Nie mam w zwyczaju komentować wydarzeń sportowych. Rywalizacji nie lubię, a rola kibica jest mi najzupełniej obca. Jednak z racji zamiłowań mojego męża, jestem biernym odbiorcą WSZELKICH sportowych informacji, a już zwłaszcza takich, w których występują Polacy. Nie mogłam więc nie zauważyć mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Val di Fiemme, w ramach których, w ostatnią sobotę, odbyły się drużynowe zawody w skokach narciarskich. W tychże zawodach, po przedziwnych perturbacjach, Polacy zdobyli brązowy medal.
I nie mogę się oprzeć, by tego szczęśliwego wydarzenia nie skomentować. Nie z powodu sędziowskiej pomyłki, która niespecjalnie mnie obeszła - po każdej większej imprezie sportowej można by książkę napisać o sędziowskich wpadkach. Moją uwagę zwróciła i o szczere wzruszenie przyprawiła, ogromna radość naszej drużyny ze swojego osiągnięcia.
Radość polskiej drużyny* |
Nie wątpię, że dla każdego sportowca zdobycie medalu jest wydarzeniem szczęśliwym, ale pierwszy raz w życiu widziałam TAKĄ radość - żywiołową, niepohamowaną, nieskrępowaną obecnością kamer i dziennikarzy usiłujących w tym momencie przeprowadzić z chłopakami wywiad. To było coś niesamowitego!
Kamil Stoch i Piotr Żyła cieszą się ze zdobycia brązowego medalu* |
Widok uszczęśliwionych młodych sportowców po prostu musiał chwycić za serce i zarazić radością każdego, kto był tego świadkiem, nawet takiego sporto-sceptyka i sporto-malkontenta, jak ja;).
Radość Kamila Stocha* |
I tylko przez chwilę poczułam przykre ukłucie, ni to zazdrości, ni to żalu, że ja nigdy czegoś podobnego nie doświadczę, że nie dowiem się jak to jest - przeżyć coś takiego, zdobyć w drużynie medal, stanąć na podium... Czy można to do czegoś porównać? Na przykład do osiągnięcia sukcesu w innej dziedzinie? Do zdobycia upragnionej pracy? Do radości i dumy z sukcesów dzieci? Nie mam pojęcia...
Widzę radość sportowców ze zdobycia medalu, ale nie potrafię sobie wyobrazić, jak ta radość im samym smakuje... I tego mi trochę szkoda. Bo może znam najróżniejsze życiowe smaki, ale tego nigdy nie zakosztuję.
* zdjęcia i opisy do nich pochodzą ze strony TVN24.
a mi się wydaje, że żeby się tak cieszyć nie trzeba medali, wystarczy być trochę dzieckiem. wtedy człowiek z najmniejszej popierdółki cieszy się całym sobą, nawet z lizaka ;-)
OdpowiedzUsuńtylko dodajmy: nie rozbestwionym bachorem, ale dzieckiem, które marzy, które tego lizaka traktuje jak skrzynię ze skarbami. inaczej nawet 6 w lotto będzie tylko powodem do kolejnych narzekań, heh...
O widzisz, szóstki w Lotto też nigdy nie trafię... ale jakoś, nie wiedzieć czemu, tego mi nie szkoda;) Choć byłoby miło, gdyby...
UsuńAle coś w tym jest, co napisałaś i myślę, że to ważne, by nigdy nie stracić tej dziecięcej szczerości i prostoty w przeżywaniu świata:)
a ja trafię ;-P i polecę w kosmos ;-) cała idea marzenia polega na tym, że się wierzy, że coś na pozór niemożliwego, się spełni :-D
Usuńzatem tak, jestem wierząca! wierzę w lotto i uniwersum ST ;-)
wiesz, ja tak sobie myślę, że człowiek traci radość, kiedy już wszystko ma. ja teraz nie mam właściwie nic poza lapkiem, aparatami i niewielką ilością ciuchów. może to sprawia, że ze wszystkiego się cieszę, ostatnio najbardziej ze słońca :-)
Aha, jest taka teoria, że im mniej się ma, tym bardziej jest się szczęśliwym:) Chyba św. Franciszek był prekursorem. Mnie się bardzo taka idea podoba. Dlatego w totka nie gram... Nie chcę kusić losu;D
UsuńI ze słońca też się cieszę!!!!!
Ja się czasami cieszę ułamkami radości sportowców, bo mimo wszystko emocjonalnie angażuję się w niektóre dyscypliny. Ale nie potrafię sobie wyobrazić radości pierwszoplanowych postaci. To jednak musi być coś wyjątkowego :)
OdpowiedzUsuńRównież się angażuję i bardzo mocno przeżywam - może właśnie dlatego nie jestem kibicem, bo to ponad moje nerwy;) Pisałam już, że jestem emocjonalną gąbką, więc radość wchłaniam równie łatwo co przygnębienie, ale właśnie też podskórnie czuję, że radość pierwszoplanowych postaci musi być inna...
UsuńJa jestem zapalonym kibicem i mam męża kibica, syna kibica i córki kibicki:)Dzieci chyba wciągnęły się w sport i wszystko co wokół sportu dzięki nam. Oboje uprawialiśmy sport na każdym etapie edukacji:)Dzieci też.
OdpowiedzUsuńDo sportu wciągnął mnie mój ojciec, do dziś zapalony kibic.
Jeśli chodzi o tę radość skoczków i kibiców, to jest się z czego cieszyć, bo to pierwszy medal drużynowy :))))Ja znam radość zwycięstwa sportowego:)
Można ją porównać....porównać..... do każdej radości, której doświadczamy w życiu.
Inaczej.........radość ze zwycięstwa sportowego jest taka sama, jak radość z każdego innego zwycięstwa :)
UsuńZgadzam się z Kryską, radość, to radość! Nieważne z czego, ważne, że się ją umie wyrażać i odczuwać :)
UsuńNo może, może... Daleka jestem od wartościowania radości, ale... trzymając się mojej kulinarnej metafory - jest wiele potraw, które bardzo mi smakują, ale jednak każda z nich smakuje inaczej. Są też takie potrawy, którymi inni się rozkoszują, po ich minach widzę, jak bardzo one im smakują, ale sama nigdy ich nie skosztuję... Życie upływa, a ja nie wszystko w tym życiu przeżyję... I tego właśnie trochę mi szkoda. Ale przecież nie aż tak bardzo, by psuło mi to smak moich własnych dań:)
UsuńDlatego, Sivko, jak najbardziej podpisuję się pod Twoim zdaniem - najważniejsze jest umieć radość wyrażać i odczuwać:)
Krysko, ja bardzo lubię sport, jako aktywność fizyczną, tylko ten aspekt rywalizacji jest dla mnie nie do przeskoczenia;) Jestem introwertyczką, może to dlatego?
Chcę jeszcze tylko dodać, że są dyscypliny sportu, których nienawidzę. To takie, gdzie się kopią, biją, leją, kleją, obłapiają, cieknie krew.....ohyda !!!
UsuńAle i w tych dyscyplinach jest jakaś pasja, ludzi coś ciągnie, by właśnie tych dziedzinach się trenować... Ale ja też nie lubię tego oglądać, mnie boli od samego patrzenia;)
UsuńJeśli już miałabym oglądać jakiś sport, to najprzyjemniejszy dla mnie jest tenis. O ile oczywiście znam już wynik;)
Przyznam sie szczerze, że nie lubię sportu. Jednak radość z medalu jest oczywista, nawet przez osoby nie kibicujące. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo pewnie! Zawsze się bardzo cieszę, gdy Polacy zdobywają medale, bo niby nie kibicuję czynnie, na stadionach, czy przed telewizorem, ale przecież zawsze i tak życzę im jak najlepiej, a ich sukcesy również i mnie sprawiają ogromną satysfakcję:)
UsuńJa też muszę przyznać, że sportu nie lubię. Jednak lubię patrzeć na radość innych nie ważne z jakiego powodu... Wiesz co mi wpadło w oko ta czapeczka włóczkowa czarno, zielono, biała ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRany, to jakieś skrzywienie jest! Ja zerkając w telewizor na sporty zimowe, zawsze zwracam uwagę na czapki! Ludzie mają niesamowite i na 100% ręcznie robione fan-czapki:) Z flagami, imionami sportowców, zabawnymi motywami...
Usuń...Na czapki z tych zdjęć też zwróciłam uwagę:)
Przeszłam w swoim życiu przez etap czytania wszystkiego co wpadnie w ręce ( hm....kilku letnie dziecko czytające miesięcznik literacki, ale odkrycie czytania było dla mnie jak odkrycie ameryki), potem sport kilka dziedzin bez wybitnych osiągnięć, po drodze kilka bardziej lub mniej dziwnych rzeczy a teraz decoupage i powiem Ci, że każdy etap w życiu był/jest po prostu słodki a najmniejsze osiągnięcie w każdej dziedzinie jest podniecające zreszta tez na pewno coś o tym wiesz, więc Ren-yu róbmy swoje potem oni tez zaczną robótki ręczne a teraz mają nam zapewnić odrobinę radości tak jak teraz Tobie. To ich obowiązek.
OdpowiedzUsuńGrarzynko, najważniejszą lekcją, jakiej mi do tej pory udzieliło życie jest to, że: może i nie przeżyję wszystkiego, co bym chciała, ale na pewno jeszcze nie raz przeżyję coś, czego się zupełnie nie spodziewam, a co może być równie ekscytujące:) Więc refleksja refleksją, a życie toczy się dalej i nie wiadomo co nas czeka za zakrętem:)
UsuńTo prawda a najdziwniejsze, że ja od bardzo niedawna tak myślę.
OdpowiedzUsuń