piątek, 4 września 2009

Jakimi słowami?

Jak pocieszyć osobę, którą spotkało nieszczęście? Czy da się to w ogóle zrobić słowami. Czy są takie słowa, które do ludzi dotkniętych nieszczęściem docierają?

Te pytania kołaczą mi się w głowie od wczoraj, gdy dowiedziałam się, że w wyniku wad rozwojowych zmarł mój najmłodszy, przedwcześnie urodzony, ledwie dwudniowy, bratanek.

Prawdę mówiąc wszyscy tego właśnie się spodziewali. Lekarze od początku nie dawali nadziei, że może być inaczej. Dziecko było za małe, za słabe, by przeżyć. A jednak rodzice wbrew wszystkiemu tę nadzieję mieli.
Wczoraj dotknęła nas smutna rzeczywistość. Remik odszedł. Żył dwa dni.

Co mogłam powiedzieć mojemu bratu, gdy przez telefon – smutny i zmęczony – informował mnie o tym fakcie? Jakimi słowami zareagować na nieszczęście, z którym właśnie mierzy się mój brat i jego żona? Co powiedzieć w chwili, gdy ich rodzicielskie nadzieje, plany i marzenia, rosnące przez ostatnie miesiące wraz z 
brzuchem mojej bratowej, zostały tak srogo zawiedzione?

Tak mi przykro! Tak bardzo mi przykro!

Nic innego nie przyszło mi do głowy.

Do tej pory nic innego nie przychodzi mi do głowy. Myślę,że może powinnam tam pojechać. Bo przecież obecność znaczy więcej niż słowa wypowiadane przez telefon. Ale szlachetne porywy serca często rozbijają się o finansową rzeczywistość. I taka rzeczywistość właśnie stoi przede mną. Dlatego wciąż siedzę na swoim fotelu przy swoim biurku, choć wiem, że powinnam być teraz gdzieś indziej. Pocieszam się, że przecież tak naprawdę mój brat nie jest sam, tam, na obczyźnie. Dźwiga ten ciężar wspólnie z żoną. I ma przyjaciół.

Nie wiem, co robić. Pytałam go czy chce żebym przyjechała. On też nie wie. Obojgu nam dokucza świadomość ograniczeń finansowych. Zobaczymy.

Trzymaj się Braciszku! Myślami wciąż jestem przy Was.

3 komentarze:

  1. Takie sytuacje są niewypowiedzialnie ciężkie. Rok temu moja sąsiadka przez ścianę na skanie dowiedziała się, że nosi martwe dziecko - 6 miesiąc ciąży - dziewczynkę, której tak bardzo pragnęli. Zrobili jej cesarkę, dostałą do rąk maleństwo.... przechodziliśmy przez to, na pewno nie tak, jak Ty, bo choć sąsiadka jest mi bliska, to wciąż nie jest to siostra.
    Wiem ile to łez, ile żalu, pytań, na które nie znajdujemy odpowiedzi...


    Cóż ja mogę napisać w tej sytuacji? Trzymaj się dzielnie i ślij im pozytywną energię...


    Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie wprowadziłam trochę zamieszania z tym przenoszeniem postów... Aż chciałoby się powiedzieć, że to stare dzieje i już od dawna wszystko u rodziny mojego brata jest OK, półtora roku temu urodził im się zdrowy, piękny syn.... Ale wiem, że to ciężkie doświadczenie wciąż w nich tkwi, nie da się o tym zapomnieć... Mimo upływu czasu... nawet nie zwróciłam uwagi, że właśnie minęła trzecia rocznica...

      Usuń
  2. Myślę, że szczere słowa "tak mi przykro" wystarczyły. Wiem, bo wiele lat temu przeżyłam podobną tragedię - córeczka żyła dobę - i nie chciałam w tych chwilach niczego więcej słyszeć, żadnych górnolotnych zapewnień o współczuciu. No może zależało mi na zapewnieniach, że za rok będę znowu mamą - i tak też się stało. Młodsza córka, choć może powinnam nazywać ją najmłodszą, przyszła na świat miesiąc przed pierwszą rocznicą śmierci siostrzyczki. W moim przypadku natychmiastowe zajście w ciążę po tragedii, uratowało moje zdrowie psychiczne i pozwoliło mi dobrze funkcjonować w domu i w pracy. Rodzina nie narzucała się z pomocą, ale była zawsze obok. Długo nie umiałam rozmawiać o tym, ale cótki były najlepszym lekarstwem na mój smutek. Do szału doprowadzały mnie słowa męże wynikajce z troski o moje zdrowie, któty mówił, źe za rok spróbujemy. Ja wiedziałam, że nie mogę tak długo czekać i po 2 miesiącach trzymałam test z dwoma kreskami. I wtedy zeszło ze mnie napięcie, już wiedzałam, że będze dobrze. I byłońn o

    OdpowiedzUsuń