Gdy pewnego letniego popołudnia, jeździliśmy sobie rekreacyjnie
rowerami po naszych pięknych, asfaltowych, leśnych drogach, wsłuchując
się w miarowy szum opon i lasu, mojemu mężowi zaświtał w głowie pewien
pomysł, którym niezwłocznie się ze mną podzielił:
- Kupmy sobie rolki - wypalił ni stąd ni zowąd, a śmiałość tej
propozycji była tak elektryzująca, że omal się nie przewróciłam. Ale gdy
minął pierwszy szok...
- Czemu nie - odparłam najpierw ostrożnie, choć w żołądku zaczęłam
już powoli odczuwać radosną ekscytację nowym pomysłem, a moja wyobraźnia
natychmiast zaczęła mi na pokuszenie podsuwać obrazy nas, radośnie
pomykających sobie znanymi ścieżkami, obutych w rolkarski sprzęt...
Od pomysłu do realizacji, trochę czasu musiało jednak upłynąć,
musieliśmy spełnić kilka warunków, zaznajomić się z tematem, poznać
rynek, no i wybrać się na zakupy. Ale w końcu, zadowoleni i
podekscytowani, choć nie bez obaw...
(Szczególnie moich, bo kiedyś, co prawda, jeździłam na łyżwach, ale
to było dawno temu... Czy teraz poradzę sobie na rolkach? A jeśli się
potłukę, a nawet połamię, rozbiję głowę, klapnę na cztery litery i
stłukę kość ogonową... To wszystko przez mojego ojca - ciągle słyszę to
jego: MYŚL CO ROBISZ! MYŚL PERSPEKTYWICZNIE! PRZEWIDUJ! No więc teraz
myślę i przewiduję. I się boję! Zaopatrzyłam się we wszystkie
ochraniacze, ale jakoś nie dawali w komplecie poduszki na cztery litery!
- o kość ogonową martwiłam się najbardziej. Kask odpuściłam z
premedytacją - przy spokojnej jeździe ryzyko urazu głowy jest
minimalne).
... stanęliśmy wreszcie na własnych nogach w rolki obutych:)
Pierwszy krok.... I od razu klaps! Mój klaps. Ochraniacze na dłoniach
spisały się na medal, pośladek goił się tydzień;). Ale nie odpuściłam. Z
oczywistych powodów darowaliśmy sobie fotografowanie naszych
rolkarskich początków - oboje byliśmy tak skupieni na tym, co robimy, że
o pstrykaniu fotek i tak nie byłoby mowy. Aparat zabraliśmy ze sobą
dopiero dzisiaj. To mój czwarty raz i choć nadal poruszam się trochę
sztywno i niepewnie (wprost przeciwnie niż mój mąż, który sprawia
wrażenie, jakby się w rolkach urodził!), to i tak mam z jazdy ogromną
frajdę.
No to jadę:) |
Obym się tylko nie wywaliłaaaa... |
Prawie, jak na łyżwach... |
Trochę więcej skupienia i może coś z tego będzie;) |
... ale najpierw nauka hamowania. |
Jakoś poszło:). To może trochę przyspieszę? |
Jadę! |
Ciągle jadę! |
Oj, pić się chce... |
Ale fajnie:) |
Bo kto powiedział, że zabawki są tylko dla dzieci?
Komentarze
2012/08/26 09:35:27
Nie, no świetnie! świetnie Ci idzie -
tak to wygląda na zdjęciach, i niesamowita zabawa! bardzo to podobne do
jazdy na łyżwach? podejrzewam, ze trudniej, bo łyżwy suną gładziutko.
Ale masz rozrywkę!
Anka
Ale masz rozrywkę!
Anka
2012/08/26 10:54:58
łał! :-D ja się zabieram do rolek od
kilku miesięcy ;-) ale to na zasadzie pies do jeża: niby fajne, ale jak
się połamię, to co wtedy? ;-)
szacun! szczególnie dla męża za pomysł :-D
w ramach zabawek nabyłam pierwsze druty na żyłce knit pro. i... no nie są złe, ale jakoś bez rewelacji.
podziałabym citrona, ale czy się go da bez markerów? ychh. bereciki na razie dziergam. jak skończę, to wiadomo, wrzucę gdzie trzeba :-)
uściski! i podziwiam :-D
szacun! szczególnie dla męża za pomysł :-D
w ramach zabawek nabyłam pierwsze druty na żyłce knit pro. i... no nie są złe, ale jakoś bez rewelacji.
podziałabym citrona, ale czy się go da bez markerów? ychh. bereciki na razie dziergam. jak skończę, to wiadomo, wrzucę gdzie trzeba :-)
uściski! i podziwiam :-D
2012/08/27 16:13:32
Aniu, rzeczywiście na łyżwach
jest łatwiej... Ja jeździłam na figurówkach, na których naprawdę czułam
się na lodzie bezpiecznie. W rolkach niby jest hamulec, ale wcale nie
jest łatwo nauczyć się go stosować - moje oba upadki miały miejsce
właśnie podczas hamowania... No ale z czasem, mam nadzieję, dojdę do
wprawy:)
Tfu.tfu, dzięki, szacun mężowi przekazany;), a Ty daj spokój z jeżem, tylko bierz się za rolki - jedynie na początek odradzam górki (mnie sponiewierały); najlepsze byłoby jakieś boisko (u nas zawsze są zajęte), albo duży asfaltowy parking (dlaczego teraz wszystko wykładają kostką?)...
A citrona i beretek będę wyglądać:)
Tfu.tfu, dzięki, szacun mężowi przekazany;), a Ty daj spokój z jeżem, tylko bierz się za rolki - jedynie na początek odradzam górki (mnie sponiewierały); najlepsze byłoby jakieś boisko (u nas zawsze są zajęte), albo duży asfaltowy parking (dlaczego teraz wszystko wykładają kostką?)...
A citrona i beretek będę wyglądać:)
2012/08/27 20:41:45
Świetny fotoreportaż!
A jaki pomysł masz na jesień i zimę w kwestii sportowych zajęć?
A jaki pomysł masz na jesień i zimę w kwestii sportowych zajęć?
2012/08/28 08:18:14
Weź mi nie przypominaj! Na razie udaję, że zimy nie będzie;)
(O ile nie pogrążę się, jak zwykle, w zimowej depresji i o ile wykrzesam z siebie odrobinę chcenia w zimowym niechceniu, to chyba tylko basen...)
(O ile nie pogrążę się, jak zwykle, w zimowej depresji i o ile wykrzesam z siebie odrobinę chcenia w zimowym niechceniu, to chyba tylko basen...)
2012/08/29 07:48:32
Podziwiam Twoją kondycje (to niemały
wysiłek, taka jazda na rolkach) i ... odwagę ;) Sama panicznie boję się
tego sprzętu. Miałam rolki na nogach raz, w wieku jakichś 17 lat i po
zrobieniu kilku kółek na boisku zaliczyłam taki pad płaski na twarz, że
do dziś nadziwić się nie mogę, że nic poważniejszgo mi się snie stało.
Jedyny ślad po tamtym zdarzeniu to mała blizna na dolnej wardze. No i
obawa przed sprzętem, nad którym najwyraźniej nie panuję.
Swoją drogą, jeżdżąc na rowerze Wiślaną Trasą Rowerową spotykam bardzo wielu rolkarzy i uważam, że to świetny sport , kiedy patrzę na ich ładnie (ale nie nadmiernie) umięśnione ciała. Szkoda, że mam takiego stracha ;)
Swoją drogą, jeżdżąc na rowerze Wiślaną Trasą Rowerową spotykam bardzo wielu rolkarzy i uważam, że to świetny sport , kiedy patrzę na ich ładnie (ale nie nadmiernie) umięśnione ciała. Szkoda, że mam takiego stracha ;)
2012/08/30 00:13:07
Agnieszko, w mojej jeździe również
zdarzają się momenty, kiedy mam wrażenie, że rolki przejęły kontrolę nad
moimi nogami;D Na szczęście zazwyczaj w decydującej chwili udaje mi się
ją odzyskać... I szkoda, że tego nie udało nam się uwiecznić na
zdjęciach - moja fotorelacja z pewnością zyskałaby na dramaturgii:)
2012/08/30 11:42:32
Świetny pomysł! Z moim szczęściem
wywrotowym, pewnie musiałabym jeździć w skafandrze kosmicznym, żeby nie
złamać tej czy innej kostki (bo nie wierzę, że to jak na łyżwach). Ale
patrząc na takie zdjęcia aż chce się coś zrobić aktywniejszego :D
2012/08/30 16:08:57
No to ja drugi raz w tym wpisie, ale na trochę inny temat: zostałaś przeze mnie nominowana:)
zdrowa-kuchnia-sowy.blogspot.com/2012/08/versatile-blogger-award.html
Uściski:)
zdrowa-kuchnia-sowy.blogspot.com/2012/08/versatile-blogger-award.html
Uściski:)
2012/08/30 23:32:14
Rebecca.fierce, bo "prawie" robi różnicę, he, he:)
Ja na szczęście jeszcze nigdy żadnej kosteczki sobie nie złamałam, stąd mogę żywić niczym niezmącone przekonanie, że ludzkie kości są bardziej wytrzymałe, niż się wydaje;)
Sowo, dzięki, ale ten temat wymaga nieco głębszych przemyśleń... i czy w ogóle są jeszcze takie fakty, których po prawie czterech latach blogowania do tej pory nie ujawniłam?.... hmmm.... myślę głęboko:)
Ja na szczęście jeszcze nigdy żadnej kosteczki sobie nie złamałam, stąd mogę żywić niczym niezmącone przekonanie, że ludzkie kości są bardziej wytrzymałe, niż się wydaje;)
Sowo, dzięki, ale ten temat wymaga nieco głębszych przemyśleń... i czy w ogóle są jeszcze takie fakty, których po prawie czterech latach blogowania do tej pory nie ujawniłam?.... hmmm.... myślę głęboko:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz