam w pracy, to z przykrością
uświadomiłam sobie, że już tylko weekend dzieli mnie od powrotu do
obowiązków zawodowych.
Tymczasem jednak trwa pierwszy dzień nowego roku i muszę przyznać, że
jest to piękny dzień. Jest lekki mróz, a wszystko wokół pokryte jest
śniegiem. Korzystając z tych uroczych warunków zrobiłam dziś sesję
zdjęciową ostatnio wydzierganych rzeczy:
Szalik podpatrzony u Zdzid
zrobiłam z resztek włóczki boucle. A ponieważ po wyrobieniu szaliczka
został mi jeszcze jeden motek, zrobiłam (choć miałam już nie robić)
berecik:
Na jednej z moich ulubionych stron - DROPS Design znalazłam taki zestawik:
Pomyślałam, że jest przeuroczy i strasznie zachciało mi się go mieć. Kilka kolorowych motków Dalii (Anilux) nadało się znakomicie do tego przedsięwzięcia:
Przerabiałam podwójną nitką drutami i szydełkiem nr 7.
Na koniec zestaw, który zajął mi najwięcej czasu - poncho-sweter z mitenkami i czapką do kompletu. Koraliki zrobiłam już dawno temu - to szydełkowo obrobione kordonkiem koraliki z tworzywa, połączone łańcuszkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz