Sobotnia katastrofa była dla nas
wszystkich traumatycznym wydarzeniem. Nie sądzę, że ktokolwiek pozostał
obojętny wobec tego, co się stało. Ludzie w tych dramatycznych chwilach
chcieli być ze sobą, dlatego spotykali się w różnych miejscach, w
hołdzie ofiarom katastrofy składali kwiaty, palili znicze. Ja tę
potrzebę poczucia wspólnoty realizowałam dzięki telewizji oraz za pomocą
internetu. Jednak słuchając kolejnych programów, wywiadów, opinii,
czytając kolejne komentarze w internecie, zaczęłam zauważać coś
dziwnego. Na moich oczach tragicznie zmarły prezydent staje się
bohaterem narodowym, który poniósł męczeńską śmierć w służbie dla kraju.
CO SIĘ DZIEJE? Czy ja nagle, nieświadoma niczego, przeniosłam się do jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w której Lech Kaczyński był ukochanym przez naród prezydentem? mężem stanu? wybitnym politykiem?
Mam wrażenie, że nagle wszyscy byli gorącymi zwolennikami prezydentury Lecha Kaczyńskiego, że wszyscy cenili go, szanowali i kochali. Politycy i dziennikarze prześcigają się w komplementowaniu Wielkiego Zmarłego i sposobach Jego uhonorowania. W Warszawie jest pomysł, by budowany stadion narodowy nazwać imieniem Lecha Kaczyńskiego, w Krakowie ulicę lub rondo w centrum miasta, w Bydgoszczy - most. Słyszę, jak ktoś wypowiada się w telewizji, że trzeba było dopiero tak dramatycznej śmierci tego wielkiego człowieka, by w końcu zauważono go takim, jakim był w istocie - ciepłym, kochającym mężem i ojcem, wytrwałym bojownikiem o prawdę, prawdziwym polskim patriotą. Nie neguję, że Lech Kaczyński był uczciwym człowiekiem i oddanym mężem i ojcem, ale to jeszcze nie czyni z niego ani dobrego polityka, ani dobrego prezydenta. Również fakt jego tragicznej śmierci nie czyni z niego bohatera.
Dziś dowiedzieliśmy się, że prezydencka para spocznie na Wawelu. Boję się, że gdy za tydzień włączę telewizję mogę usłyszeć, że Lech Kaczyński będzie beatyfikowany w związku z męczeńską śmiercią jaką poniósł w służbie Ojczyźnie. Chyba już w jakąś paranoję popadamy?
Podobno o zmarłych należy mówić dobrze lub wcale. Być może dlatego dotychczasowi przeciwnicy prezydentury Lecha Kaczyńskiego milczą. Ale mam nadzieję, że w końcu jednak odzyskają głos. Nie można przecież tak nagle zapomnieć dlaczego przez ostatnie lata ta prezydentura podlegała tak miażdżącej krytyce.
CO SIĘ DZIEJE? Czy ja nagle, nieświadoma niczego, przeniosłam się do jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w której Lech Kaczyński był ukochanym przez naród prezydentem? mężem stanu? wybitnym politykiem?
Mam wrażenie, że nagle wszyscy byli gorącymi zwolennikami prezydentury Lecha Kaczyńskiego, że wszyscy cenili go, szanowali i kochali. Politycy i dziennikarze prześcigają się w komplementowaniu Wielkiego Zmarłego i sposobach Jego uhonorowania. W Warszawie jest pomysł, by budowany stadion narodowy nazwać imieniem Lecha Kaczyńskiego, w Krakowie ulicę lub rondo w centrum miasta, w Bydgoszczy - most. Słyszę, jak ktoś wypowiada się w telewizji, że trzeba było dopiero tak dramatycznej śmierci tego wielkiego człowieka, by w końcu zauważono go takim, jakim był w istocie - ciepłym, kochającym mężem i ojcem, wytrwałym bojownikiem o prawdę, prawdziwym polskim patriotą. Nie neguję, że Lech Kaczyński był uczciwym człowiekiem i oddanym mężem i ojcem, ale to jeszcze nie czyni z niego ani dobrego polityka, ani dobrego prezydenta. Również fakt jego tragicznej śmierci nie czyni z niego bohatera.
Dziś dowiedzieliśmy się, że prezydencka para spocznie na Wawelu. Boję się, że gdy za tydzień włączę telewizję mogę usłyszeć, że Lech Kaczyński będzie beatyfikowany w związku z męczeńską śmiercią jaką poniósł w służbie Ojczyźnie. Chyba już w jakąś paranoję popadamy?
Podobno o zmarłych należy mówić dobrze lub wcale. Być może dlatego dotychczasowi przeciwnicy prezydentury Lecha Kaczyńskiego milczą. Ale mam nadzieję, że w końcu jednak odzyskają głos. Nie można przecież tak nagle zapomnieć dlaczego przez ostatnie lata ta prezydentura podlegała tak miażdżącej krytyce.
Komentarze
2010/04/18 18:00:25
Spokojnie, jak powiada poeta, lud od koszul częściej zmienia przekonania - za parę tygodni wszystko wróci do normy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz