środa, 11 lutego 2009

Biblioteczne łowy

No i zgodnie z zamierzeniem odwiedziłam bibliotekę. Pożyczyłam sobie cztery książki, m.in. "Angielskiego pacjenta".





Zaintrygował mnie opis na okładce, z którego dowiedziałam się, że jest to połączenie historii miłosnej, powieści wojennej i romansu szpiegowskiego. Pielęgniarka Hana opiekuje się tajemniczym pacjentem, którego płonący samolot rozbił się na Saharze pod koniec II Wojny Światowej. Bohaterowie starają się rozwikłać zagadkę nieznajomego, który z ich pomocą, powoli odzyskuje pamięć i opowiada o sobie.




Wyobraziłam sobie naiwnie, iż klimat tej powieści zbliżony będzie do historii Tatiany i Aleksandra, spod której wpływu wciąż nie mogę się wydostać. Jednak moje rozczarowanie było ogromne! Ani trochę nie zagrała ta książka na moich emocjach. Była beznamiętna od pierwszej do ostatniej strony. Tajemniczy pacjent? Nijak mnie ta postać nie zaintrygowała. W ogóle  nie byłam ciekawa jego historii, tak samo zresztą, jak historii pozostałych bohaterów.
Czytanie tej książki było, jak łagodne unoszenie się na wodzie na środku jeziora, bez zastanawiania się i ciekawości co się pod nim kryje. Albo jak sen, którego rano mam mgliste wspomnienie, lecz nie zaprzątam nim sobie większej uwagi.
W nocie od wydawcy przeczytałam jeszcze, że jest to "utkana z niedomówień i nastrojów poetycka opowieść". Z tym mogę się zgodzić - ta książka to jedno wielkie, nieinteresujące niedomówienie w ponurym nastroju.


Komentarze 
 
2011/10/28 12:26:46
A film oglądałaś?

Anka
 
2011/10/28 15:46:48
No właśnie nie pamiętam, choć skądś wzięło mi się przekonanie, że film był piękny...
 
2011/10/29 09:17:35
Film ma coś w sobie, na pewno. Czy jest piękny, to pewnie kwestia gustu; ja oglądałam go chyba ze trzy razy. Z tym, ze nei wiem dlaczego, ale po roku, dwóch już nie pamiętam historii, dopóki nie zacznę oglądać kolejny raz.

Anka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz