… - „Bez mojej zgody” Jodi Picoult i „Gdzie jesteś, Amando” Dennis'a
Lehane'a zajęły moją uwagę w minionym tygodniu. Książki w jakiś sposób
do siebie podobne, bo obie mówią o sprawach kontrowersyjnych i nie dają
jednoznacznych odpowiedzi.
Patrick Kenzie i Angela Gennaro od dłuższego czasu nie przyjmują
żadnych skomplikowanych zleceń. Gdy jednak w ich biurze pojawiają się
zdesperowani wuj i ciotka zaginionej w tajemniczych okolicznościach
Amandy, para detektywów postanawia zrobić wyjątek i zająć się tą trudną
sprawą. Czteroletniej dziewczynki szukają dziesiątki policjantów i
mieszkańcy Bostonu. Wszystkie tropy prowadzą jednak donikąd. Patrick i
Angela mają coraz mniej czasu...
Temat wydaje się fajny, prawda? Nie jest
to jednak typowa powieść kryminalna. To książka o moralności i prawie, i
o tym, że te dwie kategorie nie zawsze idą ze sobą w parze. W pewnym
momencie jeden z głównych bohaterów – detektyw Remy Broussard mówi: „...czasem robimy rzeczy słuszne, które by się w sądzie nie obroniły.”
Jest pewny swoich racji, bowiem sam podjął się bezprawnych działań, w
których słuszność wierzy. Zwątpił w prawo, bo wielokrotnie był
świadkiem, gdy zawodzi ono tych, których właśnie powinno chronić, tych
najbardziej bezbronnych, którzy nie potrafią jeszcze sami o siebie
zadbać - dzieci. Współtworzy zespół ludzi, którzy gotowi są za wszelką
cenę i każdymi metodami bronić prawa dzieci do bezpiecznego i
szczęśliwego dorastania. Cel szczytny. Ale czy cel uświęca środki? Na
jakiej podstawie przyznajemy sobie prawo do decydowania o tym, co jest
właściwe, a co nie?
Mnóstwo jest takich dylematów w tej książce. Nic nie jest tu tylko czarne, albo tylko białe.
I naprawdę mogłabym powiedzieć, że bardzo
mi się ta książka podobała, gdyby nie narracja. Moim zdaniem jest to
słaba strona powieści. Nie wiem, może to wina tłumaczenia, ale w wielu
miejscach nie potrafiłam zrozumieć emocji bohaterów i dosyć mi to
przeszkadzało w odbiorze treści.
Annie nic nie dolega, a mimo to żyje ona tak, jakby była obłożnie
chora. W wieku trzynastu lat ma już za sobą niejedną operację,
wielokrotnie oddawała krew, żeby utrzymać przy życiu swoją starszą
siostrę Kate, która we wczesnym dzieciństwie zapadła na białaczkę. Anna
została poczęta w sztuczny sposób, tak aby jej tkanki wykazywały pełną
zgodność z tkankami siostry. Jest dla niej dawcą idealnym. Aż do tej
pory akceptowała tę życiową rolę. Teraz Anna, wzorem większości
nastolatków, zadaje sobie pytania dotyczące tego, kim jest naprawdę.
Różnica pomiędzy nią a większością nastolatków polega na tym, że przez
całe życie postrzegano ją wyłącznie przez pryzmat siostry i tego, co dla
niej robi. Anna dojrzewa do podjęcia decyzji, która dla wielu osób
byłaby nie do pomyślenia, decyzji, która podzieli jej rodzinę, a dla
ukochanej siostry będzie oznaczać śmierć.
To dopiero była uczta. Płakałam rzewnymi
łzami, a przecież nieczęsto mi się to zdarza. Książka po prostu cudowna.
Wielowątkowa i opisująca perspektywę każdego z bohaterów, dzięki czemu
dowiadujemy się jak to jest być rodzicem umierającego dziecka, jak to
jest żyć w rodzinie, w której centrum stanowi nieuleczalnie chora
siostra, jak to jest czuć na sobie odpowiedzialność za życie bliskiej
osoby, jak to jest nie móc kontrolować własnego ciała, jak to możliwe,
że jednocześnie można kochać i ranić się nawzajem, jak to jest, kiedy
życie nas zaskakuje i przynosi zupełnie co innego, niż to, czego się
można było spodziewać. Jak to jest być bezradnym, bezsilnym, załamanym, a
jednocześnie pełnym mocy, wiary, nadziei i miłości.
Jak zwykle u Jodi Picoult mnóstwo pytań,
ale żadnych odpowiedzi. No, może jedna jest. Na koniec rozprawy, sędzia
ogłaszając swoją decyzję mówi: "... musimy (...) wybierać takie
rozwiązania, które pozwolą nam spokojnie spać w nocy, albowiem moralność
jest ważniejsza niż etyka, a miłość większa niż prawo."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz