wtorek, 14 sierpnia 2012

Wspomnienia o Magdalenie S.

Po raz pierwszy w kossakowskie klimaty zaangażowałam się po przeczytaniu "Krzyżowców" Zofii Kossak. (Zawsze tak mam - im większe wrażenie wywiera na mnie jakaś książka, tym większą ciekawość budzi jej autor). To wtedy właśnie bliżej zapoznałam się z członkami rodziny Kossaków, umiejscowiłam ich w czasie, przestrzeni i nauczyłam się ich rozróżniać. To, czego się wówczas dowiedziałam, zaintrygowało mnie, ale... jakoś tak... nie wiedziałam nawet kiedy...  moja ciekawość rozeszła się po kościach i rozmyła pod wpływem innych zajęć i bieżących wydarzeń. Przywróciła mi ją dopiero Magdalena Samozwaniec doskonałą powieścią o życiu swoim, swojej siostry oraz całego niepospolitego klanu i ich znanych przyjaciół.

"Maria i Magdalena" intryguje przede wszystkim dalszymi losami samej autorki, która swoje wspomnienia kończy w momencie wybuchu drugiej wojny światowej i rozdzielenia z siostrą. Strasznie mnie ciekawiło, co też było dalej. Jak rodzina radziła sobie podczas okupacji? I później po wojnie, kiedy to nastał zupełnie nowy porządek... Najpierw przeczytałam wszystko, co na ten temat znalazłam w internecie...

(garść co ciekawszych linków, jeśliby ktoś był zainteresowany:
ciekawe komentarze,
audycja radiowa,
artykuł "Miniona chwała Kossakówki",
Muzeum Zofii Kossak).

...ale to nie wyczerpało mojej ciekawości. Wprost przeciwnie - zaostrzyło ją jeszcze bardziej, zwłaszcza że im więcej czytałam, tym więcej znajdowałam tajemnic, niedopowiedzeń lub zupełnie sprzecznych informacji. Najbardziej oczywiście intrygowało mnie to, co sama autorka przemilczała w swojej książce, a więc relacje ze swoim starszym bratem, Jerzym i jego rodziną oraz ze swoją jedyną córką. Szczególnie niejasne są informacje zwłaszcza w tej drugiej sprawie i mam wrażenie, że to, co dziś jest na ten temat wiadomo, oparte jest jedynie na przypuszczeniach i plotkach.

W toku swoich poszukiwań natknęłam się na dwie książki (dostępne oczywiście w naszej bibliotece:)) poświęcone Magdalenie Samozwaniec. Pierwszą - "30 lat życia z Madzią" - napisał jej drugi mąż, Zygmunt Niewidowski. W drugiej - "Magdalena, córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec", pod redakcją Rafała Podrazy, znalazły się najróżniejsze wspomnienia i opinie o pisarce.
Obie książki przeczytałam z uwagą, niestety żadna z nich nie spełniła moich oczekiwań. Choć dużo obiecują...

 Magdalena Samozwaniec (...), słynęła z ciętego języka i wyjątkowo błyskotliwego poczucia humoru. Jaka była naprawdę? Autor, mąż pisarki, opowiada o niej z wielką swadą, miłością i klasą. Z dziesiątek anegdot wyłania się inna nieco osoba od tej, którą znamy z życia publicznego: czasem nieporadna, zabawna, ale i bezmyślna, szczebiotliwa i zarazem milcząca w zadumie nad światem. Frapujący portret niezwykłej kobiety i długiego, pięknego związku dwojga ludzi.




 Juliusz Lubicz-Lisowski, wieloletni przyjaciel Magdaleny Samozwaniec, wspomina: "Kiedy kończyła książkę o Lilce (...), powiedziała: - Chciałabym, aby ktoś napisał taką książkę o mnie... Mam już nawet tytuł: "Magdalena, córka Kossaka". Czas płynie szybko, dziś żyją już nieliczni, którzy znali osobiście Magdalenę Samozwaniec. W rodzinnym domu, w szufladach, Rafał Podraza znalazł zdjęcia "szalonej Madzi", w biblioteczce odręczne dedykacje autorki. W 2006 i na początku 2007 roku przeprowadził rozmowy z wieloma osobami pamiętającymi pisarkę. Do niektórych dotarł w ostatniej chwili: Hanna Bielicka zmarła tydzień po ich rozmowie. Oprócz tekstów powstałych na podstawie rozmów znajdują się tu fragmenty wspomnień drukowanych w czasopismach lub książkach, materiały z archiwum Samozwaniec, wiele zdjęć.


... to odkrywają niewiele ponad to, co o pisarce wiadomo było już wcześniej. Że miała ogromne poczucie humoru, że była roztrzepana i nie przywiązywała wagi do rzeczy, że kochała być w centrum uwagi i błyszczeć, że nie potrafiła gotować... Przecież nie ukrywała tego i w "Marii i Magdalenie". A to, jakie były praktyczne konsekwencje jej cech charakteru (że kiedyś spaliła mieszkanie, bo wstawiwszy wodę na herbatę zapomniała o tym, że często nie pamiętała adresów miejsc, w których miała spotkania autorskie, co nierzadko skutkowało wielogodzinnym błądzeniem po obcym mieście i spóźnieniami, że w bałaganie gubiła notatki do swoich książek i felietonów, jak i same felietony, i że kąpała się w wannie z żółtymi, gumowymi kaczuszkami), jest doprawdy mało interesujące.

Myślę też, że za dużo jest w książce przymiotników, a za mało faktów. Bo co nam po kolejnym, takim samym opisie spotkania z czytelnikami (że było ciekawe, że Magdalena wykazała się wnikliwością i niesamowitym zmysłem obserwacji, że widownia żywo reagowała na słowa pisarki.... itd) lub poufałym wyliczaniem nazwisk osób bywających w ich domu lub spotykanych na wakacjach w Zakopanem, czy innym modnym kurorcie, albo też z którymi Magdalena spędzała czas w Domu Literata w Oborach (że znamienici, popularni, że Swinarski, że Wiech, że Iwaszkiewicz... i tak nie byłam w stanie zapamiętać, ani nawet nie znałam, połowy z nich).

Liczyłam, że z książki Niewidowskiego dowiem się, jak radziła sobie Magdalena Samozwaniec w nowej rzeczywistości politycznej. W końcu lat czterdziestych w niełaskę popadł przecież jej brat, gdyż w epoce socrealizmu nie było popytu na obrazy w ulubionej przez Kossaków tematyce sarmackiej i patriotycznej (szczególnie oberwało mu się za "Cud nad Wisłą", który jednakowoż obecnie jest jednym z najważniejszych obrazów w jego dorobku). Jak więc wtedy Magdalenie udawało się utrzymywać na powierzchni ze swoim ciętym językiem i prześmiewczym humorem? W czasach, gdy niepokorni pisarze byli szykanowani, prześladowani lub "jedynie" poprzez zakaz publikacji spychani na margines i skazywani na zapomnienie (Kornel Makuszyński), Magdalenie Samozwaniec wiodło się całkiem wygodnie. Dlaczego? Nie mam na to pytanie żadnej konkretnej odpowiedzi, ale... Znając naszą historię, o pewnych rzeczach po prostu nie dało się nie pomyśleć... Czytałam kiedyś, jak łatwo ówczesna władza pozyskiwała przychylność znanych postaci ze świata kultury. Zazwyczaj wystarczały do tego przywileje. Stary porządek zniknął, nie było już "szlachty z urodzenia", ale tzw. "elita" przecież jak najbardziej istniała, a artyści, bądź co bądź, byli jej częścią. Członkostwo w Związku Literatów Polskich prócz oczywistych obowiązków (względem władzy) dawało też sporo dodatkowych korzyści niedostępnych dla zwykłych zjadaczy chleba.

W tym kontekście pytania nasuwają się również odnośnie związku Magdaleny Samozwaniec z dwadzieścia lat młodszym Zygmuntem Niewidowskim, który w czasie wojny pracował w lombardzie, gdzie pisarka zastawiła sporą część rodzinnego majątku, później zaś był radcą w Ministerstwie Szkolnictwa Wyższego i Nauki oraz kierownikiem administracyjnym jednej z wyższych uczelni warszawskich. Czy małżeństwo to mogło być swego rodzaju układem, gwarantującym rozpieszczonej i wygodnej Magdalenie odpowiednią opiekę w nowej sytuacji? Tak mi się wydaje. Przy czym myślę sobie, że z tego "kontraktu" zrodziło się całkiem szczere przywiązanie oparte na szacunku i przyjaźni, bo w gruncie rzeczy, z kart książki przebija mnóstwo ciepła i pobłażliwości dla niedoskonałości żony oraz najprawdziwszego podziwu i dumy z jej talentu i popularności.

To, co najbardziej mnie zainteresowało w książce Zygmunta Niewidowskiego, to wspomnienie życia Magdaleny Samozwaniec w czasie hitlerowskiej okupacji, już po śmierci rodziców. W tym czasie pisarka bez szczególnych sentymentów upłynniła sporą część rodzinnych pamiątek (o co później żal do niej miała rodzina Jerzego, a i mnie trudno to było zrozumieć i zaakceptować). Za bezcen wyprzedawała kolejne obrazy swojego ojca. By przeżyć. Ale to "przeżyć", dla Magdaleny Samozwaniec miało zupełnie inną pojemność, niż dla mnie. Dla pisarki bowiem, do przeżycia równie niezbędne, jak chleb, były również kontakty towarzyskie, ludzie. Zdaniem Niewidowskiego, okupacja niewiele zmieniła w zwyczajach Kossakówki. Tak jak i wcześniej, tak samo podczas wojny odbywały się w niej spotkania, a gości wszak zawsze trzeba było czymś podjąć... A jak po przyjęciu zostało jeszcze trochę grosza, to dlaczegóż by sobie nie zrobić przyjemności i nie zakupić na przykład eleganckiego szlafroczka, czy innej zbytkownej rzeczy? Oto cała Magdalena Samozwaniec! I to akurat bardzo trafnie skomentował Niewidowski - Magdalena nie nadawała się na kustosza rodowych dóbr, dla niej nie liczyła się ani przeszłość, ani przyszłość - całym sercem żyła zawsze dniem dzisiejszym. Po tych słowach, choć nadal mam jakiś taki irracjonalny żal do pisarki, że nie tylko nie zadbała o spuściznę po swojej rodzinie, ale wręcz przyczyniła się do upadku Kossakówki - miejsca ważnego z punktu widzenia naszej historii i tożsamości narodowej - to jednak bardziej skłonna jestem do wyrozumiałości i usprawiedliwienia jej postępowania.

O ile o lekturze pana Niewidowskiego da się powiedzieć parę ciepłych słów, o tyle zupełnie nie można tego zrobić o książce Rafała Podrazy. Jej tytuł zupełnie nie pasuje do zawartości, którą stanowią najzupełniej przypadkowe i przypadkowo ułożone wspomnienia o pisarce. Wśród nich znajduje się na przykład wspomnienie człowieka, który był świadkiem rozmowy telefonicznej swojej matki (pracownicy jakiegoś urzędu miejskiego) z Magdaleną Samozwaniec na temat wniosku pewnego mężczyzny o zmianę nazwiska na Jasnorzewski. Pisarka oczywiście nie zgodziła się, by ktoś obcy mógł przyjąć nazwisko kojarzące się z jej siostrą. Ależ wiele wnoszące wspomnienie! Doprawdy, bez niego obraz Magdaleny Samozwaniec wydaje się taki niepełny...;/

Minusem jest też brak opisów, kim dla pisarki były wypowiadające się osoby. Na przykład Krystyna Maria Świtaj (???), która poznała Magdalenę przez siostrę swojej mamy - Mariannę (a któż to znów u licha?) wypowiada się w zupełnie innym tonie niż Gloria Kossak (sprawdziłam w sieci - to córka Jerzego, brata Magdaleny), której słowa pełne są jadu i nienawiści. Bez wiedzy, kto się wypowiada, nie sposób jest przecież w jakikolwiek sposób ustosunkować się do treści wypowiedzi, z czego redaktor wydaje się nie zdawać zupełnie sprawy. Albo może wydawało mu się, że taka koncepcja wspomnień będzie bardziej interesująca? - on je po prostu zbierze do kupy, a czytelnik niech sam wybiera pomiędzy opinią, że Magdalena była wesoła, dobroduszna i naiwna, a twierdzeniem o jej tchórzostwie, wyrachowaniu, pijaństwie i zamiłowaniu do hazardu.

Wśród tej sieczki zebranej przez pana Podrazę są może trzy, cztery naprawdę ciekawe wspomnienia i wypowiedzi. Na przykład ostatnia, która należy do wnuczki Magdaleny Samozwaniec i jak zwykle jest tyleż ciekawa, co tajemnicza i dowiadujemy się z niej jedynie tego, że matka nigdy nie opowiadała o swojej krakowskiej rodzinie, a wnuczka sama przez przypadek odkryła, że jej korzenie pochodzą od jednej z najbardziej wyjątkowych rodzin polskich.

Czyli o Kossakach nadal wiem niewiele, a w każdym razie dużo mniej, niżbym chciała. Dlatego wciąż dociekam. W kolejce czekają następne pozycje biograficzne: "Zalotnica Niebieska" Magdaleny Samozwaniec oraz "Pożoga" Zofii Kossak. Mam też nadzieję, że uda mi się zdobyć wszystkie tomy sagi rodzinnej Kossaków pt. "Dziedzictwo", napisanej przez Zofię.

Fragmenty książki "Magdalena, córka Kossaka" do poczytania i posłuchania.


Komentarze
 
2012/08/15 11:01:11
Reniu, jestem naprawdę pod wrażeniem literackiego "śledztwa" jakie przeprowadziłaś! Ja ograniczyłam się do przeczytania "Marii i Magdaleny" jako swoistej perełki, meteorytu który wpadl mi do ogródka z odległej epoki. Natomiast Ty zgłębiłaś wszystkie wątki i poszłaś tropami, które we mnie również wzbudziły zainteresowanie, ale ... byłam zbyt leniwa, że by je drążyć ;) Mam na myśli szczególnie dalsze życie Magdaleny Samozwaniec po wojnie, bowiem zakończenie autobiografii również we mnie pozostawiło niedosyt. Też zastanawiałam się, jak układały się jej losy. Co do życia w "układach" z ówczesną władzą, cóż wydaje mi się, że niekiedy podejście do tych spraw jest zbyt radykalne. Głęboko wierzę w istnienie "prawdziwej", choć nie koniecznie tej najgłębszej literatury, która nawet w takiej sytuacji sama się obroni. Myślę, że to stawiało ówczesnych wartościowych pisarzy w trudnej sytuacji. Rozumiem, że mogli pisać do szuflady i żyć ze sprzątania ulic, ale nie śmiałabym tego od nich wymagać. Z pisarzy, których twórczość "cierpi" z powodu popularności w tamtym okresie wymieniłabym Lema, a także Iwaszkiewicza i Wiecha, o których przy okazji wspomniałaś. A to są naprawdę wielkie osobowości twórcze.
No i tak to zabrnęłam w dygresje :)
 
2012/08/15 11:46:03
Dziękuję Agnieszko za Twoją opinię i jak najbardziej zgadzam się, że nie należy zbyt radykalnie osądzać twórców żyjących w tamtych, trudnych czasach. Nie mieli wielkiego wyboru. Z drugiej jednak strony jestem nonkonformistyczną idealistką i zawsze ogromnie imponowały i inspirowały mnie osoby, które potrafiły podjąć ryzyko i położyć wszystko na jedną kartę w obronie swoich wartości i ideałów - to dla mnie prawdziwi bohaterowie.
 
2012/08/15 23:10:18
Ren-ya, jak dobrze, że piszesz o tych książkach! Ostatnio się nad nimi zastanawiałam, ale że nie mam możliwości korzystania z biblioteki i w grę wchodzu jedynie zakup, to na początek wybrałam "Zalotnicę niebieską" z myślą, że te będą następne w kolejności. Po Twojej recenzji (jak zawsze bardzo rzetelnej!) jednak się mocno nad zakupem zastanowię. Dziękuję i ściskam!
 
2012/08/17 12:40:32
dziękuję za kolejne pozycje na listę "przeczytać koniecznie".
uściski! :-)
(ja ostatnio zabrnęłam w kryminały w obcych językach i morduję sweter, grr! a raczej to sweter mnie morduje, bo już prułam fafnaście razy, a tu jeszcze rękawy... ychhh. zdecydowanie preferuję mniejsze formy!)
 
2012/08/20 08:57:27
Zgadzam się z jagnieszką rzeczywiście przeprowadziłaś bardzo ciekawe śledztwo na temat rodziny Kossaków. Ja tez ograniczyłam się do przeczytania Marii i Magdaleny dość dawno temu i mimo dużego wrażenia jakie zrobiła na mnie ta książka nie drążyłam tematu a bardzo lubię oryginalnych ludzi , którzy odbiegają od schematów (życie z nimi często nie wygląda już tak ciekawie.) Gratuluję zacięcia i wnikliwości oraz ciekawych wniosków ze zdobytej wiedzy.
 
2012/08/20 16:33:13
Magotko, jeśli, żeby przeczytać opisane tu książki, musiałabym je kupić, to z pewnością najbardziej żałowałabym pieniędzy wydanych na wspomnienia zebrane przez pana Podrazę - zdecydowanie nie polecam; zresztą dałam linki do fragmentów, to możesz się sama przekonać.
A Zalotnicę Niebieską właśnie czytam:)

Tfu.tfu, dziękuję i polecam się:) a mordercze swetry i kryminały mnie również nie są obce, a im więcej krwi napsują, tym bardziej je lubię i z tym większym sentymentem je później wspominam;)

Kraszynko, trafiłaś w samo sedno! Tak samo, jak największym przekleństwem jest życie w tzw. ciekawych czasach, tak również życie z ciekawymi ludźmi nie jest łatwe (choć w jakiś sposób na pewno ekscytujące), co wyraźnie rzuca się w oczy we wspomnieniach Niewidowskiego.
 
2012/08/20 17:15:21
Polecam jeszcze "Z pamiętnika niemłodej już mężatki", bo nie znalazłam wzmianki w sprawozdaniu śledczym ;)
Konflikt z Glorią to moim zdaniem temat na cały rozdział, albo i więcej, w biografii Samozwaniec. Przy okazji można wziąć pod lupę małżeństwa Jerzego i cała telenowela się wyłoni.
Jest jeszcze książka "Kossakowie" Stefani Krzysztofowicz-Kozakowskiej, i można kilka istotnych faktów wyłapać.
Nie będę psuć zabawy :D
 
2012/08/20 20:52:02
Och, nie bądźże taka, mów co wiesz!:D Linki, tytuły, artykuły...!:D
A za polecenie książki "Kossakowie" bardzo dziękuję i mam nadzieję, że uda mi się skorzystać:)
 
2012/08/22 13:56:26
skończyłam swetrzysko o 3:00 w nocy (nie powiem, program "Arkana magii" wydatnie pomaga :-D (jak to dobrze, że nie mam kablówki, uzależniłabym się do ezo-tv pewnie ;-)).
już wrzucone: hahahats.blogspot.com/2012/08/like-rainbow.html
powiem nieskromnie, że jak już umordowałam, to poczułam się dumna i blada ;-)
ściskam mocno i w ogóle! :-)
 
2012/08/23 07:53:50
Jak zwykle świetnie napisane i rzetelnie przeprowadzone "śledztwo", jak już dziewczyny przede mną określiły:)
A propos wątku "kolaboracyjnego": czy dzisiaj też nie są takie czasy (z innych względów), że trudno żyć z ideałów...? W dziedzinie artystycznej chyba szczególnie...
 
2012/08/23 08:46:23
No tak, komercjalizacja, to obecnie najcięższy zarzut wobec sztuki:) Pomimo to jednak artyści wciąż mają wolny wybór w swojej twórczości, ich pracy nikt nie cenzuruje, co najwyżej od czasu do czasu rozpęta się afera z obrazą uczuć religijnych... Ale nawet i takie wydarzenia są bardziej okazją do dyskusji na temat zmiany prawa, niż powodem do kontrolowania i krępowania artystycznych przedsięwzięć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz