Zaraz po tym, gdy budzik wyrwie mnie ze snu myślę - ile jeszcze dni do weekendu??? (Gdy akurat jest weekend - jak dobrze, że weekend, nie trzeba wstawać.) Zaraz potem myślę o kawie. Pierwsza, świeżo zaparzona, aromatyczna kawa smakuje najlepiej. Podczas porannej toalety myślę w co się ubrać. Planuję sobie pracę - do kogo zadzwonić, gdzie i co zamówić, jaką analizę zrobić. W pracy, w wolnych chwilach myślę, co będę robić w domu. Myślę o czekających mnie przyjemnościach - robótkach, tych bieżących i tych planowanych, o blogu, aktualnym i innych, które chciałabym założyć:). Myślę o obowiązkach, które na mnie czekają, przeprowadzam selekcję, którymi muszę zająć się od ręki, a które mogą jeszcze poczekać (większość zawsze musi poczekać...). Myślę o rzeczach, które chciałabym mieć, planuję, co mogę sobie kupić i marzę o tych, które są nieosiągalne, może kiedyś... Myślę o córce, rodzicach, bracie. Przeżywam przeszłe zdarzenia. Zastanawiam się, co mogło potoczyć się inaczej i dlaczego potoczyło się właśnie tak, jak się potoczyło. W myślach przeprowadzam najróżniejsze rozmowy, odpieram zarzuty, te prawdziwe i wyimaginowane, przekonuję i tłumaczę. Formułuję błyskotliwe argumenty, które jakoś nigdy nie przychodzą mi do głowy, gdy są akurat są potrzebne. Myślę o swoich dolegliwościach, uporczywych migrenach, złoszczę się na służbę zdrowia, że taka niewydolna i medycynę, że nieskuteczna. Planuję, co będę robić na emeryturze, jeśli dożyję i jeśli będę miała za co to robić...
Jedzeniem nie zajmuję myśli prawie wcale. Nie jestem wybredna. Jadam co jest. Co mąż poda. Ale dobrze, gdy jest smacznie i zdrowo. Co znaczy zdrowo? Wiadomo! Dieta zbilansowana i żeby było nietłusto. Ryby są zdrowe, bo kwasy omega. Jakaś jarzynka do obiadu musi być, bo witaminki. Pełnoziarniste pieczywo, bo błonnik i nabiał, bo wapń. Nabiał jadam od dziecka, jestem córką pani technik technolog przemysłu mleczarskiego, nabiałowe kulinaria to dla mnie podstawa. Ale jestem tylko człowiekiem więc, mniej lub bardziej, zdarza mi się folgować słodkim pokusom. Ale przecież z UMIAREM. Bo wierzę w umiar. I Piramidę Zdrowego Żywienia. Oraz farmakologię. Na bóle zjadam tabletki. Na inne dolegliwości też. Że nie pomaga? W moim wieku, jak nic nie boli.... Poza tym medycyna leczy, a nie uzdrawia, a niektóre choroby, o nieznanej etiologii, są przewlekłe, a więc nieuleczalne, można tylko łagodzić objawy. Trzeba się pogodzić. Godzę się, bo wierzę lekarzom, wierzę w naukę, jestem racjonalna i rozsądna.
I chora. Nie obłożnie i nie śmiertelnie. Ot, zwyczajnie, cywilizacyjnie. Alergie, migreny, zaparcia, przewlekłe zmęczenie... Kto zna, ten wie, jak takie "niepoważne" dolegliwości mogą uprzykrzać życie. Bardzo! Ale trudno, myślę sobie, pewnie taka już moja uroda...
A jeśli wcale nie? Może to nie taka uroda, a konsekwencja nieograniczonego korzystania z dobrobytu, jaki oferuje nam nasza cywilizacja? Może łatwy i powszechny dostęp do najróżniejszego spożywczego dobra ma swoją ciemną stronę?
Dzięki Sowie odkryłam niedawno stronę Akademii Witalności, a tam z kolei przeczytałam o dr Ewie Dąbrowskiej, która ciało i ducha leczy postem. I osiąga spektakularne rezultaty. Cuda po prostu. Ludzie młodnieją, a choroby nikną w oczach - normalizuje się ciśnienie, wyrównuje poziom cukru i cholesterolu, znikają guzki, blizny, opuchnięte stawy, ludzie przykuci do wózków i łóżek zaczynają chodzić o własnych siłach, goją się wrzody, oczyszczają gangreny, rośnie radość życia, entuzjazm i kreatywność. I to bez leków!
Eeee tam, bajki..., myślę sobie lekceważąco. Ale brnę dalej, bo to jednak ciekawe. A im więcej na ten temat czytałam, im więcej poznawałam opinii, tym bardziej zdawało mi się to możliwe, a nawet zupełnie logiczne. Wszystko jasno opisane, naukowo uzasadnione i poparte świadectwami.
Przez dwa tygodnie bardzo intensywnie zgłębiałam temat. Przeczytałam:
Przez dwa tygodnie bardzo intensywnie zgłębiałam temat. Przeczytałam:
- od deski do deski, ze wszystkimi komentarzami, wpisy na Akademii Witalności,
- blogi (np. TEN) opisujące dzień po dniu swoje doświadczenia z postu,
- a także wypowiedzi na różnych forach internetowych.
I wymyśliłam. Ja też chcę spróbować! Bo dlaczego by nie? Skoro przez tyle lat dawałam szansę medykamentom, które skutkowały tylko chwilowo, objawowo i nie rozwiązywały źródła problemu (a kosztowały krocie!), to dlaczego nie miałabym dać szansy i tej metodzie? Szczególną mam satysfakcję, że do swojego planu udało mi się przekonać męża, wspólna dieta jest nie tylko mniej skomplikowana, ale też bardziej motywująca. Od ostatniej soboty razem jesteśmy na poście warzywno-owocowym. W moim odczuciu pierwszy dzień był ciężki, drugi jeszcze gorszy, trzeci zaczął się koszmarnie, ale skończył już całkiem dobrze. I tak jest do teraz:). Mąż od początku znosi post bez żadnych problemów.
Wiem, że jeszcze mogą wystąpić kryzysy, jestem na nie gotowa, ale nie powinno być już tak ciężko jak w pierwszych dniach.
Teraz myślę sobie... Warto jednak więcej myśleć o jedzeniu. Warto sprawdzić, czy żywieniowe oczywistości to fakty, czy może rezultat gruntownie przeprowadzonej propagandy. Warto szukać informacji o tym, jaki wpływ na nasze zdrowie mają produkty, które spożywamy. Warto przemyśleć komu służą rozpieszczające nas marketingowe slogany, w rodzaju Daj się skusić, Kieruj się smakiem, Pozwól sobie na odrobinę przyjemności. Może nowoczesne rozwiązania, dzięki którym produkcja żywności stała się masowa i tania, a życie konsumentów łatwe i wygodne, wcale nie są dla ludzkości tak wielkim dobrodziejstwem, jak by się mogło zdawać? Może, żeby dobrze się czuć, trzeba zrobić krok w tył, z czegoś zrezygnować i ponieść trud nieco większy, niż tylko łykanie odpowiednich pigułek, czy suplementów...
Cieszę się, że dzięki mnie trafiłaś na te strony:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę dr Dąbrowskiej (tę z lewej) mam, ale nigdy (do tej pory) ochoty na taką dietę nie miałam. Znam natomiast osobę, która robi ją regularnie z pozytywnym bardzo rezultatem.
Na pewno warto myśleć o jedzeniu, jak i o wszystkim co nas otacza i ma na nas wpływ.
Byle bez obsesji;)
Trzymam kciuki za dobry i skuteczny przebieg kuracji warzywno-owocowej!
Racja, trzeba myśleć o wszystkim, co ma na nas wpływ:)
UsuńSkrajności to moje drugie imię więc o obsesje u mnie nietrudno, choć z drugiej strony, kto decyduje o tym, czy dane zachowanie jest już obsesją, czy jeszcze nie, Dla niektórych pewnie już ta moja decyzja jest obsesją, bo wg innych lekarzy nerki i wątroba mają wystarczające możliwości detoksykacyjne, tak że żadne dodatkowe posty, czy głodówki nie są potrzebne;)
Ale muszę wypróbować. Najwyżej nie podziała. Jestem przyzwyczajona:)
No to ja Cię w takim razie nie znam, bo dla mnie w Twoich zachowaniach nie ma nic obsesyjnego.
UsuńObsesja to fanatyzm i nakierowanie na jeden punkt, takie lękliwe trzymanie się jednej opcji. A Ty szukasz i próbujesz.
A propos co dla kogo jest obsesją: mnie kiedyś powiedziała koleżanka, że to nie jest zdrowe (!) tak zupełnie pozbyć się z diety cukru i białej mąki:) Więc dla niej ja na pewno mam obsesję;)
A widzisz, z tą obsesją to jednak niełatwa sprawa:) Samo niejedzenie jakiegoś produktu może być odczytane jako obsesja, bo przecież wszystko jest dla ludzi, co nie;)
UsuńZe względu na poranna kawę, łykam magnez, i to wszystko. Jeśli mnie boli, to boli i już. Wierzę w moc zdrowego odżywiania, dużo czytam o zdrowym trybie życia, zachłystuje się dietami ( wegetarianizmem, dietą rozdzielczą,kuchnią pięciu przemian), a potem to rzucam. Wszystko przez gotowanie dla całej rodziny. Ale nie jem słodyczy( czasami upieczone ciasteczko), nie słodzę, dużo rzeczy robię sama, jak chleb, kiełbasę, majonez i ćwiczę. To jednak nadal mało, by odzyskać upragnioną wagę.
OdpowiedzUsuńPamiętam, pokazywałaś kiedyś swój chlebek:) Ja jestem strasznie niekulinarna więc mam trochę oporów, ale po poście też mam zamiar spróbować upiec taki na zakwasie, zobaczymy co z tego wyjdzie... Moja dieta wydawała mi się zdrowa, bo oparta głównie na nabiale i potrawach mącznych - uwielbiam wszelkie placki, kluchy, z serem, śmietaną, ziemniaki z kefirem, owsianka na mleku... Warzywa, zwłaszcza surowe, nie za dobrze znosiłam więc unikałam. Najdziwniejsze jest to, że teraz jem większość na surowo, kapustę kiszoną z cebulką na czczo i nic mi się nie dzieje:) Ale tak naprawdę próbuję tego postu, bo chcę pozbyć się swoich dolegliwości - strasznie dają mi w kość. Gdyby nie one, nie byłoby siły, która zmusiłaby mnie do zmiany nawyków. W tej chwili najbardziej tęsknię za ruskimi pierogami i kromką chrupiącego chleba z twarogiem;)
UsuńŻyczę powodzenia i trzymam kciuki! Nie znam tych książek, ale wiem, że jednak trzeba zwracać uwagę na to, co jemy. Jedzenie wpływa na nasz organizm. Może nie tyle dieta, co zdrowy styl życia, jest bardzo ważny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Asia
Najgorsze, że informacje na żywieniowe tematy są czasem zupełnie sprzeczne i naprawdę trudno się rozeznać w tym wszystkim. Jedni zachęcają do nabiału, inni twierdzą, że mleko od krowy dobre jest dla cieląt, a nie dla ludzi. Jedni twierdzą, że najlepsze białko dla ludzi pochodzi od zwierząt, inni, że równie wartościowe jest w roślinach.... Na razie trzymam się metod dr Dąbrowskiej, po prostu przekonała mnie swoimi osiągnięciami. Zobaczymy co z tego wyniknie:)
Usuńżycze powodzenia w diecie. jest skuteczna, aczkolwiek trudna i nie o głód tu chodzi - przynajmniej tak było w moim przypadku. o głodzie zapomniałam po pierwszych dwóch dniach. zabijała mnie monotonia smaku, nie pomagały zioła, nic nie pomagało. dwa tyg. byłam w stanie wytrwac, a potem koniec. Może dlatego, że byłam sama, a wszystkim w domu gotowałam normalne jedzenie? Może gdy nie ma dzieci i ich potrzeb żywieniowych, to jest łatwiej? a może za słaba jestem? nie wiem. dwa tyg. to u mnie max.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak się Wam powiedzie. życzę oczywiście, aby jak najlepiej!
Anka.
i jeszcze jedno. absolutnie zgadzam się z tym, ze wszelkie produkty przygotowywane masowo na pewno nie są zdrowe i takie dobre. przy ilości zgubiona jest jakość, a poza tym może chodzi o coś więcej? np. o zarabianie jak największych pieniędzy przy jak najmniejszych kosztach? albo "produkowanie" ludzi chorych, otyłych, żeby potem przemysł farmaceutyczny i inny mógł zarobić? .. ale to już tylko takie moje teorie.
OdpowiedzUsuńAnka
Aniu, myślę, że to bardzo trudne jednocześnie stosować post, a innym gotować normalne jedzenie, w takiej sytuacji na pewno też bym poległa więc absolutnie nie zarzucaj sobie, że jesteś słaba:) Mój mąż wczoraj właśnie też narzekał na monotonię smaku... Mnie ona nie przeszkadza, jak pisałam - nie jestem wybredna, potrafię zjeść, nawet gdy mi coś nie smakuje;) Może dlatego, że sama nie gotuję więc jeśli już korzystam z czyjejś pracy, to głupio by mi było wybrzydzać;)
UsuńCo do żywności przetworzonej, to ja już dawno z niej zrezygnowałam, od dawna czytam metki. Mam takie same podejrzenia jak Ty - przemysł spożywczy jak każdy inny podlega prawom rynkowym, żeby działał musi być rentowny, a cena często jest głównym kryterium wyboru... Chcąc kupować tanio i mieć więcej czasu, sami zapędziliśmy się w pułapkę niezdrowego żywienia...
A największe koncerny często skupiają w swojej organizacji zarówno fabryki produkujące żywność, jak też mające leczniczy charakter suplementy i odżywki, oraz tzw. zdrową żywność więc tak czy inaczej, niezależnie od tego co jemy i jak się czujemy, swoje na nas zarobią...
Wiesz niby każdy wie, że gotowe produkty kupowane w sklepie są złe np. pasztety, konserwy itp. jest tam sporo chemii i z tego biorą się alergie, migreny... No, ale najłatwiej iść do sklepu, bo czasu mało. Migreny tez miewam, choć ostatnio rzadziej. Staram sie unikać rzeczy które je wywołują. Zrezygnowałam praktycznie całkiem z żółtego sera który bardzo lubię. w ogóle jak mi się zaczyna migrena to staram sie nic nie jeść tylko pić wodę, albo herbatę. Ewentualnie gotuje ryż i jem sam, albo suche bułki. Tabletek to ja unikam jak ognia. Życzę Ci powodzenia w tej nowej diecie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa nie radzę sobie z migreną bez tabletki, nie jestem w stanie jej przetrzymać. I nie o sam silny ból chodzi, ale o mdłości, wymioty... każdy ruch wywołuje zawroty głowy, a one z kolei mdłości, zapachy powodują torsje. Migrena całkowicie eliminuje mnie z życia, a przecież muszę chodzić do pracy, gdybym na każdą migrenę brała urlop, to pewnie już w pierwszym półroczu by mi go brakło... Z alergią bez tabletek też nie da się żyć. Teraz i tak mam łagodniej, bo pojawia mi się "tylko" katar, ale mam astmę i w każdej chwili z zatkanego nosa mogą się zrobić zatkane oskrzela...
UsuńJeśli post się sprawdzi i pozbędę się choćby JEDNEGO z moich problemów, to już będę zadowolona:) W nadziei na zdrowie jestem gotowa sobie życie utrudniać i zrezygnować z tak lubianych przeze mnie produktów, poświęcę nawet słodycze:) Ale jeśli i to nie pomoże... to już sama nie wiem....
Renya ja Cię doskonale rozumiem, bo wiem co to znaczy. Mdłości, światło razi i nie jesteś w stanie się nad niczym skupić. nawet problemy z widzeniem mam. Ani siedzieć, ani leżeć, a żyć trzeba tak jak piszesz. Praca inne obowiązki niestety nikt za nas tego nie zrobi. Wiesz ja nie biorę żadnych tabletek, bo mnie po prostu nic nie pomaga mi na ta migrenę. Kiedyś miałam jakieś tabletki przepisane przez lekarza takie typowo na migrenę niby. Wysiadał mi po nich żołądek. Dosłownie taki ból, że myślałam , że mam zawał. Dlatego na migrenę nic nie biorę. Po prostu od jakiegoś czasu staram się unikać pewnych produktów i dzięki temu dużo lepiej znoszę migreny. Jeżeli znasz jakiś skuteczny lek co Tobie pomaga to chętnie wypróbuje na sobie.
UsuńAlergia to już zupełnie co innego. Jeżeli masz jakieś przepisane na to leki to faktycznie trzeba brać, bo z tym żartów nie ma :) Astma nie leczona może prowadzić do wielu powikłań, zresztą sam to doskonale wiesz. Ja to doskonale rozumiem, że są choroby na które trzeba brać regularnie leki. Uważam jednak, że ludzie teraz przesadzają. Tabletka na to, tabletka na tamto. Ile tego świństwa reklamują w TV no maskara. Nikt się nie zastanawia,że to wszystko przechodzi przez nasze nerki wątrobę. .. Pisz o tej diecie coś więcej. Jak na Ciebie działa. Temat ciekawy i życzę powodzenia i wytrwałości.
Do tej pory używałam Cinie, ale to drogi lek więc zaczęłam rozglądać się za jakimiś tańszymi zamiennikami. Składnikiem czynnym w Cinie jest Sumatriptanum i po prostu zawsze proszę w aptece o jak najtańszą jego wersję. Ostatnio kupiłam Sumatryptan, który jest o 1/3 tańszy od Cinie. Te leki przeciwmigrenowe zawsze mi pomagają. Biorę 1,5 tab. czyli 75 mg i po godzinie jak ręką odjął.
UsuńA o tych tabletkach na wszytko, to mam dokładnie takie samo zdanie. Pigułka na włosy, pigułka na zgagę, pigułka na pryszcze, na wątrobę, żylaki... i z niczego fajnego w życiu nie musisz rezygnować;)
Jeśli będzie dobrze po diecie, to i bez żadnej zachęty będą trąbić o tym wszem i wobec:)
Dzięki za odpowiedź. Ten sumatryptan chyba miałam coś takiego, ale okropnie się po tym czułam. Głowa przeszła, ale żołądek mi nawalał mnie tak tarmosiło, że myślałam, że umrę...więc sobie dałam spokój. Pozdrawiam
UsuńZawsze wiedziałam że zdrowie to przede wszystkim ruch + dieta (obydwa równie ważne).
OdpowiedzUsuńChociaż nigdy nie byłam przysłowiowym "okazem zdrowia" to jakoś pokonałam (astma od 4-go roku życia) ciągłe napady ataków duszności,- co prawda nie dietą tylko sportem (głównie pływaniem). Alergię też prawie pokonałam intensywnym sportem i ciągłym otaczaniem się przez alergeny (koty w domu, żniwa, sianokosy itd). Żylaki bardziej uważam za defekt urody, przynajmniej dopóki nie dają o sobie znać.
Ponieważ dobiegam 50-siątki, to intensywny sport raczej już nie wchodzi w grę (łagodniejsza forma owszem), i tu chętnie skłaniałabym się ku leczeniu dietą. Myślę, że taka dieta każdemu by się przydała. Oczyszczając organizm ( a w dzisiejszych czasach na prawdę jest z czego) eliminujemy różne dolegliwości, a na dłuższą metę leczymy go.
Jest wiele diet leczących. Ja kiedyś próbowałam diety na bazie oleju lnianego dr.Budwig.
I do dziś żałuję, że przerwałam -mnie pomagała. O diecie dr. Ewy Dąbrowskiej też dużo dobrego słyszałam, chociaż nigdy nie próbowałam.
A tak na marginesie staram się uprawiać jak najwięcej warzyw na swojej działce, mam sad owocowy, i myślę, że to najlepszy sposób na w miarę ekologiczne i zdrowe owoce i warzywa.
Z leczeniem tradycyjnym to jak z tym zajączkiem. Nie chodzi o to aby złapać zajączka tylko by go gonić. I myślę, że całe to lobby farmaceutyczne właśnie tak działa.; przynosząc chwilową ulgę ale nie efekt wyleczenia. I to jest główny powód dla którego staram się ze wszystkich sił nie odwiedzać lekarzy i Aptek.
Życzę wytrwałości w diecie
Serdecznie pozdrawiam Dorota
Zazdroszczę przydomowego warzywniaczka:) Ale ja niestety, nie mam pasji do pracy w ziemi, nie lubię tego. Mam chyba z dzieciństwa uraz, rodzice strasznie mnie gonili do pracy na działce. Tak więc zdana jestem na sklepowe...
UsuńMnie też się wydaje, że astmę pokonałam, bo już od bardzo dawna nie miałam żadnych ataków, ale mój alergolog twierdzi, że choroba nie znika całkowicie i w każdej chwili może wrócić. Ale faktycznie, co to za radość była, gdy okazało się, że mogę biegać i nic mi się nie dzieje, nawet na mrozie:) Z tego wszystkiego biegałam prawie dwa lata, potem siadły mi kolana i przestałam. Jak człowiek całą młodość nienawykły do wysiłku (przez całą szkołę miałam zwolnienie z WF), to potem organizm nie daje sobie rady z obciążeniem...
Ale kotami, mimo alergii, też się otaczam:) I tak najsilniej reaguję na roztocza, których nie da się w życiu uniknąć więc nie widzę powodu, żeby unikać kotów:)
Bardzo dziękuję i również pozdrawiam:)
Hej, witaj. Ja właśnie na początku marca trafiłam na Akademię witalności i z dnia na dzień rzuciłam mięso, nabiał i słodycze (w tym cukier). Teraz jestem na tej diecie właśnie pierwszy tydzień. Najgorsze jest właśnie to, że dla męża i dzieci gotuję normalnie - ciężko jest, bo nawet spróbować nie mogę (bo się boję, że jak spróbuję, to polegnę ;)). Na razie nie mam jakichś problemów - no może nawracający katar, ale po kuracji wit. C z Akademii - przeszło. Efektów na razie wielkich nie widzę, może dlatego, że i problemów nie było. Schudłam od marca 6 kg - co mnie cieszy. Jeszcze z drugie 6 by się przydało ;).
OdpowiedzUsuńWidzę jednak, że moooże wytrzymam 2 tygodnie. Na Święta chyba sobie odpuszczę (choć zamierzam ciasta zdrowsze upiec :)). I w maju planuję znów wrócić do diety.
Życzę powodzenia i będę zaglądać jak Ci idzie :). Pozdrawiam.
Ja od ręki tylko słodycze:) Jakoś z tym mi zawsze najłatwiej, rzucałam już tak parę razy, choć potem zawsze wracałam - strasznie mnie cholery kuszą;) Ale po artykule nt. cukru dostałam takiej niechęci, że chyba już nigdy w życiu po słodycze nie sięgnę. Za to strasznie tęsknię za pieczywem i nabiałem... Mąż za kiełbasą... Ale cóż, trochę sobie marudzimy, ale solidarnie zajadamy się surówkami:) Głodu nie czujemy, ale różne niedozwolone smaki strasznie nas dręczą. Nie wyobrażam sobie być na takiej diecie, a dla innych gotować normalnie - toż to tortura!
UsuńPo tygodniu postu stwierdziliśmy, że damy radę tylko 4 tygodnie, ale już sama nie wiem... Bo jak najlepszy efekt osiąga się po 6 tyg, to szkoda po czterech przerywać... Będę informować:)
Też się coraz bardziej skłaniam ku zdrowotności i rozwijam świadomość. Łatwo jest być leniwym, brać, co dają i nie zadawać pytań. Ale czy to dobre dla mnie?
OdpowiedzUsuńOtóż to!
UsuńBardzo jestem ciekawa efektów. Koniecznie się pochwal!
OdpowiedzUsuńJa również zauważyłam u siebie znaczny spadek formy i nie wiem czy to wiosenne przesilenie, permamentne przemęczenie wynikające z faktu posiadania dwóch maluszków czy może właśnie nieodpowiednia dieta... Ja zaczęłam od zachwalanej na wielu blogach książki "Zamień chemię na jedzenie" Julity Bator i póki co bardzo mi się ona podoba, ale więcej napiszę jak doczytam do końca.
Cieplutko pozdrawiam i trzymam kciuki!
Taką zamianę starałam się zrobić już wcześniej, unikając wysoko przetworzonych produktów. Ale na słodyczach zazwyczaj się załamywałam...
UsuńTeż jestem wciąż zmęczona, dobudzić się rano nie mogę... i nie mam na co tego zrzucić, bo ani maluchów, ani jakichś szczególnie ciężkich obowiązków i pracy... paskudne uczucie:(
Ale liczę, że będzie lepiej!
Dziękuję:)
Myślę, że w całości masz rację i nawet Twoje dywagacje po której stronie jest racja są oczywiste. I nie to czy ma to sens, ale czy dam radę jest tu pytaniem, bo teoretycznie wiemy wiele tylko wprowadzenie tego w czyn jest trudne a wytrwanie bardzo trudne. Ponadto zajmuje sporo czasu i uwagi. Dwa razy w życiu zdarzyło mi się coś dziwnego. Raz, ponieważ byłam w permanentnym stresie przez pół roku, więc niewiele jadłam a drugi raz nie wiem z jakiego powodu mój organizm się oczyścił i wyglądałam bez fałszywej skromności po prostu pięknie. Miałam cudownie gładką niezwykłą cerę bez najmniejszego oszpecacza jakbym była bardzo mocno wytapetowana ma nie byłam. Prawdopodobnie autorce książki chodzi o osiągnięcie takiego stanu dzięki diecie a zapewne inne wewnętrzne funkcje organizmu też się regulują. Warto, ale ja nie dam rady, bo efekt jest powalający, ale trzeba wytrzymać długo i nie mam mowy o przerwach na jeden dzień a potem sobie wrócę, bo potem wszystko też się odwraca. Próbuj może Tobie się uda.
OdpowiedzUsuńMnie brak apetytu nigdy nie doskwierał, nigdy też nie miałam konieczności postu więc nie miałam wcześniej okazji przekonać się o leczniczych właściwościach głodówek. Wszystko, co ostatnio przeczytałam, to dla mnie absolutna nowość, prawie cuda, ale tak rzeczowo objaśnione, że błyskawicznie poczułam się przekonana:) Teraz muszę jedynie na własnym organizmie te cuda potwierdzić. A jeśli potwierdzę, to nic, że trudno, ale jeśli warto, to będę się tego trzymać pazurami:)
UsuńWitaj na początku drogi :) Jak się czujesz? Napisz koniecznie na blogu o swoich wrażeniach i efektach. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie czuję się bardzo dobrze, tylko te smaki mnie męczą. Oczywiście smaki na produkty niedozwolone;) Bez przerwy myślę o jedzeniu, o tym, co bym zjadła i o tym, co będę jeść po poście. Nie jestem głodna, ale jedzenie zajmuje całą moją uwagę. Zupełnie jak kiedyś, gdy rzucałam palenie, w głowie miałam tylko papierosy...
UsuńDziękuję za komentarz i również pozdrawiam:)
Jestem zdecydowanie uzależniona od słodyczy i innych niezdrowych węglowodanów... zdrowie moje już szwankuje i zbieram się aby coś z tym zrobić - znaczy jak to wyeliminować. Okazuje się, że to nie jest wcale takie proste... organizm się domaga. Zatem wszelkie domowe sposoby poradzenia sobie z problemem zawiodły. Czy w podanych ksiązkach jest podana dieta dzień po dniu? Zajrzałam na stronę Pani Ewy i w opisie diety nic nie ma na ten temat... poza ważną wskazówką max 800 kcal... samemu łatwo to przekroczyć.
OdpowiedzUsuńWierzę w oczyszczanie organizmu ale chciałabym jeszcze uwierzyć że potrafię to zrobić :)
pozdrawiam i podziwiam....
Organizm się domaga i nie jest łatwo porzucić niezdrowe zwyczaje, dlatego tak ważna jest determinacja i poczucie słuszności tego, co się robi. Nam tego nie brakowało więc poszło w miarę gładko, choć nie będę czarować, że zupełnie bezboleśnie. Był ogromny apetyt i smaki na produkty niedozwolone, ja najbardziej tęskniłam za słodyczami i pieczywem...
UsuńW książkach dr Dąbrowskiej są przykładowe jadłospisy, początkowo były mi bardzo pomocne, potem sami z mężem kombinowaliśmy swoje smaki:) Wbrew pozorom, na samych warzywach, wcale nie tak łatwo przekroczyć te 800 kcal. Trzeba uważać z jabłkami (my nie jedliśmy więcej niż 2 dziennie i to nie jedno po drugim) oraz gotowaną marchewką i burakiem, bo one są słodkie. Poza tym zwyczajne porcje warzywne na śniadanie, obiad i kolację - z takim jedzeniem naprawdę trudno przesadzić;) Między posiłkami można przegryzać surową marchewkę lub kiszonego ogórka - nie mają wiele kalorii:)
Wierzę, że każdy może przejść takie oczyszczanie, tak więc życzę powodzenia:)
Właśnie jestem w Gołubiu na diecie dr.Dąbrowskiej. Jeżdżę tutaj już od 10lat i jestem jak zawsze zachwycona. Waga spada stawy lepiej pracują. A pierwszy raz pojechałam bo już nie mogłam chodzić.Pozdrawiam i życzę powodzenia w diecie
OdpowiedzUsuń