wtorek, 9 czerwca 2009

Mroczne materie

Nie przeczę, że sięgnęłam po ten cykl zaintrygowana stwierdzeniem, iż jest to historia kontrowersyjna o wyraźnej wymowie antykościelnej. Podobno nawet wyd. Prószyński i s-ka zrezygnowało z tego powodu z wydania trzeciej części. Na szczęście osobiście odkryłam tą pozycję na tyle późno, że w mojej bibliotece dostępne były już wszystkie trzy tomy wydane przez Albatrosa:


Nie będę się rozpisywać. To niezwykła i wciągająca powieść fantasy o walce (a jakże by inaczej) dobra ze złem. Inne jest tylko to, co za dobre i złe przyzwyczajeni jesteśmy uznawać. Dobro czyli ciekawość świata, otwartość, dociekliwość, tolerancja przeciwstawione są tu złu, reprezentowanemu przez Autorytet (Boga), który uzurpuje sobie tytuł Stworzyciela (w rzeczywistości bowiem jest po prostu pierwszym stworzeniem powstałym z Pyłu) oraz instytucje kościelne. Za przykład niech posłuży cytat z książki: "... cała historia ludzkiego życia to walka pomiędzy mądrością a głupotą. (...) zbuntowane anioły, poszukiwacze mądrości, zawsze próbowali otwierać umysły; Autorytet i jego Kościoły zawsze usiłowali je zamknąć." (Bursztynowa Luneta, str. 484).
Trylogia Mroczne materie to naprawdę kawałek dobrej lektury. Jestem ateistką więc postawienie Boga po stronie "złych" nie oburzyło mnie, co więcej - uważam, iż jest to ciekawy i odważny zabieg. Poza tym zaletą jest interesująco opisany wieloświat - ze swoimi prawami, naukami i religią, tak inny lecz pod wieloma względami podobny do naszego. Pierwszy raz zetknęłam się też z motywem duszy ludzkiej przedstawionej jako niezależny byt w postaci zwierzęcej, zwanej dajmonem. Moim zdaniem to jedna z naciekawszych koncepcji tej powieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz