... w podtytule "opowieść o jedzeniu, miłości i wojnie", autorstwa amerykańskiej dziennikarki o polskich korzeniach i wielkiej miłośniczki jedzenia - Annii Ciezadlo, czytałam z przerwami ponad pół roku. Bynajmniej nie dlatego, że taka obszerna, choć prawie 500 stron formatu 135x215 mm, to jednak nie przelewki:)
"Dzień miodu" splata historię, sztukę kulinarną i naoczną relację w osobistą opowieść o przetrwaniu.
Jesienią 2003 roku Annia Ciezadlo spędziła miodowy miesiąc w
Bagdadzie. Przez sześć kolejnych lat mieszkała na przemian w Bejrucie i
Bagdadzie, jadła przy jednym stole z szyitami i sunnitami, lokalnymi
watażkami i uchodźcami, gospodyniami i szajchami.
W przejrzystej, inteligentnej prozie Ciezadlo wykorzystuje tradycje kulinarne, by pokazać pełen życia Bliski Wschód, jakiego większość ludzi Zachodu nigdy nie miała okazji oglądać. (...)
Wraz z Autorką trafiamy w głąb Bliskiego Wschodu w historycznym momencie, kiedy nadzieja zderza się z lękiem. "Dzień miodu" to namalowany z odwagą i współczuciem obraz życia zwykłych ludzi w czasie konfliktu zbrojnego - poruszające świadectwo siły miłości i gościnności, dzięki którym można przezwyciężyć dramat wojny.
W przejrzystej, inteligentnej prozie Ciezadlo wykorzystuje tradycje kulinarne, by pokazać pełen życia Bliski Wschód, jakiego większość ludzi Zachodu nigdy nie miała okazji oglądać. (...)
Wraz z Autorką trafiamy w głąb Bliskiego Wschodu w historycznym momencie, kiedy nadzieja zderza się z lękiem. "Dzień miodu" to namalowany z odwagą i współczuciem obraz życia zwykłych ludzi w czasie konfliktu zbrojnego - poruszające świadectwo siły miłości i gościnności, dzięki którym można przezwyciężyć dramat wojny.
Wszystko, co napisano na okładce to prawda. Książka jest poruszająca, przenikliwa i bardzo emocjonalna. Gdyby nie to, pewnie już dawno rzuciłabym lekturę w kąt i zajęła się czymś innym. Debiutancka książka Anni Cezadlo, prócz wymienionych zalet, ma bowiem jedną zasadniczą słabość - chaos. Myśl przewodnia zatopiona jest w takim ogromie szczegółów, że bez omówienia ogółu stają się one jedynie pustymi wypełniaczami stron i zwyczajnie nużą.
Nie jestem znawczynią realiów Bliskiego Wschodu, wiem tyle, co usłyszę na ten temat w mediach. Żeby połapać się w opisywanych w książce zdarzeniach, muszę mieć jakieś punkty odniesienia, choćby mapę, choćby daty, choćby jakiś przypis wyjaśniający to i owo... Nic takiego jednak w książce nie ma, nie ma żadnego wprowadzenia w temat. Są tylko szczegóły polityczno-historyczne, relacje z incydentów zbrojnych, opinie uczestników zdarzeń i zwykłych ludzi, którzy od lat muszą żyć w tak niepewnych i niebezpiecznych warunkach. Mrowie tak samo obcobrzmiących nazw i nazwisk, miejsc i osób, oraz wydarzeń pozbawionych kontekstu, w których bezustannie się gubiłam.
Nie jestem też znawczynią kuchni bliskowschodniej więc tak samo gubiłam się w szczegółach potraw i składających się na nie produktów, których nazwy zupełnie nic mi nie mówiły... Przyznaję, że fragmenty opisujące przygotowanie, wygląd i sposób podania arabskich dań zwyczajnie pomijałam.
A jednak, mimo tych wszystkich utrudnień w odbiorze, nie potrafiłam zrezygnować z czytania. Bo ta książka, to bardzo osobiste świadectwo przeżyć, zarówno samej autorki, jak i jej znajomych, którzy jakoś muszą sobie radzić w takich, a nie innych realiach. Radzić sobie z ciągłym zagrożeniem życia, strachem o najbliższych, niepewnością jutra. Gdy zrobiło się szczególnie niebezpiecznie, autorka, po namowach męża, zdecydowała się wreszcie wrócić do swojego bezpiecznego, amerykańskiego domu, choć okupiła to poczuciem winy i zdrady swoich libańskich i irackich przyjaciół oraz innych ludzi, którzy takiego wyboru nie mają. Oni nie mają gdzie uciec. Nie mają bezpiecznego azylu. Ich domy leżą w miejscach, które w każdej chwili mogą zostać zbombardowane przez te czy inne, walczące między sobą siły. W miejscach, w których zginać można za niewłaściwe nazwisko, wyrażane poglądy, lub mieszkanie na niewłaściwej ulicy. W miejscach, w których nie wiadomo, czy pobliska piekarnia upiecze jutro chleb, a jeśli upiecze, to czy nie rozkradną go samozwańcze oddziały tej czy innej milicji. W miejscach gdzie jedynym pozorem normalności stają się codzienne rytuały związane z jedzeniem.
Nie miałam sumienia, by się od tego odwrócić i stwierdzić, że mnie to nie interesuje, że wolę jakąś bardziej wciągającą historię, z happy endem w tle...
a pozycja po polsku, czy tłumaczona? bo jeśli tłumaczona, a autorka nie poczyniła przypisów, to dobry tłumacz powinien się zainteresować :-) wydawnictwo spokojnie może skontaktować tłumacza z autorem :-)
OdpowiedzUsuńTłumaczona... Myślę, że dla autorki to, o czym pisała było tak oczywiste, że nie widziała potrzeby czegokolwiek tłumaczyć. A dla mnie, niestety, temat nie jest aż tak bliski, by go jakoś szczególnie rozeznawać. Pewnie tak samo jak ja czułby się, na przykład Brazylijczyk, czytający wspomnienia z Powstania Warszawskiego wraz ze wszystkimi szczegółowymi opisami ulic i kamienic przy nich stojących...
UsuńTaka sytuacja;)
dlatego tak wiele zależy od tłumacza i czy się chce trochę podrążyć. dla mnie tłumacz idealny, to taki, który sam robi przypisy jeśli ich nie ma (vide polskie wydania Pratchetta :-) kocham pana Piotra W.Cholewę! :-D)
UsuńNiestety, tamte rejony sa tak strasznie pokrzywdzone... ciągłe ataki, wojny wewnętrzne, konflikty międzynarodowe, międzywyznaniowe. A przy tym wszystkim ta bajkowa inność we wszystkim praktycznie. I pięknie i strasznie.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony bajkowa inność, z drugiej banalna zwyczajność - tamtejsi ludzie pragną tego samego, co my - zdobyć wykształcenie, dobrą pracę, podróżować, kochać, wychowywać dzieci, beztrosko spotykać się ze znajomymi...
UsuńBędzie następna w kolejce:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie przestraszyłam swoim opisem:)
UsuńNie mogę ciągle zrozumieć co takiego jest w człowieku, że musi zdobywać, atakować, rządzić, pokazywać swoją wyższość... po co te wojny, konflikty, gwałty i grabieże...
OdpowiedzUsuńTaka nasza natura...?
Każdemu się wydaje, że jego racja jest jedyna, najwłaściwsza. Ale to jeszcze nie problem. Gorzej, gdy tę rację siłą narzuca się innym...
UsuńChyba taka nasza natura... A raczej jedna z odmian ludzkiej natury, bo przecież nie każdy jest taki... Ja na przykład bardziej od władzy i racji cenię sobie święty spokój;)
Pół roku? Ja tak nie potrafię. Gdy zaczynam czytać dobrą książkę, praktycznie pożera ona moją uwagę na tyle, by uniemożliwić mi normalne funkcjonowanie i - chcąc, nie chcąc - skupiam się na jak najszybszym przeczytaniu (czasem nawet powtarzając wersy).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam to samo! Bywały lektury, które czytałam od pierwszej do ostatniej strony, przez kilkanaście godzin bez przerwy:) Ta książka po prostu mnie nie wciągnęła...
UsuńJak tylko zobaczyłam zdjęcie w ikonie posta musiałam wejść. Książka przeczytana. Stoi na półce. Byłam ciekawa poglądu innej osoby. Też uważam, że czasem odbiór był utrudniony. Ale dużo dzięki niej się dowiedziałam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja też. Mnie podobało się w książce jeszcze to (zapomniałam wspomnieć o tym we wpisie, a to ważne!), że autorka nie bawi się w politykę, nie popiera ani stanowiska amerykańskich władz, ani islamskich bojowników. Wszystkie wydarzenia relacjonuje z punktu widzenia zwykłych ludzi, przez co książka, mimo, że trudna, staje się jednak bardzo bliska.
UsuńZaciekawiłaś mnie tą książką. Dopisuje ją do listy książek do przeczytania.
OdpowiedzUsuńNiech mi tylko wpadnie w łapki.
Pozdrawiam serdecznie Dorota
Cieszę się, że mimo wszystko bardziej zaciekawiłam, niż zniechęciłam:)
UsuńNo właśnie często kiedy pokazują wydarzenia z bliskiego wschodu (znowu zaczęli się naparzać) to zastanawiam się, co z ludźmi przecież to trwa już wieki i nie wygląda na to, żeby się rychło skończyło. Ciągłe zagrożenie i strach nie do wyobrażenia dla nas. Nie lubię jakiejkolwiek tematyki wojennej przerasta mnie a przecież wojna towarzyszy człowiekowi od początku jego powstania i pewnie towarzyszyć będzie do końca....
OdpowiedzUsuńNoooo, mimo wszystkich naszych problemów, to w porównaniu z innymi jesteśmy szczęściarzami, żeśmy się w tych czasach w Europie urodzili.
Usuń(Tfu, tfu, obym nie zapeszyła)
Zaintrygowałaś mnie. Jak tylko mi padnie w ręce to przeczytam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMimo zastrzeżeń nie żałuję, że ją przeczytałam. Poznałam Bliski Wschód jakiego nie pokazują w mediach i tamtejsi ludzie nie wydają mi się już tak inni od nas.
UsuńMam bardzo podobne wrażenia, z tym, że ja od 2 miesięcy słucham (a raczej "podsłuchuję") tej książki w formie audiobooka. W tym przypadku nie jestem w stanie słuchać dłużej niż 20 - 40 minut dziennie, bo wszystko mi się zaczyna mylić i zlewać w jedną całość od nadmiaru detali :)
OdpowiedzUsuńJa dokładnie tyle czasu na raz mogłam czytać;) Dobrze to nazwałaś - zlewały się ze sobą te wszystkie szczegóły. Choć sam początek, gdy autorka pisała o swoim dzieciństwie i miłości do jedzenia wydawał mi się szalenie pociągający:)
Usuń