Przeczytałam, bo dostałam. Trochę nie w moim stylu. Ale na okładce był kot, który w treści okazał się też jedną z ofiar więc w tym punkcie, powiedzmy, lektura była zbieżna z moimi (jako miłośniczki zwierząt, a kotów w szczególności) zainteresowaniami;-).
Bertie McGregor, pensjonariuszka oddziału geriatrycznego w Dirleton,
cały swój majątek zapisuje w testamencie… kotu. Wkrótce staruszka
zostaje zamordowana, ktoś zabija też jej ukochanego pupila. Śledztwo
prowadzi detektyw Bob Burns. Gdy jego przełożeni postanawiają zamknąć
sprawę, policjant rozpoczyna własne dochodzenie. Tropy wiodą aż na
Majorkę…
Książka Petera Kerra przypomina mi klimatem kryminały Joanny Chmielewskiej, które zupełnie nie przypadły mi do gustu, ale wiem, że mają sporą grupę wiernych fanów więc myślę sobie, że Incydent w Dirleton również ma szansę sie podobać. Dlaczego nie spodobał się mnie?
1. Narracja. Nie lubię książek pisanych slangiem. W oryginale pewnie użyta jest szkocka odmiana angielskiego, a nawet jakiś konkretny miejscowy dialekt i rozumiem, że tłumacz starał się to jakoś pokazać. Ale choć rozumiem, to efekt i tak do mnie nie trafia.
2. Humor. Nie jest to zupełnie moje poczucie humoru. Coś jak Gang Olsena, albo nieme komedie z Charlie Chaplinem, albo Haroldem Lloydem. Albo Tom i Jerry. Śmieszyły mnie, gdy byłam dzieckiem, ale później z tego wyrosłam.
3. Bohaterowie. Nawet nie to, że są typowi... Są po prostu nudni, choć bardzo starają się być zabawni. Wygłaszają długie, skomplikowane i wielokrotnie złożone zdania, które mają pokazać, jak bardzo są dowcipni i bystrzy. Może komuś się to podoba. Mnie męczy.
4. Fabuła. Poziom Toma i Jerrego. Najpierw silniejszy znęca się nad słabszym, ale słabszy jest sprytniejszy więc ostatecznie to on wygrywa. Nie domyśliłam się zakończenia tylko dlatego, że od początku uznałam, że byłoby to za proste, żeby mogło być prawdziwe...
Jednakowoż... Z wewnętrznej strony okładki spogląda na nas sympatycznie uśmiechnięta twarz autora, który sprawia wrażenie, że wymyślanie takich lekkich i zabawnych historyjek kryminalnych sprawia mu niebywałą frajdę. I to jest fajne. Dlatego myślę sobie, że może w innych okolicznościach... może na urlopie, na plaży, gdzie wylegiwałabym się leniwie chłonąc słońce i dłubiąc nogą w piasku, książka miałaby szansę mnie zabawić:-).
Czasami czytać czegoś się po prostu nie da! Chociaż wiem doskonale, że książka jako terapeutka spełnia swoją rolę w różnych okresach życia człowieka, grafomańska też pewnie coś daje, a na pewno, tak jak napisałaś, radość jej autorowi przy pisaniu:))
OdpowiedzUsuńA może to jest tak, że niektóre książki nam się nie podobają, bo czytamy je w nieodpowiednim momencie? Tak mi właśnie przyszło do głowy, gdy pisałam tę notkę. Przecież łatwe, lekkie lektury też mi się podobały... A autor naprawdę wygląda na miłego i pełnego humoru człowieka:-).
UsuńKiedyś zaczęłam czytać tą książkę ale przestałam po kilku stronach bo to nie moja bajka;) Aktualnie wreszcie dorwałam się do Filarów Ziemi i czyta się świetnie:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMną rządzi zasada zaangażowania i konsekwecji - gdy już coś zacznę, to trudno mi z tego zrezygnować nawet wtedy, gdy nie mam już do kontynuacji serca. Jakaś wewnętrzną presja zmusza mnie, by sprawę doprowadzić do końca... Choć w ramach wyjątku od reguły mam też na swoim koncie kilka niedoczytanych ksiażek:-).
UsuńNa swoim koncie mam też takie książki, co do których żałuję, że nie da się ich czytać po raz pierwszy kilka razy, bo taka to była przyjemność. Filary Ziemi właśnie do nich należą:-). Niecierpliwie czekam na Twoje wrażenia z zakończenia:-).
Jestem za na wszystko musi przyjść odpowiedni czas - raz czytam ciężkie raz lekkie i to zależy od mojego nastroju ! Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie nie ma co się kierować cudzą opinią, tylko zawsze warto sprawdzić samemu. Nawet książki, które kiedyś nam się nie podobały, w innych okolicznościach mogą być zupełnie fajną lekturą:-).
UsuńMoże ta opowieść powinna być filmem, a nie książką?
OdpowiedzUsuńO widzisz, wcale niewykluczone, że taką zwariowaną komedię kryminalną mogłoby się całkiem fajnie oglądać:-) Zastanawiam się kogo widziałabym w głównej roli męskiej... Może Marka Ruffalo? A wyszczekana, piękna i mądra pani dr kryminologii... chyba Emma Stone:-)
UsuńTo poczekam na film. Z taką obsadą... ;)
UsuńJak książka nie trafia w moje gusta, to szybko kończę czytanie. Szkoda czasu. I pewnie dlatego, po Twojej recenzji, ta pozycja nie znajdzie się na mojej liście.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
Bardzo racjonalnie podchodzisz do nietrafionej lektury:-) Dlaczego ja tak nie potrafię???
UsuńNigdy nie czytałam tego typu książek, sama jestem wielbicielką poezji,prozy nad życie;), ale muszę przyznać, że kotek na okładce wygląda bardzo sympatycznie i niewinnie :)
OdpowiedzUsuńW porównaniu z okładką, w treści kot nie zajmuje tak dominującej pozycji... a szkoda;-)
UsuńKilka kryminałów Chmielewskiej przeczytałam, jedne podobały mi się trochę bardziej, drugie trochę mniej, ale żaden mnie nie powalił.
OdpowiedzUsuńPewnie jakby mi ktoś sprezentował też bym pewnie przeczytała,ale specjalnie tej pozycji zdobywać nie mam zamiaru :)
Chociaż ten kociak na okładce......
Pozdrawiam ciepło Dorota
To prawda - okładka jest dosyć zachęcająca i nie dziwię się, że przyjaciółka (również miłośniczka kotów) ją dla mnie wybrała. Po takim opakowaniu człowiekowi rosną wymagania odnośnie zawartości...
UsuńNapisałam ok 13 długi komentarz i... Nie ma... Cholera, szkoda, niemniej spróbuję jeszcze raz. Nie lubię kryminałów. Szkoda mi na nie czasu, na ich czytanie, nie rozumiem mody, która obecnie panuje, choć znam jej źródła.
OdpowiedzUsuńGdybym jednak napisała, że oddycham sztuką wysoką, to było by to tyleż egzaltowane, co obłudne. Z czasów zamierzchłych pamiętam, że podobało mi się Wszystko czerwone,raczej nie kryminał, co zabawa słowem,chyba przeczytałam jeszcze z rozpędu jakąś rzecz Chmielewskiej, którą być może porzuciłam, niemniej do "Wszystkiego" wracam z sentymentem, przeczytałam dwie książki Agathy C. urzeczona jej biografią, (mąż archeolog, podróże) z przyjemnością obejrzałam film Panna Murple, którego akcja rozgrywała się w jakimś hotelu nie pamiętam, którym i z takąż przyjemnością wysłuchałam (tak, kiedyś w miesiące letnie) było emitowane "Nigdy w życiu" Grocholi, film, z racji przedstawionego, a raczej przestawionego zakończenia, nie przypadł mi do gustu. A i jeszcze jedną książkę Browna Dlaczego odpowiadam, tak by drążyć i dążyć do konkluzji - mianowicie- nie rozumiem (co nie znaczy, że: "mam rację")kupowania kryminałów, albo beletrystyki (w dużej części, choć nie w całości- co oczywiste, bo część nie całość), w tychże przypadkach, gdy za zbyteczne uważam nabywanie książek drogą kupna, uważam też, że jeśli przeczytam r a z i będzie to pozycja, do której nie będę wracać, to po co ją kupować? Znacznie bardziej przemawiają do mnie baśnie, zwłaszcza te, z obcych kultur, zawsze mnie fascynowały. Oczywiście rozumiem, (zresztą, co tu jest do rozumienia?- zabrzmiało to z lekka paternalistyczne), że Ktoś/ia może mieć inaczej. Może będzie czas gdy zachwycę się kryminałami, ale wątpię. Tak jak rzadko, albo wręcz nie słucham popu (to też jest kwestia co uznajemy/ włączamy w nurt pop) tak, nie czytam kryminałów, bo nie są, na dziś - dla mnie atrakcyjne.
A ja lubię kryminały. Nawet bardzo. Ale nie wszystkie, jak leci. Jednak nie potrafiłabym określić swojego ulubionego typu. Lubię po prostu dobre historie:-). Ale co do kupowania książek mam podobne podejście. Lubię mieć na swojej półce te, które mają dla mnie szczególne znaczenie. Choć czasem znaczenie dotyczy nie tyle treści, co właśnie konkretnej książki. Na przykład: mam "Małą księżniczkę" strasznie stare i zniszczone wydanie, którym zaczytywałam się od nastoletnich czasów. Więc kiedyś, dla córki kupiłam nowe śliczne i pachnące wydanie. Niestety okazało się, że z innym tłumaczeniem. I nie cierpię tej książki. To nie jest prawdziwa "Mała księżniczka". Potem córka dostała jeszcze jakieś inne wydanie w prezencie i to też nie jest to... I teraz mam trzy, dla kogoś z zewnątrz, takie same książki, ale tylko ta najbrzydsza i najbardziej zniszczona ma znaczenie i choć już od wielu lat do niej nie zagladałam, to byłoby mi ogromnie przykro, gdybym ją starciła. A kiedyś szukałam w antykwariacie dla mojej Mamy starego wydania "Godziny pąsowej róży", bo jej zgubiłam, a to była książka, którą ona sama kupiła sobie za pieniądze uskładane z kieszonkowego więc ważna. Znalazłam takie wydanie, zamówiłam... Przyszło inne. I gdy składałam reklamację gość nie mógł zrozumieć o co mi chodzi, przecież książka to książka!?
UsuńAle to tak na marginesie...
Najczęściej książki dostaję. Jeśli kupuję to takie, które bardzo chcę przeczytać (bo mnie tak zaciekawiły informacje na ich temat, na które natknęłam się w sieci), a nie ma ich w mojej bibliotece. Czasem książki, które kupię pod wpływem ciekawości i silnej chęci przeczytania wcale nie okazują się szczególnie wyjątkowe. Ale i tak nie żałuję. Kiedyś wszystkie swoje książki i tak przekażę bibliotece:-). No chyba, że w rodzinie przyjdzie jeszcze na świat jakiś zapalony czytelnik, któremu moje książki sprawią frajdę:-)
MAm wrażenie, że tak samo kupowałam książki, jak obecnie robisz, tyle, że się wtedy uczyłam, teraz mi to minęło.
UsuńOczywiście, że nic w tym dziwnego, że człowiek zwraca uwagę na tłumaczenie w jaki sposób zostało wykonane, albo na wydawnictwo, niektóre cóż...
Oczywiście teraz już się tego nie dowiem, ale przychodzi mi na myśl pytanie, czy gdybym te dwadzieścia kilka lat temu przeczytała "Małą księżniczkę" w tym innym tłumaczeniu, czy też zrobiła by na mnie takie wrażenie?
UsuńSzacun za recenzję. Świetnie napisane. Kryminałki mozna lubić i nie, ale recenzja się przyda. Ja tam bardzo lubię kryminały. Mam tak od zawsze, bez względu na modę i dobrze mi z tym.Do dyskusji dodam swoje trzy grosze, bo bardzo słuszna jest uwaga Renyi- po co kupować beletrystykę jak prawdopodobnie juz po nią nie sięgniemy. To ja pytam po co są biblioteki. Przychodźcie do nas!!!Mamy mnóstwo nowości i dla wszystkich coś się znajdzie! Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję!
UsuńGdy natrafię na jakiś ciekawy tytuł polecany w sieci, to w pierwszej kojeności sprawdzam, czy ma go nasza biblioteka. I często mnie zaskakuje, że ma, szczególnie właśnie jeśli o nowości chodzi. Czasem trzeba się zapisać do kolejki, ale to żaden problem, bo zazwyczaj w międzyczasie i tak zawsze ma się coś do poczytania:-). Tak więc biblioteki szczerze polecam:-).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńuwielbiam Chmielewską - może by mi się spodobało :-D
Usuńdo większości książek mam podejście: 30 stron. jeśli przez 30 stron się niczym nie zainteresuję, to szkoda czasu.
z lektur to ostatnio głównie Webstera English Thesaurus ;-) ale będę mieć przerwę techniczną (Misiu trzeba dysk twardy wymienić...), to może złapię za coś jeszcze :-)
uściski!
usunęłam poprzedni, bo się nie da edytować :P
Ja próbowałam wyznaczyć sobie taki limit, ale się nie udało, bo a nuż to właśnie następna strona okazałaby się wciągająca?;-)
UsuńOby wymiana przebiegła sprawnie i bezproblemowo!
PS. To strasznie wkurzające, że nie można edytować komentarza! Sama właśnie też usunęłam swój komentarz, bo w poprzednim walnęłam orta;-)
Kryminały czytam od dzieciństwa, a najbardziej lubię kryminały skandynawskie. Są mroczne, wielowarstwowe, bardzo wciągające. Tego typu, który tu opisujesz "kijem bym nie dotkła" :)
OdpowiedzUsuńZe skandynawskich, to na razie największe wrażenie zrobił na mnie Larsson, ale z pewnością sięgnę po książki innych skandynawskich twórców, bo na blogach wyczytałam sporo bardzo zachęcających recenzji:-).
UsuńWiadomo ilu czytelników tyle opinii. Jak wszyscy lubiliby, to samo, to byłoby nudnie ;).
OdpowiedzUsuńDokładnie tak!
Usuń