niedziela, 3 października 2010

Było sobie poncho...

Zrobiłam je bardzo dawno temu z szydełkowych kwadratów. I nigdy nie założyłam. W gazecie, na modelce, wyglądało super, na mnie wprost przeciwnie. Wielkie, sztywne, a przede wszystkim kolory zupełnie nie dla mnie. I tak przeleżało sobie moje poncho latek kilka w pawlaczu, dopóki nie przyszło mi do głowy, że mogłabym je zużytkować w nieco inny sposób. Postanowiłam mianowicie wykorzystać składające się nań kwadraty do udekorowania naszej, świeżo remontowanej, klatki schodowej. Docięłam na wymiar grubą tekturę, pomalowałam na kolor ścian, w rogach umocowałam szydełkowy element i małymi gwoździkami przybiłam do ściany.

I voila:


Po rozpruciu wdzianka mam do dyspozycji sporo szydełkowych kwadratów. Z pewnością klatka schodowa wszystkich nie przyjmie, ale jeszcze trzy na okiennym parapecie się zmieściły. Dobrze tam wyglądaj, więc niech sobie leżą. Reszta będzie musiała jeszcze zaczekać na swój czas.

To jeszcze nie koniec pracy nad naszą klatką schodową, ale powoli zaczyna ona wyglądać jak część mieszkania, a nie budynku w stanie surowym. Gdy się wprowadzaliśmy, to pomieszczenie wykończyliśmy tylko z grubsza. Najważniejsze było, że mamy wreszcie swój dom, wygląd klatki schodowej był bez znaczenia. No, ale to, na co z wyrozumiałością można przymykać oko na początku, później zaczyna coraz bardziej człowiekowi doskwierać. Czasami naprawdę wstyd mi było przeprowadzać przez to pomieszczenie gości. Ileż można się tłumaczyć, że dopiero co się wprowadziliśmy?! Dlatego wreszcie, po prawie ośmiu latach, zabraliśmy się za wykańczanie tej najbardziej ignorowanej i zaniedbanej części naszego domu.

W ogóle bardzo pracowite mieliśmy ostatnie dwa miesiące. Przed klatką schodową pracowaliśmy nad wykończeniem balkonu i ganku. Poszłoby nam sprawniej, gdyby pogoda była bardziej sprzyjająca. Ale niestety, lato nie dopisało, jesień przyszła jeszcze w sierpniu i zakończenie prac nam się opóźnia. Inaczej sobie planowałam październikowe wieczory. Miała być herbatka, kocyk, miękka włóczka na drutach, książka przy ciepłym żółtym świetle... A tu nic z tego. Praca na klatce potrwa jeszcze z dwa tygodnie.

Ale to nic. Co się odwlecze...

Tymczasem realizuję jedynie bardzo szybkie pomysły rękodzielnicze. Jak na przykład zamiana zwykłej, typowej doniczki ceramicznej w taką bardziej niezwykłą i osobistą:

 
Górę i podstawkę doniczki pomalowałam farbą akrylową, a resztę okleiłam sznurkiem lnianym. Do takiego oklejania świetnie nadaje się klej do układania korka. Akurat zostało nam trochę z klatki schodowej:).

W międzyczasie dziergam. Same proste rzeczy. Z braku czasu nic jednak nie wykańczam. Wszystko odkładam na "po klatce".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz