czwartek, 9 lutego 2012

Pojechałam, obejrzałam...

Już myślałam, że z planowanej i wyczekiwanej od wakacji wyprawy do kina na  Dziewczynę z tatuażem nic nie wyjdzie. Wszystko przez mróz. Po kilku dniach i nocach z 20-30 stopniowymi mrozami, mój nieszczęsny samochód, napędzany wysokoprężnym silnikiem diesla, odmówił posłuszeństwa. Nic to, że do pracy zmuszona byłam chodzić na piechotę. Nieco więcej ruchu na świeżym powietrzu jeszcze nikomu nie zaszkodziło (ha! powiedzcie to naczynkom na mojej twarzy, które nawet pod ochroną specjalnego kremu dla narciarzy przeżyły prawdziwą masakrę), ale z kina naprawdę było mi szkoda zrezygnować. Nie pomogło uszlachetnianie paliwa specjalnym preparatem. Kilkakrotne rozgrzewanie świec również na nic się zdało. W takiej temperaturze zdycha bowiem serce samochodu - akumulator. Dzień przed planowanym wyjazdem, po kilku nieudanych próbach odpalenia, prawie całkiem nowe baterie w moim samochodzie, krztusząc się i dławiąc żałośnie, zdechły...

Ale...

Nie zaczynałabym tematu, gdyby historia nie miała happy endu:).

Pomógł prostownik. Wystarczyło parę godzin ładowania, by martwy samochód złapał rytm, a z rury wydechowej, ku uldze wszystkich zainteresowanych, wyzionęły kłęby regularnie wydalanych spalin.

Pojechaliśmy.... Obejrzeliśmy... Podobało się:)

Remake szwedzkiego filmu, na podstawie bestsellera Stiega Larssona. Skazany w procesie o zniesławienie dziennikarz, Mikael Blomkvist (Daniel Craig), podejmuje się nietypowego zlecenia. Na prośbę wpływowego przedsiębiorcy - Henrika Vangera ma spisać historię rodziny. Naprawdę jednak chodzi o zaginioną przed laty siostrzenicę Vangera - Harriet. Mikael wraz z pomagającą mu młodą hakerką Lisbeth (Rooney Mara), odnajduje przerażające i krwawe tajemnice rodziny.

Ponieważ wcześniej przeczytałam książkę, a także obejrzałam jej szwedzką adaptację filmową, pokuszę się o parę porównań. Ale króciutko. Nie ma powodów, by się strasznie na ten temat rozpisywać. Oba filmy - szwedzki i hollywoodzki - są do siebie podobne. Zarówno w klimacie, jak i niektórych ujęciach, scenach. To dość wierne adaptacje, różniące się jedynie szczegółami. Jeśli chodzi o aktorów, to w hollywoodzkim wydaniu bardzo podobał mi się Daniel Craig w roli Blomkvista. Podobno zebrał kiepskie opinie jako agent 007, jednak w roli zmęczonego życiem i przytłoczonego porażką dziennikarza-detektywa jest po prostu genialny. Za to szwedzka Lisbeth na głowę bije swoją amerykańską odpowiedniczkę, która tutaj wydawała mi się za mało wyrazista, za mało pewna siebie, choć przyznaję, że ma też parę naprawdę dobrych momentów. Również szwedzki Nils Bjurman był w mojej opinii bardziej przekonujący. Ale to drobiazgi bez znaczenia dla osób, które szwedzkiej adaptacji nie widziały.


Dla przypomnienia: tutaj pisałam o książkach Stiega Larssena, a tutaj o ich szwedzkich adaptacjach filmowych.

Tutaj zaś swoimi wrażeniami z obrazu Finchera podzieliła Magota:).



Komentarze
 
2012/02/09 23:39:20
Cieszę się bardzo, że i Tobie film przypadł do gustu! W ogóle, to niezły zbieg okoliczności - moja druga połowa zakupiła ostatnio blue raya i właśnie dziś przytargał pierwszy film w tym formacie - trylogię Larssona w szwedzkim wydaniu :))) Tak więc na dniach będziemy oglądać i porównywać, choć już teraz wiem po zwiastunie, że postać Lisbeth stanowczo lepsza w edycji szwedzkiej! Na pewno dam znać jak moje wrażenia :) Pozdrawiam!
2012/02/13 22:05:14
No to życzę udanego seansu! I koniecznie podziel się wrażeniami:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz