Gdy podoba mi się jakaś książka zawsze
jestem ciekawa jej filmowej adaptacji. Interesuje mnie, jak ktoś inny
widzi historię, którą właśnie przeczytałam. Rzadko adaptacja jest
zadowalająca, ale często zdarza się, że jednak odkrywa przede mną coś
nowego, na co nie zwróciłam uwagi podczas lektury.
W przypadku Gdzie jesteś, Amando i Bez mojej zgody tak się jednak nie stało, ale mimo wszystko uważam, że to dobre filmy i oglądając je nie zmarnowałam czasu.
Gdzie jesteś, Amando jest dość wierną
adaptacją. Są tam wszystkie dylematy i wątpliwości jakie przeżywałam
podczas czytania. Zmiany są jedynie kosmetyczne. Przeszkadzało mi jednak
ograniczenie roli Angeli Gennaro, która w filmie była jakby tylko
uroczym i emocjonalnym dodatkiem do zdystansowanego, twardego i
umiejącego poruszać się w niebezpiecznych dzielnicach i wśród
niebezpiecznych ludzi, Patricka Kenzie.
Dużo więcej wątpliwości mam wobec filmu Bez mojej zgody.
Tutaj scenarzysta, z książkowego oryginału zaczerpnął jedynie główny
temat. I zrobił film o czymś zupełnie innym. Zrobił film po prostu o
godnym umieraniu. O tym, że choć walka o życie bliskiej osoby jest czymś
chwalebnym, to trzeba umieć w pewnym momencie powiedzieć stop, już
więcej nie da się zrobić, trzeba uwolnić umierające dziecko i zająć się
żywymi. Moment, w którym matka zaakceptowała fakt, że jej córka umrze
był naprawdę bardzo wzruszający. Znając książkowe zakończenie, filmowy
finał mocno mnie zaskoczył, ale po zastanowieniu przyznaję – jest w
porządku, dobrze pasuje do tego, o czym opowiada obraz.
O, proszę... to znaczy, że rola Angeli była w książce bardziej rozbudowana? W filmie faktycznie stanowi jedynie tło, a szkoda, bo jakoś bardziej do mnie przemawiałam niż Patrick :)
OdpowiedzUsuńOj tak... i nie wiem dlaczego w filmie zdecydowano się tak okroić jej postać... Może w filmie bohater musi być tylko jeden?... Ale jednak szkoda mi było...
Usuń