... czyli podsumowanie czwartego miesiąca wyzwania Projekt365.
Miewam mieszane uczucia odnośnie realizacji tego zadania. Czasem idzie łatwo - kadry zbieram dosłownie z ulicy i mam dziką satysfakcję z udanego zdjęcia, a czasem to codzienne zobowiązanie tak mi ciąży, że już sama nie wiem, po co to sobie narzucam? Ale silnie działa u mnie potrzeba domknięcia tego, co zaczynam. Mam coś takiego w głowie, że wycofanie się, porzucenie, niedokończenie - to dla mnie porażka. Bo oznacza słabość i niekonsekwencję.
Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej widzę, że to nie całkiem i nie zawsze prawda. Że to kolejne z opresyjnych przekonań, które wpaja się nam od dzieciństwa.
Stare przysłowie wschodnie mówi: uporczywie szlifując żelazo, otrzymasz z niego igłę. Ale co, jeśli w trakcie szlifowania uznam, że tak naprawdę wcale nie potrzebuję, nie chcę tej igły? Praca zaczyna ciążyć, działania stają się mechaniczne, pojawia się niechęć, a wraz z nią rozterka - zrezygnować, czy mimo wszystko kontynuować... Z jednej strony szkoda czasu (i innych zasobów), które już się w projekt zainwestowało, z drugiej - również szkoda czasu (i innych zasobów) na projekt, który nuży, na cel, który stracił swoją wagę. Bo życie to rzeka, ciągle coś się zmienia. Również cele, plany, marzenia... Powinniśmy dać sobie przyzwolenie, by na te zmiany reagować. I nie chodzi mi o to, żeby z byle powodu porzucać od razu swoje dotychczasowe działania. Ale równie absurdalne wydaje się uparte trwanie w działaniu bez przekonania i pasji, tylko z poczucia obowiązku i potrzeby domknięcia.
Tylko jakim sposobem wśród tych dwóch skrajnych postaw znaleźć swoją równowagę?
Jeszcze tego nie wiem. Nie potrafię słuchać i ufać swojej intuicji. Zbyt silnie tkwią mi w głowie przekonania, że wytrwałość, upór i żelazna konsekwencja to cnoty, zaś porzucanie zaczętych zadań, rezygnacja, odpuszczanie - to oznaka niedojrzałości oraz nieodpowiedzialności. Wychowano mnie na osobę odpowiedzialną, sumienną i solidną, i teraz jestem niewolnicą swoich zaczętych projektów... Ale sam fakt, że nachodzą mnie takie refleksje, jak ta dzisiejsza, świadczy o tym, że coś mi się w głowie uelastycznia:-). "Osoba to płynny proces, nie stały i statyczny byt" (Carl Rogers), a droga do siebie nigdy się nie kończy:-).
Nooo, fajny był ten czerwiec... :-)
Tak! To jest "kolejne z opresyjnych przekonań, które wpaja się nam od dzieciństwa". Życie jest krótkie i wystarczająco męczące samo w sobie, żeby robić coś na siłę. Moja przyjaciółka dawno temu wyznała, że jak coś "musi" w wolnym czasie, nie zawodowo, to natychmiast odczuwa awersję. Ja nie zawsze, bo niektóre rzeczy są po prostu fajne, ale zgadzam się. Nie lubię musieć.
OdpowiedzUsuńJeśli projekt ogółem daje Ci radość, to zawieś "musieć". 365 kadrów w 365 dni? Czemu te dni muszą być po kolei? ☺
Otóż to! Jest czas na fotografowanie i cieszenie się zdjęciami, i jest czas na niechęć do zdjęć. Pasjonują mnie też robótki, ale bywają dni, gdy nie dziergam, serio! Bo mam ochotę walnąć się na wyrko i tylko leżeć (pracuję nad wyłączaniem, albo choć ściszaniem głosu w głowie - szkoda czasu!) i nic nie robić:-)
UsuńZ drugiej strony (bo zawsze jest jakaś druga strona) - gdy się jednak zmobilizuję, mimo niechęci, to często jestem zadowolona z efektów. Ale to może znów tylko ten zwodniczy głos, który mnie nagradza za zmobilizowanie się do jakiegoś zajęcia zamiast nicnierobienia;-)
Odpoczywać też trzeba się nauczyć, wciąż się uczę nie obwiniać się o to że nie mam siły, albo mi się zwyczajnie nie chce.
Usuń♥
To prawda... I ja też!
UsuńOjej... wychowano nas podobnie :) że jeśli nie skończysz jakiegoś projektu, zobowiązania... to jest to po prostu słabość. Z podobnych bzdur, które mi wdrukowano na czołówkę wychodzi bardzo niezdrowe nastawienie jeszcze z podstawówki: "jak masz dobre oceny jesteś OK" "Zła ocena oznacza, że jesteś OK"... wiem, że rodzina miała wobec mnie taką postawę, bo chcieli, żebym miała dobre wykształcenie... ale niestety nie wyszło mi to na zdrowie...
OdpowiedzUsuńRozumiem o jakiej równowadze piszesz. Sama też tego doświadczam... między innymi przy działalności blogowej właśnie.
Co do zdjęć - jak zwykle mogę napisać, że naprawdę mi się podobają :) głównie te kwiatowe. I te z Florkiem... to takie małe radości dnia codziennego... :) Myślę, że do takich fotek wróci się z przyjemnością po kilku latach :)
Wydaje mi się - co do fotek - żeby może mieć więcej przyjemności to może zrób tak, że nie musisz każdego dnia robić jednego nowego zdjęcia? Może jednego dnia zrób 10 zdjęć, które Ci się podobają? I publikuj je przez 10 takich dni, które nie sprzyjają fotografowaniu :) (chyba, że już tak robisz?! Bo rozumiem, że na razie jeden dzień to jedno zdjęcie??)
pozdrawiam :)
Oj, książkę bym mogła napisać o tych niezdrowych przekonaniach. Im jestem starsza, tym więcej tego widzę, może i dlatego, że i skutków coraz mocniej doświadczam, więc dlatego drążę, skąd mi się biorą te różne problemy... Najgorsze jest to, że wiele z tego, chcąc nie chcąc, przekazałam córce, więc przeżywam wszystko podwójnie - za siebie i za nią i mam poczucie winy, ale no skąd mogłam wiedzieć??? Najważniejsze, że teraz jest okazja przerwać to błędne koło i może z Florkiem wszytko będzie inaczej...:-)
UsuńProjekt365 polega na robieniu codziennie jednego zdjęcia. Być może mnie nuży, bo sama moja codzienność jest nużąca. Tak jak wcześniej pisałam, czuję się zabiegana, wiecznie zajęta, przytłoczona, do tego stopnia, że autentycznie brak mi nawet siły na przyjemności, takie jak jazda na rowerze, a czuję presję, że muszę jeździć, bo właśnie teraz są do tego warunki, bo przecież w zimie jeździć nie będę...
Chciałabym kontynuować ten projekt fotograficzny, ale coś muszę zmienić, żeby to było dla mnie ciekawsze... Jeszcze nie wiem, liczę na jakieś olśnienie, a tymczasem wciąż działam na autopilocie;-)
Ściskam!
Teraz jak czytałam Twoją odpowiedź zorientowałam się, że w moim komentarzu pojawiła się mała bzdura - zapomniałam dodać "nie"... powinno być "Zła ocena oznacza, że NIE jesteś OK" ;) ;)
UsuńMam takie samo nastawienie i obawy... - mam nadzieję, że nie przekażę pokoleniom po mnie tych szkodliwych przekonań. Tak jak napisałaś - niektóre zachowania niestety "przeskakują" bez naszego świadomego udziału :(
Szczerze trzymam kciuki, żeby Twoja codzienność nabrała innego charakteru, żeby było mnie zabiegania! Doskonale rozumiem presję, o której mówisz - np że musisz iść na rower... u mnie to często polega na tym, że na siłę wyganiam się z domu (bo przecież lato na pewno zaraz się skończy...), choć tak naprawdę najchętniej zaległabym z córką przed TV i obejrzała jakieś nieszkodliwe bajki dla przyjemnego odmóżdżenia się... :)
Wiem, Justynko, domyśliłam się:-) I to jest chyba najgorsze, co zrobiłam Dominice. Złe oceny były dla mnie zawsze wynikiem kiepskiego przygotowania się, czyli niedopełnienia obowiązków, czyli niewystarczającej pracy. Dominika do dziś w różnych aspektach ma poczucie, że nie jest wystarczająco dobra, czyli dokładnie to samo, co i mnie dokucza. A teraz wiadomo, że oceny i porównania z innymi działają wyjątkowo szkodliwie na psychikę...
UsuńDziękuję bardzo! Liczę, że mi się uda jakoś wewnętrznie uspokoić. Jeszcze nie wiem jak i czy na pewno, ale mam nadzieję, a to już coś:-)
Ostatnie zdjęcie bomba 😁to, Twoje motki? Ładne kadry. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu!
UsuńNieee, to nie moje motki, to na nasze spotkanie dziewiarek Asia z Kolorowych Motków (https://kolorowewloczki.pl/) przyniosła:-) Ale skorzystałam i jeden motek sobie z tej przepastnej torby wybrałam:-).
Zdjęcie nr 4 - całkiem jak obrazy Marca Rieu, podoba mi się i kilka innych też. Zawsze podziwiam u innych osób mądrą konsekwencję - to jest to, czego mnie właśnie w dzieciństwie nie nauczono. Wię poźniej w ramach "pracy nad sobą" przegiełam w drugą stronę. :) Trudno jest znaleźć ten złoty środek, ale im jestem starsza, tym łatwiej mi przychodzi "odpuszczanie sobie". Z pracoholizmu już się wyleczyłam :):)
OdpowiedzUsuńZłoty środek - iście magiczna formuła;-)
UsuńMam parę takich przegięć, które cierpliwie staram się skorygować, nie wiem, czy mi życia starczy, by mi się to udało... Głowa rozumie problem, a podświadomość i tak reaguje po swojemu, wciąż wpadam w te swoje szkodliwe, wyjeżdżone tory.
Ale pracujmy nad sobą, bo bez tego lepiej na pewno nie będzie:-)
O nie. Nic na siłę. Zrezygnowanie z czegoś, co w założeniu miało być frajdą a w praktyce męczy, to zdrowy rozsądek. Zwłaszcza, kiedy sami sobie coś narzucimy, wymyślimy. Sama się podjęłam, sama się wycofam. Tak jak z czytaniem beznadziejnej książki. Po co w taką brnąć i tracić czas, skoro można go spożytkować na tę ciekawszą... Przynajmniej ja mam taką naturę, że jeśli w 100 % czegoś nie czuję, to nie będę tego robiła 😉 Co do zdjęć... szkoda nie uchwycić niektórych kadròw, ale może być tak że w natłoku, te z serca, najlepsze - przepadną. Jestem za selekcją. Podobają mi sìę te osobiste, z wnusiem. I z ulicy, z wydarzenia. Ogólnie z dobrych chwil ✌🙂
OdpowiedzUsuńHa, ha, tak Cię właśnie widzę i zazdroszczę po cichu:-) Przykład z książką bardzo znaczący - rzadko to robię, a jeśli już to doskonale pamiętam te niedokończone tytuły, bo uwierają jak kamyk w bucie;-)
UsuńUważam,że nic na siłę. Choć żal byłoby, gdybyś odpuściła sobie całkowicie swoje plany. Jest takie przysłowie: "z niewolnika nie ma robotnika", więc nie można być też niewolnikiem swoich postanowień.
OdpowiedzUsuńTo, co robisz, ma Ci sprawiać przyjemność i być bodźcem do rozwijania swoich pasji, a jeśli takie myśli Cię nachodzą, to gdzie zatem jest radość?
Ja np. sobie teraz odpuszczam; perfekcjonizm, pedanterię, nadopiekuńczość zmniejszam na tyle, by czuć się swobodniej, a nie ciągle zarzucać sobie, że zrobiłam nie tak jak powinno to wyglądać.
I tak jak napisałam: żal byłoby nie oglądać Twoich zdjęć, bo jakby nie było, w nich jest zawsze coś do odkrycia.
Serdecznie pozdrawiam:))
Brawo Ty! Chciałabym brać z Ciebie przykład w tym odpuszczaniu:-) Czasem nawet wydaje mi się, że już dobrze mi idzie, a potem okazuje się, że to tylko powierzchowne odpuszczanie, bo presja siedzi gdzieś w środku i kłuje. Nadopiekuńcza chyba nigdy nie byłam, ale mój perfekcjonizm truje nie tylko mnie, ale moją rodzinę również i wydaje się nawet, że mimo moich starań, pogłębia się z wiekiem...
UsuńDziękuję Ci ogromnie za opinię odnośnie zdjęć, bardzo, bardzo mi miło:-)
Też uważam że nic na siłę bo w ogóle się człowiek w wielu rzeczach zniechęca , jak będziesz miała ochotę to wtedy rób fotki.Odnośnie zdjęć- powalaja na kolana,są cudne i unikatowe.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Biorę sobie do serca:-)
UsuńPrzede wszystkim powtórzę, że jestem fanką Twoich fotografii. W każdym zdjęciu jest coś wyjątkowego, urzekającego, a Ty to umiesz pokazać. Jednak też uważam, że nie może Cię męczyć obowiązek, jest dużo dróg do jednego celu, z pewnością ta właściwa jest przed Tobą i czeka!
OdpowiedzUsuńDokładnie na to liczę, że mi się objawi:-)
UsuńDziękuję serdecznie, zawsze potrafisz podnieść mnie na duchu:-)