Mój szwagier wymarzył sobie prawdziwe kino domowe. Przez ostatnie
tygodnie rękami ekipy remontowej kuł, wiercił, szpachlował i malował. W
efekcie, w małym mieszkaniu w bloku, w największym pokoju powstała w
pełni profesjonalna sala kinowa. Dziś byliśmy na projekcji. Wybrałam
film pt. "Droga do szczęścia", w świetnej obsadzie: Kate Winslet i
Leonardo DiCaprio.
W internecie przeczytałam, że to melodramat, ale to chyba jakaś
pomyłka, albo ja zupełnie co innego rozumiem pod tym pojęciem. Dla mnie
to był dramat. Dramat w najlepszym wydaniu. Jak "Godziny" sprzed kilku
lat. Bardzo podobny klimat i tematyka. Ameryka, lata pięćdziesiąte.
Ludzie wtłoczeni w normy obyczajowe, którym nie potrafią sprostać.
Frustracja, rozczarowanie i beznadziejna pustka. Gospodyni domowa, która
dusi się w swoim pięknym, białym domku na przedmieściach, prowadząc dom i
wychowując dwójkę dzieci. Mąż, który codziennie wychodzi do swojej
dobrze płatnej, nudnej i znienawidzonej pracy, by zapewnić rodzinie byt.
Mają wszystko, czego porządna amerykańska rodzina potrzebuje do
szczęścia. Dlaczego więc nie są szczęśliwi?
Biały domek okazuje się ciasny i niewygodny. Nudna praca, choć
zapewnia utrzymanie nie daje żadnej satysfakcji. Bohaterowie
postanawiają zmienić swoje życie, odnaleźć w sobie to, dzięki czemu się
pokochali - pasję, marzenia, bezkompromisowość, wyjątkowość. Planują
wyjechać do Paryża i tam, z dala od amerykańskiego mitu o szczęśliwej
rodzinie, żyć swoim życiem spełniając się. Ale dzieje się coś
nieoczekiwanego - nagle pan Wheeler zostaje doceniony w pracy, dostaje
awans i podwyżkę, a pani Wheeler zachodzi w ciążę. Pan Wheeler nie chce
już wyjeżdżać. Twierdzi, iż teraz również w Ameryce mogą wieść
interesujące życie, będą mieć przecież więcej pieniędzy! Co rezygnacja z
nowego życia w Paryżu będzie oznaczać dla Pani Wheeler? Pani Wheeler
będzie mogła pochwalić się droższym tosterem, może zmywarką do naczyń,
wakacjami w atrakcyjnych miejscach. Może nawet będą mogli przeprowadzić
się do lepszej dzielnicy, gdzie domki są większe i bielsze, a trawniki
bardziej zielone. Ale jej życie tak naprawdę nie zmieni się. Pani
Wheeler uświadamia sobie, że tkwi w pułapce ze złota, z której nie ma
ucieczki. Nikogo nie interesuje to, czego ona potrzebuje. Jest elementem
wystroju małego białego domku, potwierdzeniem sukcesu zawodowego swego
męża. Pani Wheeler widzi swoją przyszłość - każdy kolejny dzień swego
życia. Taki sam jak poprzedni. Beznadziejnie pusty.
Nie będę zdradzać zakończenia. Powiem tylko, że jestem głęboko
poruszona tym filmem. Co prawda temat nie jest nowy. Opowiedziane w
filmie emocje przeżywały miliony kobiet w Ameryce lat pięćdziesiątych i
na pewno wielu mężczyzn. Mężczyźni byli niewolnikami nieciekawych lecz
dobrze płatnych posad, kobiety były więźniami swojego bezpiecznego lecz
pustego życia w domach na przedmieściach. Jedni i drudzy poświęcali
niepewne marzenia młodości w zamian za bezpieczeństwo i stabilizację.
Ale to kobiety płaciły wyższą cenę za to poświęcenie. Płaciły
depresjami, załamaniami nerwowymi, samobójstwami.
Jeżeli dziś ktoś mówi o jedynej, naturalnej roli kobiety - gospodyni
domowej, matki, żony - mam ochotę krzyczeć: ludzie, to już było w
Ameryce lat pięćdziesiątych! Było i się nie sprawdziło. Precz z
konformizmem! Niech żyje odwaga w zachowaniach i poglądach oraz gotowość
do przeżycia swego życia według własnej na nie recepty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz