O Jeżycjadzie szeroko rozpisywałam się już dawno temu, dziś jedynie krótka notatka pod wpływem ostatniej części, którą udało mi się przeczytać dosłownie kilka dni temu.
19. tom Jeżycjady pozwala zajrzeć do
przyjaznego domu Borejków w okresie świąt Bożego Narodzenia.
Przybycie Magdusi, córki Kreski, jest powodem piorunujących zmian w spokojnym
życiu rodziny, a ślub Laury uruchamia działanie osławionego Fatum.
Śmieszna, miła, ale i refleksyjna powieść Małgorzaty Musierowicz jak
zwykle podnosi na duchu i krzepi, bawi do łez, i uczy, skłania do
zastanowienia nad sprawami wielkiej wagi.
Nie będę psioczyć. O mankamentach serii wiedzą wszyscy czytelnicy, a ci najwierniejsi po prostu przymykają na to oko, bo to lektura, jak odwiedziny u starych, ukochanych przyjaciół. Niechże tam mają swoje dziwactwa, niech sobie moralizują, idealizują i intelektualnie snobują... ale kochamy ich, bo po prostu od tak dawna już są z nami. Niezawodnie.
Ale "McDusia" to chyba najbardziej refleksyjna książka Małgorzaty Musierowicz. Niby młodzieżowa, utrzymana w lekkim i wesołym tonie, jak wszystkie poprzednie, a jednak, gdzieś między wierszami, mocno odczułam jakąś taką nutę melancholii. Zmarł Profesor Dmuchawiec. Państwo Borejkowie, przy sylwestrowych fajerwerkach, podsumowują swoje życie. Gabrysia również patrzy wstecz, myśli o swoim życiu, jak o wciąż zapisujących się kartach powieści. Tyle już się ich zapisało. Tyle niewiadomych odkryło. Tyle historii przeżyło. Ale jeszcze nie wszystkie. Póki żyjemy, póty białe kartki czekają na dalsze treści. Tylko z tej niezapisanej tajemnicy coraz częściej, zamiast radosnego oczekiwania, wyziera, budzące niepokój, nieuchronne....
I ten niepokój udzielił się również i mnie.
Bije zegar godziny, my wtedy mawiamy:
"Jak ten czas szybko mija!" - a to my mijamy.
Stanisław Jachowicz
Znam te słowa. Słyszałam je już wcześniej. Ale dopiero przeczytane w "McDusi", w kontekście refleksyjnych przemyśleń jej bohaterów, zrobiły na mnie piorunujące wrażenie.
Dlatego, choć strasznie mi się nie chce przemierzać połowy Polski, by w któryś z nadchodzących weekendów odwiedzić mojego tatę, to jednak wsiądę w samochód i pojadę. Nie będę marnować okazji, póki wciąż jeszcze możemy się spotykać...
też to całkiem niedawno skończyłam, moja rodzina zniecierpliwiona oczekuje na kolejną część...
OdpowiedzUsuńI ja też:) Jak zwykle:)
UsuńMam tę książkę w domu, ale jeszcze nie jest przeczytana. Doskonale zrozumiałam znaczenie tych słów, ale powiem Ci, że i mi poprawiły się stosunki z ojcem, choć mieszkamy w tym samym mieście. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNam, z wiekiem, też się poprawiły:) Zarówno z tatą, jak i z mamą. Oni złagodnieli, a ja, odkąd sama mam dziecko, to też bardziej wyrozumiała się zrobiłam...
UsuńPrzeczytam.....dzięki :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLektura w sam raz na jeden wieczór, najlepiej taki ciemny i deszczowy:)
UsuńCykl skończyłam na "Żabie". "Kalamburka" jest ostatnim tomem, który mi się w pełni podobał. Coś się popsuło, ten pięknie uchwycony świat zaczął się odrealniać, odrywać, stał się za bardzo serialowo-cukrowy, obcy. Nie potrafię się już w nim znaleźć.
OdpowiedzUsuńWiem. Doskonale wiem o co Ci chodzi:) Ale ja mam tak wiele sympatii i sentymentu do Kwiatu kalafiora i Idy sierpniowej, że bez względu na wszystko "łykam" również pozostałe części...
Usuńa ja sobie mówię gdy mi źle, że przecież "Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija"... :-)
OdpowiedzUsuńprzemijanie jest nieuchronne, wieczność raczej nudna, więc nie ma się chyba czym smucić? :-)
Przemijanie, jak wszystko, ma dwie strony:) To dobrze, że mijają przykre rzeczy. Ale gdy te dobre, gdy odchodzą ludzie, których się kocha, to jednak jest bardzo przykro...
UsuńI ja ostatnio wracam do Jeżycjady, a że McDusia również czeka na swoją kolej, to jestem bardzo ciekawa czy nasze wrażenia się pokryją :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa:) Napisz koniecznie, gdy już przeczytasz!
UsuńTo okropne, z tym czasem.... Ja jestem taka niedobra córka, której się nie chce odwiedzać rodziców, choć mam tylko kilka kilometrów. Teraz mam wyrzuty sumienia :(
OdpowiedzUsuńNie ma co sobie wyrzucać, tylko wsiadać w samochód i odwiedzać:) Aż mi się nie chce wierzyć, że w okolicach Rodziców nie znalazłabyś, swoim artystycznym okiem, ciekawych teł do sfotografowania:) Miałabyś dwa w jednym:)
UsuńZnajduję i miewam :D A autem nie jeżdżę jako kierowca...
UsuńPewnie dlatego tak lubisz podróżować;) Ja strasznie lubiłam zaraz po otrzymaniu prawa jazdy, wtedy mogłabym z samochody nie wychodzić. Teraz za to unikam wchodzenia, jak tylko mogę;)
Usuń