Nie przeczę, że sięgnęłam po ten cykl zaintrygowana stwierdzeniem, iż
jest to historia kontrowersyjna o wyraźnej wymowie antykościelnej.
Podobno nawet wyd. Prószyński i s-ka zrezygnowało z tego powodu z
wydania trzeciej części. Na szczęście osobiście odkryłam tą pozycję na
tyle późno, że w mojej bibliotece dostępne były już wszystkie trzy tomy
wydane przez Albatrosa:
Nie będę się rozpisywać. To niezwykła i wciągająca powieść fantasy o
walce (a jakże by inaczej) dobra ze złem. Inne jest tylko to, co za
dobre i złe przyzwyczajeni jesteśmy uznawać. Dobro czyli ciekawość
świata, otwartość, dociekliwość, tolerancja przeciwstawione są tu złu,
reprezentowanemu przez Autorytet (Boga), który uzurpuje sobie tytuł
Stworzyciela (w rzeczywistości bowiem jest po prostu pierwszym
stworzeniem powstałym z Pyłu) oraz instytucje kościelne. Za przykład
niech posłuży cytat z książki: "... cała historia ludzkiego życia to
walka pomiędzy mądrością a głupotą. (...) zbuntowane anioły,
poszukiwacze mądrości, zawsze próbowali otwierać umysły; Autorytet i
jego Kościoły zawsze usiłowali je zamknąć." (Bursztynowa Luneta, str. 484).
Trylogia Mroczne materie to naprawdę kawałek dobrej lektury.
Jestem ateistką więc postawienie Boga po stronie "złych" nie oburzyło
mnie, co więcej - uważam, iż jest to ciekawy i odważny zabieg. Poza tym
zaletą jest interesująco opisany wieloświat - ze swoimi prawami, naukami
i religią, tak inny lecz pod wieloma względami podobny do naszego.
Pierwszy raz zetknęłam się też z motywem duszy ludzkiej przedstawionej
jako niezależny byt w postaci zwierzęcej, zwanej dajmonem. Moim zdaniem
to jedna z naciekawszych koncepcji tej powieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz