Od ponad dwóch tygodni czuję się
fatalnie. Nie wiem, czy złe samopoczucie fizyczne powoduje zniżkę
nastroju, czy kiepski stan psychiczny tak paskudnie odbija się na
fizycznym. W każdym razie czuję się źle. Bez przerwy boli mnie głowa. W
ogóle wszystko mnie boli. Jestem zmęczona. Konieczność podjęcia
jakiegokolwiek działania wzbudza we mnie fale niechęci. Nawet głupie
zmywanie naczyń odkładam na później i później. I przez tą wstrętną
pogodę nie mogę biegać. Jak nie wieje, to pada deszcz. Jak nie deszcz,
to śnieg. Jak jest sucho, to temperatura poniżej zera i boję się
przeziębić. Biegałam trzy, cztery razy w tygodniu, teraz udaje mi się to
raz, góra dwa na tydzień.
Jak na ironię dziergam teraz bez przerwy (a' propos - muszę wkleić zdjęcia), a przecież powszechnie znany jest dobroczynny wpływ własnoręcznej twórczości na samopoczucie. Dlaczego na mnie to nie działa?
Od poniedziałku wzięłam sobie cały tydzień urlopu. Nie wiem, czy to dobrze, bo w sumie praca w tej chwili najbardziej mnie mobilizuje. Wstaję rano, myję się, maluję i ubieram, bo muszę iść do pracy. Jak nie będę musiała, to nie wiem, czy w ogóle wstanę...
Tak czy inaczej poczyniłam plany na te wolne dni. W ubiegłym tygodniu przyszła mi paczka z nową włóczką i wymyśliłam już na co ją przerobię. Mam też pomysł dekupażowy na prezent dla koleżanki, która za dwa tygodnie kończy okrągłe czterdzieści lat. Poza tym, zbliżają się moje imieniny, więc zaangażuję się też w jakieś kuchenne przedsięwzięcia. A na przyszły piątek planujemy z koleżanką babski wieczór. Nasi mężowie mieli jechać wtedy na koncert do Krakowa, ale okazało się, że koncert odwołany (jaka szkoda:-) ), no ale my naszej imprezy nie odwołujemy. Pojedziemy sobie do kina, potem do jakiegoś klubu... Będzie fajnie!
Byle tylko ta jesienna depresja zechciała już dać mi spokój!
Jak na ironię dziergam teraz bez przerwy (a' propos - muszę wkleić zdjęcia), a przecież powszechnie znany jest dobroczynny wpływ własnoręcznej twórczości na samopoczucie. Dlaczego na mnie to nie działa?
Od poniedziałku wzięłam sobie cały tydzień urlopu. Nie wiem, czy to dobrze, bo w sumie praca w tej chwili najbardziej mnie mobilizuje. Wstaję rano, myję się, maluję i ubieram, bo muszę iść do pracy. Jak nie będę musiała, to nie wiem, czy w ogóle wstanę...
Tak czy inaczej poczyniłam plany na te wolne dni. W ubiegłym tygodniu przyszła mi paczka z nową włóczką i wymyśliłam już na co ją przerobię. Mam też pomysł dekupażowy na prezent dla koleżanki, która za dwa tygodnie kończy okrągłe czterdzieści lat. Poza tym, zbliżają się moje imieniny, więc zaangażuję się też w jakieś kuchenne przedsięwzięcia. A na przyszły piątek planujemy z koleżanką babski wieczór. Nasi mężowie mieli jechać wtedy na koncert do Krakowa, ale okazało się, że koncert odwołany (jaka szkoda:-) ), no ale my naszej imprezy nie odwołujemy. Pojedziemy sobie do kina, potem do jakiegoś klubu... Będzie fajnie!
Byle tylko ta jesienna depresja zechciała już dać mi spokój!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz