piątek, 28 sierpnia 2015

Nie ma nazwy

... dla dwudziestej drugiej rocznicy ślubu... Ale zgodnie z postanowieniem jest rocznicowa sesja. Druga do mojego planowanego kolażu na czterdziestolecie:-). Ale leci!

Sesja Leśna na 22-lecie:


Zdjęcia robiliśmy sobie sami, pilotem. Niełatwo fotografować nie widząc kadru... Ale i tak zadowolona jestem z efektu. Obawiałam się, że będzie gorzej. Bo choć poprzednio obiecywałam sobie, że następna sesja będzie lepiej dopracowana, bardziej pomysłowa i oryginalna, to gdy nadszedł TEN dzień okazało się, że nic nie wymyśliłam i wszystko trzeba robić na szybko. Szczególnie, że zamiast zakładanej na sesję ostatniej soboty miesiąca, musieliśmy fotografować się już dziś (co się nawet akuratnie złożyło, bo kalendarzowo rocznica wypada nam właśnie dzisiaj;-)), po pracy (a dzień taki krótki!), bo przecież ta sobota właśnie zarezerwowana jest na Spotkania Robótkowiczek w Rzeszowie...

Sesja Pałacowa na 21-lecie.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Wyzwanie o czytaniu

Rękawicę rzuciła mi Fidrygauka, a ja, człek honorny, oczywiście przyjęłam. Zresztą temat wdzięczny i bliski nie tylko mnie więc czym prędzej odpowiadam:

1. Czy masz ulubione miejsce do czytania w domu?
Mam, oczywiście, że mam - najbardziej lubię czytać w łóżku. Albo na kanapie, grunt, żeby było w pozycji półleżącej. Na brzuchu kładę sobie grubą poduchę, na podusze książkę i tak mi najlepiej. Ale oczywiście jestem w stanie czytać w każdym miejscu i w każdej pozycji;-).

2. Zakładka czy świstek papieru?
Zakładka, tylko zakładka! Odkąd dostałam taką stylową, dekupażową, od Grażyny, to się z nią nie rozstaję. Ale wcześniej mogło to być cokolwiek: wsuwka do włosów, blaszka z lekiem antyalergicznym, który mam zawsze w szufladzie szafki nocnej, jakiś zaplątany paragon, ołówek...

3. Umiesz przerwać lekturę w dowolnym miejscu, czy musisz doczytać do końca rozdziału/strony itd.?
Nie lubię tego robić, ale potrafię. Szczególnie, gdy książka nie ma podziału na rozdziały (jak na przykład ostatnio "Ojciec Goriot"), albo gdy czytam rano przed pracą, zdarza mi się przerywać nawet w środku zdania.

4. Czy jesz lub pijesz przy czytaniu?
Lubię przy czytaniu sobie podjadać. Najlepiej coś słodkiego, co można dłuuuugo i powoli spożywać. Odwrotnie też lubię, znaczy czytać podczas jedzenia, ale tylko wtedy, gdy jem sama, a sama jem właśnie śniadania na tygodniu.

5. Wielozadaniowość. Muzyka, telewizja w trakcie lektury?
Nieeeeee... Serio, jest ktoś, kto tak potrafi????

6. Jedna książka naraz, czy kilka?
Zawsze tylko jedna. Nie potrafiłabym tak skakać z tematu na temat, zwłaszcza, że zawsze mocno angażuję się w czytaną historię. Nawet pomiędzy kolejnymi lekturami potrzebuję jakiegoś czasu odstępu, żeby sobie przetrawić to, co przeczytałam. Nie wyobrażam sobie jak można czytać kilka książek jednocześnie...

7. Czytasz w domu, czy wszędzie?
Głównie w domu. Ale książkę (albo robótkę) biorę ze sobą wszędzie tam, gdzie trzeba czekać, na przykład do lekarza albo w podróż.

8. Czytasz głośno, czy po cichu?
Gdy jest cicho, czytam w myślach. Gdy dochodzi do mnie jakiś rozpraszający hałas muszę sobie mamrotać pod nosem. Gdy jest całkiem głośno, ja też czytam głośno, ale to już żadna przyjemność z takiego czytania...

9. Zerkasz w nieprzeczytane części książki? Przeskakujesz strony?
Do przodu? Nigdy! Co by to była za przyjemność, gdybym dowiedziała się o czymś za wcześnie. Za to często zdarza mi się cofać. I zawsze gdy skończę, muszę przeczytać parę stron od początku, żeby sobie przypomnieć, jak to się wszystko zaczęło;-). A jeśli to była naprawdę dobra książka, to w taki wyrywkowy sposób czytam ją ponownie aż do samego finału:-)

10. Łamiesz grzbiet książki, czy wolisz, żeby pozostał jak nowy?
Nie łamię. Ale nie dlatego, że chcę, by książka pozostała jak nowa. Jak się używa, to wiadomo, że się zużywa, ale po prostu źle się czyta książki ze złamanymi grzbietami.

11. Piszesz w książkach?
Nie. Choć czasem mam ochotę coś zakreślić, tylko że NIGDY w takich momentach nie mam przy sobie niczego do zakreślania... No i wtedy rogi zaginam... To taki mój mały grzeszek przeciwko książkom;-)

Zapalonych czytelniczek w blogosferze jest sporo więc mam nadzieję, że wywołane przez mnie osoby też chętnie na zadane pytania odpowiedzą: Magota, Ewa z Domowego Kołowrotka, Małgosia ze Świata Równoległego oraz Erendis

Miłej zabawy:-)

piątek, 21 sierpnia 2015

Dziewczyny lubią róż

... No dobra, może nie wszystkie:-). Ale ja lubię. Dlatego szalenie ucieszyłam się z nagrody pocieszenia, którą wygrałam u Leny. Prawdę mówiąc, od początku to na nią właśnie liczyłam, bo choć nie mam uprzedzeń do żadnych kolorów, a Zielone Runo wyglądało naprawdę atrakcyjnie, to Zestaw RóżoweSłodkoPachnące zdecydowanie mocniej podziałał mi na wyobraźnię:-)

I mam! Różowe przyjechało do mnie!

 
I żeby lepiej było widać:


Zapach - cudownie lekki i ciepły, prawdziwie letni.
Saszetka - jeszcze nie wiem na co ją przeznaczę, ale na pewno na coś takiego, by zawsze mieć ją przy sobie.
Włóczka  - 100 g przemiłego, miękkiego, stuprocentowego akrylu, chciałoby się niezwłocznie zamienić motki na coś przytulaśnego, najpewniej będzie to pierwszy jesienny komin  tego sezonu:-)

Naprawdę, baaaardzo lubię różowe:-)


(Mam na sobie dziergany bardzo dawno temu topik, który w komplecie z narzutką, albo osobno, wciąż chętnie noszę).

Leno, DZIĘKUJĘ:-)

środa, 19 sierpnia 2015

Ojciec Goriot - przeczytany!

Po ostatniej deklaracji nie mogło być inaczej:-)

Trudno nazwać realistycznym to przejmujące studium ojcostwa, graniczącej z obłędem miłości rodzicielskiej, która nie dając miejsca na wzajemność, prowokuje równie obłędny egoizm i obojętność. Realistyczna jest natomiast brutalna "edukacja sentymentalna" młodego bohatera, który na naszych oczach z naiwnego studenta staje się pozbawionym złudzeń graczem, równie cynicznym jak jego przeciwnik - upragniony "wielki świat".
Jest to jedna z tych powieści, gdzie bohaterem, wbrew tytułowi, nie jest konkretna osoba ale cała galeria postaci, których ambicje, namiętności i marzenia przeplatają się w tyglu wielkiego miasta; to pierwszy tom "Komedii ludzkiej", cyklu pomyślanego jako wielki fresk - diagnoza społeczeństwa francuskiego czasu przemian.

Mimo, że książka powstała prawie 200 lat temu, to czytało mi się ją zaskakująco dobrze. Może tylko czasem trochę męczyły dialogi. Bo to nie były takie zwyczajne dialogi. W tamtych czasach rozmowa (pardon, konwersacja) była wyrafinowaną sztuką i to na dodatek sztuką często uprawianą dla niej samej, a więc wypowiedzi niekoniecznie musiały być praktyczne. Ba, nawet nie powinny takie być! Przede wszystkim miały zachwycać, bawić i łechtać próżność rozmówcy. A Balzac jako kronikarz epoki doskonale to na kartach swojej powieści odzwierciedlił. Dlatego treść, którą można by przekazać w dwóch, góra trzech słowach, zajmuje pół strony... Momentami budziło to mój podziw, bo to były naprawdę bardzo zgrabne, kwieciste, pełne emfazy sformułowania:-). Ale momentami nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to zwykłe dłużyzny...

W lekturze zaskoczyło mnie też to, że Balzak, choć nigdy nie uczył się zasad pisarstwa, potrafił napisać książkę bardzo przyjazną czytelnikowi. Zgodną ze wszystkimi regułami. Nie ma w niej chaosu. Obdarzeni ciekawymi i spójnymi charakterami bohaterowie przedstawiani są po kolei i w taki sposób, że łatwo ich zapamiętać, mimo tego, że jest ich całkiem sporo. Odsłaniana po kawałku tajemnica zaostrza ciekawość, a umiejętnie dawkowane napięcie i zagęszczenie akcji sprawia, że lektura jest naprawdę wciągająca.

Najbardziej jednak zaskakujące jest to, że mimo prawie dwustu lat, które dzieli nas od powstania powieści, jej wymowa nadal jest żywa! Charaktery opisane przez Balzaca w żaden sposób nie straciły na aktualności. W czasie zmieniają się tylko dekoracje i sposób wysławiania się, zaś ludzie, choć w innych ciuchach i za innymi goniący gadżetami, wciąż pod skórą pozostają tacy sami. Również dzisiaj spotkać możemy ojców, którzy z miłości do swoich córek rozpieszczają je, tworząc z nich egoistyczne i niewdzięczne potwory. Również dziś bogactwo nie gwarantuje szczęścia, choć jest marzeniem i pasją wielu, którzy nie cofną się przed niczym, by je zdobyć. Również dziś elity mogą więcej, bo pieniądze dają władzę i gwarancję bezkarności...

Trochę to dołujące... Choć socjologicznie szalenie ciekawe.

Trochę rozczarowało mnie zakończenie... Zdziwiło mnie, że jeden z głównych i najbardziej wyrazistych bohaterów znika w połowie i nie bierze udziału w finale. Ale też po opisie z okładki trochę innego finału spodziewałam się... No cóż, ponoć wiele balzacowskich postaci pojawia się też w innych jego książkach, więc może zakończenie tego wątku znajdę w innej powieści cyklu Komedii ludzkiej, bo chyba jednak skuszę się, by zapoznać się z nim w całości. W przypadku twórczości Balzaca zdecydowanie apetyt rośnie w miarę jedzenia;-)

sobota, 15 sierpnia 2015

Słoneczna sukienka

... to druga i ostatnia rzecz, którą wyszydełkowałam na urlopie. Też z Kordka, tak jak beżowo-kobaltową tunikę. Zainspirował mnie model z Małej Diany. Lubię szydełkować Nr 7/2013.


W oryginale była tunika z przedłużonym stanem. Ja zmieniłam trochę wzór fal (na mniej włóczkożerny), skróciłam górę, wydłużyłam część spódniczkową oraz dorobiłam sznurek, żeby ładniej podkreślał talię.


Potem doszłam do wniosku, że na prostym przodzie fajnie byłoby coś zawiesić więc zrobiłam naszyjnik. Najprostszy - szydełkowe kulki zawiesiłam na rzemyku, akurat miałam jeden w odpowiednim kolorze. A ponieważ wciąż zostało mi trochę włóczki postanowiłam zrobić drugi - tu już bardziej pokombinowałam.


A jak tak kombinowałam, to wykombinowałam sobie jeszcze bransoletki. Zwykłe metalowe obręcze okręciłam włóczką i zrobiłam zawieszki z koralików.


Z tego wszystkiego najwięcej jednak czasu zabrało mi znalezienie pasującego do całego zestawu obuwia, bo okazało się, że w domu nie mam nic, co by mi pasowało... W poszukiwaniu odpowiednich butów zajrzałam chyba do wszystkich sklepów w bliższej i dalszej okolicy i dopiero wczoraj udało mi się trafić. Co prawda dalej to nie jest to, co sobie wyobrażałam, ale i tak najlepsze, jakie udało mi się znaleźć.... Ale najważniejsze, że dzięki temu zakupowi mogłam wreszcie zrobić sukience sesję zdjęciową:-)


Dane techniczne:
Włóczka: "Kordek" Xima (80% bawełna, 20% akryl, dł. 400m/100g)
Zużycie: 200 g żołte, 100 g beżowej, resztki kobaltowej
Szydełko nr 3 (góra) i 3,5 (część spódniczkowa).

A dodatki na zbliżeniach wyglądają tak:


W bransoletkach muszę jeszcze wymyślić coś takiego, żeby mi wszystkie zawieszki nie zjeżdżały w jedno miejsce...

wtorek, 11 sierpnia 2015

Balzac i jego biograf

W życiu nie przeczytałam niczego Balzaca. Chyba że w szkole jakieś fragmenty, bo nazwisko przecież znane - jego twórczość musiała być w programie. Ale nie pamiętam. Na półce mam "Ojca Goriot", jednak nigdy nie poczułam ochoty, by przeczytać. Dawno temu rzucił mi się w oczy film "Kuzynka Bietka", którego scenariusz powstał również na podstawie powieści Balzaca, ale też nie poczułam się zainteresowana.

Dlaczego więc przeczytałam jego biografię?

Po pierwsze dlatego, że ją dostałam. A po drugie, ważniejsze, bo napisał ją Stefan Zweig. Jeśli lubicie biografie i ciekawią Was, na przykład, losy wielkich kobiet, koniecznie przeczytajcie "Marię Antoninę" i "Marię Stuart" - swego czasu obie te pozycje, autorstwa Zweiga, zrobiły na mnie ogromne wrażenie i zapoczątkowały wielką sympatię do tego pisarza, która rozwinęła się jeszcze bardziej, gdy bliżej przyjrzałam się jego własnej biografii.

Głównym przedmiotem zainteresowania Zweiga jako pisarza była psychologia człowieka, szczególnie fascynowała go, modna w tamtych czasach, psychoanaliza. Przyjaźnił się z Freudem i niestety, w jego twórczości da się odczuć mizoginiczne akcenty (jak na przykład stwierdzenie, że umysł kobiety jest nietwórczy), ale wobec innych zalet przymykam oko na tę niepoprawność;-). Zweig był doskonałym znawcą ludzkiej psychiki, na co wpływ pewnie miała jego wrażliwa (a nawet nadwrażliwa) natura. Swoich książkowych bohaterów ani nie idealizował, ani też nie demonizował. Z wyrozumiałością traktował ich ułomności i słabości doszukując się wyjaśnienia w przeżyciach z dzieciństwa, relacjach z najbliższymi oraz kształtującej roli środowiska. Swoje czytelniczki nierzadko zaskakiwał faktem, że pisał tak, jakby miał dostęp do najgłębiej skrywanych zakamarków kobiecej psychiki. Pamiętam, że i mnie uderzyło to podczas lektury "Marii Antoniny" i "Marii Stuart"... O swojej twórczości on sam powiedział: "W moim pisarstwie głównie interesowało mnie psychologiczne przedstawienie postaci oraz ich życia; to właśnie mnie skłoniło, by napisać kilka szkiców i studiów biograficznych znanych ludzi". A napisał ich całkiem sporo. Prócz tych, które wspominam, w jego dorobku znalazły się biografie między innymi: Magellana, Erazma z Rotterdamu, Zygmunta Freuda, Dostojewskiego, Nietzsche'go, a także Josepha Fouché (jakobina, a później szefa napoleońskiej policji).

W sieci jest zdecydowanie za mało materiałów na temat życia i twórczości Stefana Zweiga. Szkoda, bo to ciekawa postać, a przy tym bardzo mi duchowo i intelektualnie bliska. Wrażliwiec, piewca osobistej wolności i zjednoczonej, wspólnej Europy. Miłośnik języka, który wzdragał się na wszelką literacką bylejakość. Idealista. Pacyfista. Zasymilowany austriacki Żyd, któremu przyszło żyć w czasach kwitnącego nazizmu. Po ucieczce z ojczyzny i osiedleniu się w Brazylii, bacznie śledził wieści z Europy. Nie były optymistyczne. Wyglądało na to, że marszu hitlerowskich wojsk nic nie jest w stanie powstrzymać, a Zwieg wraz z żoną za nic nie chcieli żyć w świecie rządzonym przez nazistów. Wybrali barbiturany. Bez złości i urazy do barbarzyńskiego świata. W ostatnim liście Stefan Zweig napisał: "Żegnam wszystkich przyjaciół, niech ujrzą świt po długiej nocy, ja jestem zbyt niecierpliwy"...

Ale wracając do Balzaca. Jego biografia to podobno dzieło życia Zweiga. Stale dopieszczane i nigdy nie skończone (cudem ocalały rękopis został uzupełniony i wydany dopiero po II Wojnie Światowej). Po przeczytaniu książki łatwo jednak zrozumieć fascynację autora.

Honoré de Balzac był tytanem pracy, pisał po dwanaście godzin dziennie, stojąc przy pulpicie i wypijając morze kawy. Zajmował się także robieniem interesów, ale że nie miał do nich szczęśliwej ręki - nieustannie tonął w długach. Przy tym wszystkim cenił sobie luksus i prowadził bujne życie towarzyskie. W swoich książkach krytykował stany niższe, jednak zecerzy składający jego książki czytali je z zachwytem. Elity nie chciały przyjąć go w swoje szeregi, nie dostał się do Akademii, nie wybrano go posłem. Kościół katolicki, któremu pragnął służyć, wpisał wszystkie jego książki na indeks.
Niedługo po ślubie z ukochaną, Polką Eweliną Hańską, zaczął podupadać na zdrowiu. Zmarł w wieku zaledwie 51 lat, wyczerpany postępującą chorobą serca

Z kart książki Zweiga wyłania się dziwna postać, która niewiele ma wspólnego z wyobrażeniem o wielkim, genialnym pisarzu. Wprost przeciwnie. Balzac to  raczej śmieszny człowieczek, ogarnięty potrzebą uznania, snob i pozer, któremu jest wszystko jedno w jaki sposób objawi się światu jego wielkość, grunt, żeby się objawiła. Pisarstwo, działalność polityczna, biznesowa, wybór towarzystwa i żony - to tylko środki do celu. Zaś cel jest jeden: być bogatym i poważanym. Balzac w niczym nie zna umiaru, ani w swoich marzeniach, ani w uczuciach, ani w działaniach. Wszystko, czego się podejmuje musi być od razu najlepsze, największe i olśnić świat. A jeśli nie, to się nie liczy, bo Balzacowi obca jest idea małych kroczków. Ze złością i politowaniem czytałam o jego kolejnych coraz większych pomysłach biznesowych. Gdy jeden uczynił go bankrutem, on już miał w zanadrzu kolejny, jeszcze większy, wymagający jeszcze większych nakładów finansowych, który realizował (wciąż się zapożyczając) z równym zapałem, naiwnością i wiarą w sukces. Był przeciwieństwem króla Midasa...

Ale obok tej śmieszności i niefrasobliwości dostrzec też można innego Balzaca - smutne dziecko, zranionego i pozbawionego miłości rodzicielskiej chłopca, który całe życie, całym sobą, pragnie zasłużyć sobie na uwagę, pochwałę i akceptację. Człowieka, który pragnie wyrwać się spod jarzma potrzeb finansowych, by w całości móc się poświęcić temu, co najbardziej kocha robić. Nie do końca jest jasne, co tak naprawdę kocha i jak spędzałby swoje dni, gdyby nie musiał zarabiać na życie i spłatę długów, bo okazuje się, że za każdym razem, gdy jego sytuacja się polepsza, cierpi na tym jego pisarstwo - swoje największe dzieła pisze Balzac zawsze pod największą presją, zaszczuty i przyparty do muru, przez swoich wierzycieli, komorników i nakazy sądowe.

Nie wiem, czy Balzac był utalentowanym pisarzem. Do dziś zarzuca mu się bylejakość językową i kiepski warsztat. Ale był wnikliwym obserwatorem życia i ludzi, obdarzonym nieprzeciętną wyobraźnią oraz żelazną konsekwencją. Być może te cechy nie wystarczyły by uczynić go skutecznym politykiem, czy sprawnym biznesmenem, ale z pewnością dzięki nim stał się jednym z najważniejszych twórców współczesnej powieści europejskiej. Biografia Zwiega to uznanie dla nieprzeciętnej mocy twórczej Balzaca, człowieka, który z im większymi przeciwnościami zmagał się w prawdziwym życiu, tym większe dzieła rodziła jego wyobraźnia.

Po lekturze Zweiga czuję się bardzo zaintrygowana twórczością Balzaca więc "Ojciec Goriot" z półki doczeka się wreszcie przeczytania:-).



Źródła:

czwartek, 6 sierpnia 2015

Letnie naszyjniki

... zrobiłam jesienią ubiegłego roku. Jeden pojechał do Radziejowego Zacisza, drugi trafił do Wikery z Potyczek nie tylko manualnych. Dwa zostały ze mną i wreszcie jest okazja, żeby pokazać jak prezentują się w letnich kreacjach:-).


Z tym poniżej jechałam na sesję zdjęciową na Skansen. Skansenowe okoliczności wydawały mi się najwłaściwsze do zaprezentowania rękodzielniczego dodatku. Ale po drodze natknęłam się na te drzwi garażowe, pomyślałam o Sivce, uśmiechnęłam się i postanowiłam właśnie je wykorzystać jako tło:-).


W drodze powrotnej wpadły mi jeszcze w oko okoliczności kwiatowe...


...ale nie, garażowa brama okazała się jednak bezkonkurencyjna;-)

Z drugim też jechałam na Skansen. Dojechałam za późno. Mogliśmy wjechać tylko na parking.


Parkingowe okoliczności okazały się wcale nie takie najgorsze;-)


Prócz szydełkowego naszyjnika mam na sobie szydełkową bluzkę, którą zrobiłam dwa lata temu, i która, zupełnie tak samo jak naszyjniki, musiała poczekać z noszeniem do następnego lata, bo mnie przy robocie jesień zastała. W tym roku to już jej drugi sezon, a ja nadal bardzo ją lubię:-)

niedziela, 2 sierpnia 2015

Beżowo-kobaltowa tunika

... to jedna z dwóch rzeczy, które skończyłam na urlopie. Bardzo jestem z niej zadowolona:-)




Opis wykonania: Mała Diana. Lubię szydełkować, nr 3/2015.

Dane techniczne:
Włóczka: "Kordek" Xima (80% bawełna, 20% akryl, dł. 400m/100g)
Zużycie: 200 g beżowej i niecałe 100 g kobaltowej
Szydełko nr 3,5.


Pierwszy raz miałam w rękach tę włóczkę. Może nie jest najwyższej jakości (poszczególne nici w przędzy były nierówno naciągnięte), ale szydełkuje się z niej bardzo przyjemnie. I nosi również:-).