... koszmarnie mnie stresuje. Nawet nie wiem, kiedy to się zaczęło. Żyję z zegarkiem w ręku. Każdy dzień z planem do wykonania. Nawet 5 min. bezczynnego stania i czekania (np. na męża na spacer) urasta do rangi problemu. BO SIĘ NIE WYROBIĘ. Tu zgubione 5 min, tam posiane 10... Denerwuję się z powodu każdego niewykorzystanego (albo wg mnie ŹLE wykorzystanego) momentu. Co chwilę zerkam na zegarek... Złoszczą mnie nawet cudze, marnowane moim zdaniem, chwile, np. bezczynne czekanie aż zagotuje się woda... Przecież w tym czasie można pochować suche naczynia z osuszacza!
Mam wrażenie, że otacza mnie chaos, nad którym nie potrafię zapanować. Potrzeby, mnóstwo konkurencyjnych potrzeb i powinności. Robię jedno, a zaraz potem mam poczucie winy, że może zamiast tego, powinnam coś innego? Wszystko wydaje mi się w jakiś sposób ważne, a codziennie coś muszę odpuszczać. Tylko że to, co odpuszczone, nie znika przecież, tylko odkłada się do zrobienia na później, jeszcze później i jeszcze bardziej później. Ten stos rzeczy do zrobienia rośnie mi w głowie, a ja czuję się coraz bardziej nieogarnięta, spóźniona i w tyle. To, co lubię, robię z wyrzutami, że kosztem
tego, co muszę. To, co muszę, robię ze złością, że kosztem tego, co
lubię... A wszystko i tak w pośpiechu, pod ciągłą presją, że się nie
wyrobię, nie zdążę.
Blogowanie to kolejny punkt na liście do zrealizowania. Planowałam tu robić comiesięczne podsumowania wyzwania Projekt365. I co? Kwietniowe podsumowanie tak długo odkładałam na potem, że w tym czasie zdążył się skończyć maj i teraz pora na podsumowanie majowe... No to się zastanawiam... Zrobić zaległy kwiecień, a zaraz potem maj? Czy może zrobić 2 w 1... ?
Myślę, myślę.... a czas uciekaaaaa...
Robimy 2 w 1 - moje ulubione zdjęcia kwietnia i maja:-)
Wszystkie zdjęcia zrobione i obrobione na telefonie. Po więcej zapraszam na moje konto na Instagramie - @sztukarekodzela_foto
Cudownego weekendu Wam życzę! Ja oczywiście jestem w rozterce - zrobić coś fajnego na świeżym powietrzu, czy coś koniecznego w domu... Hmmm...????
Bardzo podobaja mi sie Twoje zdjecia - od zawsze mi sie podobaly. Rozterki dotyczace braku czasu rozumiem, chociaz ja juz troche odpuscilam ... i jest mi lepiej. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńA ja się staram, sama sobie tłumaczę... raz jest jakoś lepiej, a czasem mnie ten natłok dosłownie przydusza. Gdyby były na to jakieś proszki...;-)
Mnie też stresuje, bo wiem, że to towar limitowany, ale odpuszczam.Co się stanie, jeśli odpocznę? Nic, żadna wielka tragedia. Więc odpuszczam. Dziś się polenię tak po prostu.
OdpowiedzUsuń:-* ♥
Gdzieś wyczytałam, że kobiety odpoczywają w ruchu (znaczy krzątając się po domu) - zawsze czułam, że nie jestem prawdziwą kobietą...;-)
UsuńW poczucie winy wbijają mnie "prawdziwe kobiety", które po tygodniu pracy i kulkugodzinnej podróży wracają do domu, sprzątają (łącznie z myciem szafek w kuchni) i to ze śpiewem na ustach, a po wszystkim, wieczorem mówią domownikom - idźcie już spać, a ja jeszcze podłogę umyję... ! Tak, są takie kobiety. Dlaczego nie ja???
Myślę że to stan przejściowy, mam czasami takie dni, generalnie stopniuję to wszystko na ważne i ważniejsze bo inaczej bym zwariowała.A jak już są upały to moje plany całkiem w łeb biorą.
OdpowiedzUsuńZdjęcia są prześliczne.
Dziękuję:-)
UsuńTak, może to od dnia zależy, że czasem mi łatwiej, a czasem natłok rzeczy do zrobienia przytłacza. W upały najbardziej lubię leżeć na łóżku, na zimnej narzucie, czytać i jeść lody... ale teraz przy Florku to marzenie ściętej głowy, a jemu jakoś upały w żadnej aktywności nie przeszkadzają;-)
Zadanie na czerwiec: zwolnic tempo, przejrzec zakres obowiazkow, sprawiedliwiej je rozdzielic pomiedzy domownikow, odpuscic sobie :) to taki piekny miesiac (zaraz po maju, ktory w tym roku nie byl tak cudny), ze szkoda go na stresy i zagonienie... Domyslam sie, ze pracownia tez generuje stresy i pospiech. Moze da sie ja przeorganizowac? Mniej zlecen, a bardziej intratne? Moze jakies inne zmiany sa potrzebne? Nie znam calej sytuacji, pisze wg tego co czytam i mysle nt u Ciebie :) pozdrawiam cieplo (czytam, mimo ze rzadko komentuje).
OdpowiedzUsuńNupkowa
Bardzo, bardzo dziękuję! To dobre rady i zamierzam wziąć je sobie do serca:-) I liczę, że głowa posłucha, bo to z głową jest największy problem;-) Wiem, że musi być jakieś rozwiązanie. Wiele stresu pozbyłabym się zatrudniając kogoś do pomocy w sprzątaniu, ale wbrew pozorom to wcale nie łatwa sprawa i samo znalezienie kogoś jest problemem - już przez to przechodziłam dwa lata temu i się nie sprawdziło, więc się zraziłam, ale może warto to powtórzyć... Najbardziej chyba przytłacza mnie sprawa przebudowy garażu - czas ucieka, a my wciąż w lesie, wciąż w fazie projektów i załatwiania formalności urzędowych, a nastawiałam się, że jesienią będziemy mogli się przeprowadzić... A pewnie się nie uda:-(
UsuńOd puściłam pewne rzeczy i od razu jest lepiej więc polecam. Zdjęcia piękne ale zwierzaki wygrywają. Miłego weekendu😁
OdpowiedzUsuńDziękuję! Zwierzaki mnie ratowały w deszczowe dni, kiedy nie było możliwości, by sfotografować cokolwiek na zewnątrz, ale fotografowanie zwierząt to trudny temat i nie wychodzi mi to tak, jak bym chciała:-) Ale próbuję!
UsuńOj. To współczuję. Wiem, jakie to jest frustrujące, takie czasowe problemy. Ja mam z tym luz. Nawet nie wiem kiedy sie to stało. Chyba syn mnie tego uczy. On ma zawsze czas i mimo braku pośpiechu, zawsze zdąża. "Odkryłam", że świat się nie kończy, kiedy odpuszczam. Na "pocieszenie" powiem, że mam za to inne problemy, od których stres mnie żre. Tak, że ten. Każdemu coś ;)
OdpowiedzUsuńO tak, nigdy nie ma tak, żeby było za dobrze;-)
UsuńChciałabym się przede wszystkim pozbyć z głowy tego poczucia, że coś muszę, bo to jest najbardziej stresujące. MUSZĘ nawet jeździć rowerem (choć to przecież lubię!) - bo jest pogoda, bo dzień długi, bo są warunki, więc trzeba korzystać...
Szkoda mi Cię bardzo.
OdpowiedzUsuńDziękuję:-) Od razu poczułam się bardziej żałośnie;-)
UsuńO matko:)nie szarp się tak:)czas i tak biegnie jak szalony,wrzuć na luz:)))piękne zdjęcia:))
OdpowiedzUsuńGdyby to było równie proste do zrobienia, jak do wypowiedzenia... Codziennie sobie to powtarzam, a w piersiach i żołądku i tak same supły i kamienie.
UsuńDziękuje:-)
Zz dużo masz na głowie. Ja też chciałabym "wszystko". Ale się nie da. Już się nie wsciekam, że nie zrobię 1/3 rzeczy zaplanowanych.
OdpowiedzUsuńChcę się nie wściekać, nie lubię się wściekać i nawet tego nie robię, bo wiem, że to całkiem nieracjonalne. Ale to napięcie jest we mnie, w środku i nie potrafię się go pozbyć... Może trzeba przeczekać? Moja ciocia na wszelkie dolegliwości zwykła mawiać - samo przyszło, samo pójdzie... Oby!
UsuńOjej :) doskonale wiem, o czym piszesz... bywa, że drażni mnie każde 3 minuty więcej stania w kolejce (wtedy myślę sobie "mogłam stanąć w TAMTEJ kolejce, byłoby szybciej!") choć usilnie pracuję, żeby ten stan "ogarnąć"... momentem przełomowym było, kiedy jechałam autem, korek potworny, ludzie nie potrafili się jakoś porządnie ustawiać na pasach, szlag mnie trafił, znowu czerwone światło, znowu stoję, czas znowu zmarnowany... i z tej wściekłości na następnych światłach przejechałam na czerwonym... szczęście głupiego - nic mi się nie stało, ale gdy dotarło do mnie, że wściekam się o 3 minuty bezczynnego stania na światłach i takie są efekty... o matko, myślałam, że zemdleję z nerwów i świadomości, jak głupia jestem... to było jak wiadro zimnej wody. Od tamtej pory mocno przyhamowałam z denerwowaniem się o spędzanie czasu bezczynnie... :) gorzej bywa w domu, ale z tym też zamierzam sobie poradzić ;)
OdpowiedzUsuńwszystkie zdjęcia już widziałam, ale obejrzałam ponownie z wielką przyjemnością :) i czekam na instagramie na następne! :)
Korki! - jakie to szczęście, ze ten temat mnie nie dotyczy (przynajmniej nie na co dzień), ale doskonale znam tę bezradność, zwłaszcza, gdy trzeba zdążyć na godzinę...
UsuńInna sprawa, że "człowiek za kółkiem" to szczególny gatunek, wybitnie nerwowy, nawet spokojni ludzie, gdy stają się kierowcami, to jakby jakiś diabeł ich ogarniał. Kiedyś też dawałam się ponieść tym emocjom, teraz bardziej nad sobą panuję - nigdy nie trąbię, zatrzymuję się, uśmiecham, przepuszczam... I ja się z tym lepiej czuję i nerwowość innych łagodzę:-)
W sklepach mam to samo, ale to znów może dlatego, że na co dzień zakupów nie robię, to łatwo mi się zdobyć na wyrozumiałość;-)
W ogóle "staram się", to słowo kluczowe. Staram się panować nad swoimi emocjami, sama siebie uspokajać - z różnym skutkiem. Lepiej mi idzie nieokazywanie tego na zewnątrz, żeby nie zarażać innych swoją nerwowością i zniecierpliwieniem, nikomu to nie służy, wprost przeciwnie. Nieraz się przekonałam, że gdy ja wybucham, w odwecie wybuchają inni i tak się to nakręca i jest jeszcze gorzej...
Dziękuję Ci bardzo:-*
Hahaha, i oczywiście zrobiłaś coś fajnego i tu i tu, czyli i w domu, i na świeżym powietrzu! A pewnie jeszcze gdzieś dodatkowo! bo spróbuj popatrzeć obiektywnie: Ty naprawdę jesteś tytanem pracy i gigantem w jednej małej kobietce. Nie wiem jak dajesz radę i podziwiam nieskończenie.
OdpowiedzUsuńCo ja tam będę pisała. Na przykład Twoje zdjęcia, takie obrazy to mogłabym mieć na ścianie przed oczami i patrzeć na nie co chwilę, bo one przecież nigdy się nie opatrzą i nie znudzą.
Dzięki wielkie! Tak, szczególnie w weekend pokazałam jaki ze mnie tytan - z okazji upałów postanowiłam NIC nie robić, tylko chłonąć ciepło:-D. Ale w końcu też zmobilizowałam się do wymiany garderoby, zeszło mi cały dzień, ale wreszcie chociaż to mam z głowy;-)
Usuń