Zanim sięgnęłam po trzecią część trylogii Zofii Kossak ("Bez oręża")
przeczytałam sobie w internecie opis. Dowiedziałam się z niego, że
lektura opowiada o wyprawie krzyżowej dzieci, które jedynie swoją czystą
wiarą i miłością do Chrystusa miały oswobodzić Grób Święty z rąk
muzułmanów. Pomyślałam sobie wówczas, że to już szczyt naiwności i
ciemnoty średniowiecznych władców, żeby dzieci wykorzystywać do takich
celów! Jednocześnie ciekawa byłam, w jaki też sposób udało im się
przekonać społeczeństwo do takiej akcji? W trakcie czytania okazało się
jednak, że książka wcale nie opowiada o tym, czego się spodziewałam
(tzn. opowiada, ale w zupełnie inny sposób, niż się spodziewałam), zaś
sam tytuł w niewielkim tylko stopniu odnosi się do krucjaty dziecięcej.
Zofia Kossak w trzeciej części swojej trylogii o wyprawach
krzyżowych opisuje jedną z ostatnich prób odzyskania Grobu Świętego, a
także tragicznie zakończoną krucjatę dziecięcą w XIII wieku. Krucjata
dziecięca to mieszanina faktów i fikcji, uwieczniona w średniowiecznych
kronikach jako wyprawa krzyżowa dzieci, które przez samą czystość serca
miały oswobodzić Ziemię Świętą z rąk muzułmanów. Na kartach powieści
przewija się postać św. Franciszka z Asyżu, który daje świadectwo
prawdziwej siły ducha, zdolnej osiągać cele w sposób znacznie bardziej
skuteczny, aniżeli walka orężna.
Powieść "Bez Oręża" ma dwóch głównych bohaterów. Pierwszym jest Jan
de Brienne, którego poznajemy w chwili, gdy wyznaczony został przez
króla Francji do objęcia tronu Królestwa Jerozolimskiego. W tym celu Jan
- rycerz o znakomitej reputacji i słusznym wieku, który resztę swego
życia chciał spędzić według własnych planów - musi zostawić swoją
ukochaną (mężatkę) i udać się do Ziemi Świętej, gdzie ma poślubić
młodziutką królewnę jerozolimską - Marię (córkę Izabeli, siostrzenicę
Sybilli). W tych okolicznościach korona nie jest wcale dla Jana
błogosławionym zaszczytem, a wprost przeciwnie. Na kartach powieści
bohater wciąż zmaga się ze sobą, miota pomiędzy posłuszeństwem wobec
swojego króla, obowiązkami i powinnościami wynikającymi ze swojej
pozycji, a chęcią życia tylko dla siebie, realizowania własnych pragnień
i namiętności. I muszę przyznać, że zmagania te są niezwykle ciekawie
opisane.
(A może tylko mnie się takie ciekawe wydają, bo mnie również zdarzało się przeżywać podobne rozterki?)...
Czy można dążyć do własnego szczęścia kosztem innych ludzi? Czy
potrzeba bycia szczęśliwym może być usprawiedliwieniem dla zaniedbań i
obojętności wobec innych ludzi, i dziedzin naszego życia? Czy miłość
ważniejsza jest od honoru, odpowiedzialności i powinności? Czy w niej
leży odpowiedź i uzasadnienie wszystkiego? Życie jest takie krótkie,
takie ulotne... czy nie powinno do nas samych jedynie należeć? Dlaczego
mamy swoje szczęście poświęcać w imię innych wartości? Kto powiedział,
że one ważniejsze?
Snując tego rodzaju rozważania, jakże zniewolony wydaje się sam sobie Jan de Brienne - król...
Drugim bohaterem jest Franciszek - Biedaczyna z Asyżu. Jest nikim i
niczego nie ma. Rozterek również. Dla niego życie jest piękne i
nieskomplikowane. I tylko dwie są tego przyczyny - ufność w bożą mądrość
i opiekę oraz ubóstwo. Wiara w wielkość, dobroć i miłosierdzie boże
sprawia, że Franciszek wszędzie czuje się dobrze i bezpiecznie, a choćby
i krzywda miała mu się stać, to przecież z woli Boga, którą przyjąć
należy z pokorą i radością. Brak posiadania zaś sprawia, że człowiek
jest naprawdę wolny - nieprzywiązany do żadnego domu, a więc i miejsca
na Ziemi, wolny od strachu przed utratą swoich dóbr, wolny od nieufności
wobec innych ludzi.... itd.
Losy tych dwóch bohaterów nie jeden raz przetną się na kartach
powieści. Jeden - w imię Chrystusa walczący mieczem i drugi - wierzący,
że świat i ludzi odmienić można dobrym słowem i przykładem swojego
życia. I to właśnie ta druga postawa znalazła swój wyraz w tytule
powieści Zofii Kossak.
Filozofia Franciszka opierała się na dosłownym rozumieniu Ewangelii, a
więc z jednej strony była bardzo naiwna, z drugiej zaś logiczna
(pomijając parę drobiazgów), konsekwentna i naprawdę trudno było odmówić
jej słuszności. Proste wyjaśnienia najbardziej skomplikowanych
życiowych i moralnych problemów sprawiały, że Biedaczyny z Asyżu z
równym zainteresowaniem słuchali ludzie z nizin społecznych, jak też
szlachetnie urodzeni, i wykształceni notable. W czasach, gdy głoszone
przez chrześcijan przekonania coraz rzadziej znajdowały pokrycie w
uczynkach, Franciszek był żywym przykładem, że życie zgodne z nakazami
Ewangelii jest możliwe. Jego szczerość, uczciwość, pełna pogody
akceptacja dla ludzkich słabości zawsze i wszędzie zjednywały mu
licznych zwolenników oraz ogromną sympatię, choć często zaprawiona ona
była sporą dawką pobłażania. Pod wielkim wrażeniem jego postawy był
nawet sułtan, który, upokorzony wcześniej przez legata sprawującego w
imieniu papieża dowództwo nad wyprawą krzyżową, zaprzysiągł, że nigdy
nie będzie mieć litości dla chrześcijan. Jednak pod wpływem spotkania z
Franciszkiem postanowił nie tylko puścić wolno kapitulującą armię
krzyżowców, ale również uwolnił wszystkich pojmanych wcześniej
chrześcijańskich niewolników.
Święty Franciszek z Asyżu, zwany sumieniem chrześcijaństwa, jest do
dziś jedną z najbardziej inspirujących postaci historycznych, a jego
filozofia wciąż bywa argumentem dla uzasadnienia różnych "dziwnych" idei
(prawa zwierząt, ekologia) oraz źródłem natchnienia. I to nie tylko dla
osób wierzących.
Komentarze
2012/01/17 09:08:34
Rzeczywiście osoby niezbyt albo wcale
nie religijne tak jak ja na podstawie nawet niewielkiej wiedzy o
Franciszku z Asyżu, myślą, że to niezwykły człowiek, który przerósł
swoja epokę o kilka wieków. Wyrzec się wszelkich dóbr materialnych,
pomagać najbiedniejszym, chorym no i zwierzętom? W tamtych czasach to
było rewolucyjne myślenie wielu do dziś o takie się nie otarło a
właściwie mają to gdzieś łącznie z całymi instytucjami nie wymieniając z
nazwy. Buddyści mawiają, że to jedyny święty jakiego ma katolicyzm no i
kto żyje nie obawiając się niczego i patrząc z ufnością w każde nawet
najtragiczniejsze wydarzenie w swoim życiu? Mnie to zdecydowanie
przerasta.
2012/01/17 13:20:24
Od dłuższego czasu obiecuję sobie, że w końcu to przeczytam. Bo brzmi bardzo zachęcająco :)
2012/01/18 21:19:29
Uff, niech no skończę te studia, już
mniej niż rok i będę czytała tylko to, na co mam ochotę! Zazdroszczę Ci
tej ciekawej lektury ( sama pisałam kiedyś, że zaciekawiłaś mnie
recenzją i to prawda) i nie mogę się doczekać uwolnienia umysłu ;)
2012/01/19 13:29:37
Kraszynko, a mnie we
Franciszku najbardziej podobało się to, że w czasach, gdy radość
postrzegana była jako niepoważna, nieprzystojna, a nawet grzeszna, on
głosił, że właśnie radością istnienia najlepiej można podziękować Bogu
za dar życia. Niby takie proste, a jednak wielu ludziom nie mieściło się
to w głowie i uważali oni, że do Boga zbliżyć się można jedynie przez
cierpienie i ascezę.
Filozofia życiowa św. Franciszka (pomijając wiarę w Boga) okazała się bardzo zbieżna z moimi poglądami... he, he... nigdy wcześniej nie myślałam, że wyznaję franciszkanizm;).
Rebecca.fierce, bo ja bardzo szczerze zachęcam!
Agnieszko, doskonale Cię rozumiem! Gdy studiowałam, (a zwłaszcza pod sam koniec) też nie mogłam już doczekać się uwolnienia od naukowych obowiązków. Wszystko, co fajne, co ciekawe, odkładałam sobie na "po obronie":). A po obronie jeszcze długo, długo weekendy wydawały mi się takie pojemne!... Teraz znów są skandalicznie krótkie;).
Filozofia życiowa św. Franciszka (pomijając wiarę w Boga) okazała się bardzo zbieżna z moimi poglądami... he, he... nigdy wcześniej nie myślałam, że wyznaję franciszkanizm;).
Rebecca.fierce, bo ja bardzo szczerze zachęcam!
Agnieszko, doskonale Cię rozumiem! Gdy studiowałam, (a zwłaszcza pod sam koniec) też nie mogłam już doczekać się uwolnienia od naukowych obowiązków. Wszystko, co fajne, co ciekawe, odkładałam sobie na "po obronie":). A po obronie jeszcze długo, długo weekendy wydawały mi się takie pojemne!... Teraz znów są skandalicznie krótkie;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz