niedziela, 9 listopada 2025

Szary pasiak po przejściach

... doczekał się wreszcie ostatecznej formy. Pruty, poprawiany, obsikany, prany, znów poprawiany (odprułam dekolt i przerobiłam jednak ściągaczem)... ale jest efekt wow! Przynajmniej dla mnie:-). Teraz jest idealny:









Włóczka Baby Merino z Dropsa, przerabiałam drutami 3,5 mm, ściągacz: 2,5 mm. 

Spokojnej niedzieli i do następnego!

niedziela, 26 października 2025

Melanżowy merynos

... czyli sweter z Unicorn (Gazzal) - 100% Superwash Merino Wool, 197 m/100 g - doczekał się wreszcie swojej premiery. Zużyłam dokładnie 4 motki: 2 melanżowe i 2 bordowe, przerabiałam drutami 6 mm.







Z ukończonych wiosną swetrów mam jeszcze do pokazania szare paski z Baby Merino Dropsa i będzie koniec udziergów, bo znów mam przerwę w dzierganiu. Od powrotu z Łucznicy, jeśli nie czytam, to rysuję zentangle - wciąż mam ochotę bawić się nowymi wzorami i kolorami, w tym tygodniu powstały takie:




Dobrego tygodnia i do następnego!

niedziela, 19 października 2025

Dwie kupki książek

... przeczytałam w ciągu ostatnich dwóch miesięcy (trzecia się kończy, ale to innym razem). Wydrukowałam sobie listę stu najlepszych thrillerów i kryminałów wszech czasów wg "Time'a" i chodzę z nią do biblioteki. Niektóre tytuły już znałam, niektóre nie są w ogóle przetłumaczone na polski (szkoda, że pewnie nigdy ich nie poznam!), na podstawie innych oglądałam filmy, ale większość to dla mnie zupełna nowość. Kieruję się zasadą niewybredności: biorę, co mi Pani znajdzie i nie czytam nawet opisów na okładce, zdaję się na całkowitą niespodziankę:-). Oto moje wrażenia.


"Marsjanin" Andy Weir - lepiej oglądało się film, niż czytało książkę - za dużo naukowych opisów. Surwiwalowe historie są niesamowite, ale niekoniecznie gdy dzieją się na Marsie, bo wtedy bez doktoratu z fizyki, chemii i botaniki i tak nie ma się pojęcia o tym, co główny bohater robi, by przeżyć. W książce irytowało mnie też jakieś takie szczeniackie poczucie humoru... jak nie wiem... ze szkolnej ubikacji dla chłopców? A poza tym zero napięcia. Nawet nie dlatego, że oglądałam film i wiedziałam, że rozbitek zostanie uratowany. Po prostu cała atmosfera tej książki jest taka, że nie ma wątpliwości, że zostanie uratowany.

"Dziewczyna z pociągu" Paula Hawkins - też oglądałam film, ale zapamiętałam tylko, że bardzo mi się podobał, potem przypominałam sobie o wszystkim trakcie czytania. Tu jest wszystko: i napięcie i zaskoczenie na koniec. Bardzo, bardzo na TAK, zarówno film, jak i książka, ale książka lepsza, bo pełniejsza:-)

"Chirurg" Tess Gerritsen - dobra, sprawna, zaskakująca. Myślę, że fabuła idealna na film w typie "Kolekcjonera" i "Kolekcjonera kości".

"Bez śladu" Harlan Cohen - bez zachwytu. Atmosfera i humor jak w sportowej szatni męskiej, a ja nie jestem fanką sportu. Ale czytało się sprawnie, dobry zabijasz czasu.


"Zawsze mieszkałyśmy w zamku" Shirley Jackson - fajnie napisana powieść gotycka, trochę straszna, trochę dziwna, z intrygującą fabułą. Po przeczytaniu książki włączyłam sobie film ("Tajemnica przeklętego zamku") i nie polecam. Tę historię zdecydowanie lepiej się czyta.

"Wysłuchaj mnie" Tess Gerritsen - ciekawa, wciągająca, ale niektóre wątki mocno irytujące.

"Złodziejka" Sarah Waters - REWELACYJNA !!! Fantastyczna przygodówka, której akcja rozgrywa się w Anglii w czasach wiktoriańskich. Ponad siedemset stron. Budząca respekt cegła. Pierwsze dwieście czytałam ponad tydzień, następne pięćset pochłonęłam w trzy dni - taka to książka. Zasypiałam z myślą o niej i wstawałam nie mogąc się doczekać chwili, gdy znów będę mogła czytać. Fenomenalna lektura pod każdym względem!

"Poziom śmierci" Lee Child - bardzo wciągająca i emocjonująca, świetnie zbudowana powieść z szybką akcją i mocnymi wrażeniami, czyta się zapominając o otaczającym świecie, wielkie TAK!

"Morderca bez twarzy" Henning Mankell - skandynawski czarny kryminał, klasyka gatunku, ale nie porywa, przynajmniej mnie nie porwała. Ma się wrażenie jakby wszystko w niej grzęzło w błocie, no i strasznie w niej dużo tego, przed czym ja właśnie chcę uciec. Akcja dzieje się na początku lat 90 ubiegłego wieku w Szwecji, a wydaje się jakby całkiem współcześnie w Polsce: antyemigrancka propaganda, rasistowskie akcje i powszechna wrogość wobec obcych... Jakbym czytała literaturę faktu o społecznych skutkach polityki migracyjnej i postrzegania cudzoziemców przez ludność lokalną. A właśnie jednym z powodów mojej ostatniej czytelniczej fazy jest chęć oderwania się, wręcz ucieczki i zamknięcia się przed tymi wszystkimi współczesnymi problemami. 

Zawsze lubiłam historię, ale patrzyłam na nią jak na coś, co minęło i już tego nie ma. Teraz zaś dostrzegam tyle analogii z czasami przed wybuchem pierwszej wojny światowej, niektórzy przywołują czasy przedrozbiorowe... w każdym razie mam wrażenie jakby świat wokół wrzał - dzieje się tyle strasznych rzeczy, a w przestrzeni medialnej gotuje się tyle kłamstw i manipulacji, że to musi wybuchnąć. Jestem tym po równo przerażona i zniechęcona. Z bezsilności mogę tylko zamykać się w swojej głowie i czytać. 

Miłej niedzieli i do następnego! 

niedziela, 12 października 2025

Akademia Łucznica

... to najlepsze miejsce do kreatywnego wypoczynku jakie znam. Gwoli ścisłości jedyne jakie znam, ale znając je nie mam potrzeby szukać innego, bo tu jest wszystko, co lubię: cisza, spokój, artystyczny klimat i przepiękna przyroda. Wokół dworku, wśród drzew i roślin, w pokojach gości, saloniku i na stołówce podziwiać można artefakty pochodzące ze wszystkich pracowni: ceramiki, wikliny, tkaniny artystycznej, batiku, mozaiki, papieru czerpanego... 








Między 12 a 17 września spędziłam swój urlop w Łucznicy na warsztatach "Sztuka relaksacji". Wybrałam te zajęcia z kilku powodów. Przede wszystkim chciałam odpocząć, a zorientowałam się, że w domu jednak nie potrafię. W domu ciągle myślę o tym, co mam do zrobienia, planuję co i kiedy powinnam zrobić i ciągle mam poczucie, że się nie wyrabiam, że zawalam, że czytam, leżę, albo dziergam, kiedy powinnam COŚ robić. Stale ktoś coś ode mnie chce: koty jedzenia, psy spaceru, reszta rodziny też... Czasem czuję się tym tak przytłoczona, że myślę, że chciałabym zniknąć. Ostatnią, dość nieoczywistą, ale dla mnie istotną zaletą Łucznicy jest prawie całkowity brak zasięgu. To naprawdę idealne miejsce, żeby zniknąć;-)






Szalenie interesujący wydał mi się program warsztatów: rysunek relaksacyjny (zentangle, mandale), kolorowanki, tworzenie nadruków na bawełnie, spacery po lesie, ognisko, wypoczynek na hamakach wśród drzew. Po prostu oczy mi się zaświeciły na opisy i zdjęcia zachęcające do udziału. Po prostu musiałam tam być. Nie będę opisywać dokładnie zajęć, po prostu wyszukajcie sobie w Internecie "zentangle". Fascynująca technika. Ja wsiąkłam. Teraz prócz dziergania, czytania, malowania po numerach, itp. mam jeszcze zentangle:-). Pokażę Wam parę zdjęć z wystawy na zakończenie warsztatów, powstały naprawdę przepiękne prace. Byłam urzeczona, jakie spektakularne efekty można osiągnąć stosując najprostsze rysunkowe wzory:








A tu moje prace:


Mandala w lewym dolnym rogu nieskończona, tak samo jak mandala malowana kropkami na podobraziu. Irytujące było, to, że nawet na warsztatach miałam poczucie, że nie nadążam, zrobiłam naprawdę niewiele w porównaniu z pozostałymi uczestniczkami... 

Na drogę i pobyt w Łucznicy wzięłam oczywiści włóczkę i druty. Sprułam TEN sweter, bo jednak na dłuższą metę się nie polubiliśmy. Gryzł, a prócz tego chyba był zwyczajnie za mały. Niby rozmiar M nie powinien być za mały, ale nie wzięłam pod uwagę, że moja włóczka to nie wełna - nie naciąga się po praniu. Dlatego tym razem wybrałam rozmiar L. Wykorzystałam ten sam wzór, bo uznałam, że jest idealny do mojej włóczki, to Hyde Park z Dropsa. Do odzyskanej włóczki dodałam jeszcze dwie cienkie nitki, jedną khaki i jedną bordo, dzięki czemu sweter wyszedł nieco ciemniejszy i chyba tak jest fajniej. Wczoraj wreszcie go skończyłam i dziś zabrałam do lasu na sesję fotograficzną:-)






Swetrowi towarzyszy biżuteria od m_myszka_art - naszej prowadzącej warsztaty w Łucznicy, wygooglujcie sobie, niesamowita artystka. Motywy były różne, ale ja zawsze najbardziej łasa jestem na koty;-)



I jeszcze moja bawełniana torba z warsztatów. Zrezygnowałam z tworzenia szablonu. Ale odbijanie  liści mi się spodobało:-)


Długo mi zeszło z tym swetrem, bo w wolnych chwilach bardziej ciągnęło mnie do rysowania, jak do drutów. Rysujemy i kolorujemy sobie z Florciem, jemu też bardzo spodobała się ta technika:-)





Książki w ostatnich tygodniach też mocno mnie absorbują, wróciłam do biblioteki i pożyczam pasjami, głównie thrillery i sensacyjne, wciągające, żeby tylko nie myśleć o dołującej rzeczywistości. O książkach opowiem następnym razem, bo to niezła kolekcja jest:-)


Trzymajcie się i do następnego:-)