… siedzę i czytam, i słucham kapiącego deszczu ze świergotem ptaków na zmianę. Co tydzień chcę coś napisać, coś pokazać, choć znać dać, że jestem… I tak mi się zeszło aż trzy tygodnie.
Maj mnie rozpieścił pogodą. Nie przymrozkami, tego mu nie daruję, ale był taki przejściowy, umiarkowanie chłodny, dał mi okazję ponosić wszystkie moje lżejsze udziergi. Dawno tak nie było. W ostatnich latach albo zimno, albo upał i nic pośrodku. A tym razem właśnie się udało. Chciałam o tym napisać w ubiegłym tygodniu, pokazać się na nowo w starszych sweterkach, nacieszyć się publicznie, że je mam, wciąż lubię i mogę ubierać… No i nie zdążyłam. Maj minął, a ja ani zdjęcia nie zdążyłam zrobić. Nawet w ogrodzie choć tak pięknie mi obrodził rzodkiewką i sałatą w różnych kolorach. Wzeszły buraczki i marchewka. Posadziłam dynie, cukinie, melony i jednego arbuza, bo tylko jeden mi urósł z sześciu zasianych nasionek. Wreszcie kukurydza ruszyła ze wzrostem, bo już się obawiałam, że nic z niej nie będzie. Moja pierwsza kukurydza w życiu😊. Resztę sadzonek kupiłam: pomidory, paprykę, pora, kalarepkę i selera. I zioła różne, bo mi kilka nie przetrwało tegorocznej zimy, a lubię mieć, głównie do herbaty: mięta, melisa, tymianek, rozmaryn - uwielbiam takie aromatyczna napary. Teraz posadziłam jeszcze cząber, estragon i majeranek - może się przyjmą na stałe.
We wszystkich ogrodowych pracach najdzielniej pomaga mi mój wnuczek, tylko on lubi ze mną pracować w ogrodzie. Najbardziej lubi to, czego ja nie znoszę - grzebania w ziemi. Mocno przy tym wystawia moją cierpliwość na próbę bawiąc się ziemistym błotem i ciapiąc nim dookoła. Pewnego razu, na moje pełne niezadowolenia spojrzenie i zmilczanego z całych sił wyrzutu, powiedział tylko: „no przecież się staram jak mogę, panno niebrudząca się!”. No i rozbroił mnie, i tylko się roześmiałam. Taka właśnie jest ze mnie nietypowa ogrodniczka - nie lubię się brudzić ziemią. Niczego nie lubię brudzić ziemią - ani rąk, ani ubrań, ani ścieżek, nie lubię nawet wyrywania i mycia warzyw korzeniowych. Za każdym razem, gdy to robię, z tęsknotą myślę o tych czyściutkich sklepowych🙈. To jest dla mnie brzydka i niemiła strona ogrodnictwa, ale dla tej pięknej - obserwowania jak rośnie, zbierania, przetwarzania, smakowania… warto się od czasu do czasu pobrudzić😉. Aha, zapomniałam o plewieniu - plewienie jest jak medytowanie, czyli trochę jak dzierganie więc oczywiście też lubię😊. Można powiedzieć, że w ogrodzie jestem całkowitym przeciwieństwem Florka, który najbardziej lubi ciapanie się w ziemi, a najmniej jedzenie plonów, choć muszę przyznać, że i w tym bardzo się stara. Ostatnio próbuje rozsmakować się w rzodkiewkach, mimo, że są dla niego trochę za ostre. No ale w twarożku ze szczypiorkiem jednak super - najlepsze wiosenne śniadania😊.
W maju też skończyłam oba sweterki merynosowe. Pasiasty z przygodami i kolejnymi poprawkami (nawet po tym obsikaniu i wypraniu) oraz kolorowy Unicord, który po kilku próbach i pruciach w obrębie karczka, później poszedł już całkowicie gładko i jestem nim zachwycona - tym, jak układają się kolory, prostotą i akuratnością fasonu, miękkością…
To był naprawdę dobry maj…
A czerwiec... zaczął się od tąpnięcia. Znacie mnie, to wiecie, że wybór Narodu w kwestii nowego prezydenta nie napełnił mnie otuchą. W sumie żaden by nie napełnił, ale ten nie napełnił BARDZIEJ.
Ale życie toczy się dalej, można iść tylko do przodu, nawet jeśli zmierzamy ku katastrofie, nic na to nie poradzę🤷🏼♀️ Czytam książkę, patrzę na deszcz, słucham ptaków, cieszę się swoim miejscem na Ziemi...
A książkę, mimo, że jestem dopiero w połowie, a w sumie jest to 700 stron spisanych strumieniem świadomości, który nie czyta się szybko, łatwo i w przerwach (trzeba naprawdę oddać się lekturze) i nie jest moim ulubionym stylem, a tym razem naprawdę wsiąkłam w temat i daję się ponieść płynącej, pełnej dygresji, wspomnień i odniesień, narracji i DOBRZE MI Z TYM - bardzo polecam!
Miłego i do następnego!