Nie wiem przy jakiej okazji natknęłam się w sieci na szwedzką pisarkę Majgull Axelsson. Artykuł musiał być jednak na tyle interesujący, że na moją listę trafiły wszystkie wymienione tam tytuły: "Ja nie jestem Miriam", "Ta, którą nigdy nie byłam", "Dom Augusty" oraz "Kwietniowa czarownica". W mojej bibliotece dostępna była tylko ta ostatnia. Pożyczyłam.
Według skandynawskich wierzeń ludowych "wiosenne" czarownice potrafią
wcielać się w inne istoty i działać za ich pośrednictwem. Taką moc ma
dotknięta porażeniem mózgowym Desirée. Matka nie mogła jej wychowywać,
choć wzięła pod opiekę trzy inne dziewczęta. Skazana na szpitalny żywot
bohaterka stopniowo uczy się porozumiewać z otoczeniem i wykorzystywać
swoją nieprzeciętną inteligencję. Pod koniec życia nawiązuje osobliwy
kontakt z przybranymi siostrami, by zrozumieć swój los i zarazem wpłynąć
na ich życie. Niezwykłe zdolności Desirée oraz skomplikowane historie
jej matki i sióstr są tematem tej obszernej, wielowątkowej, ale przez
cały czas trzymającej w napięciu, pasjonującej opowieści. Książka
otrzymała w 1997 roku najważniejszą szwedzką nagrodę literacką
Augustpriset (odpowiednik nagrody Pulitzera) i stała się światowym
bestsellerem.
Książka jest szokująca. Zarówno językiem jak i treścią. Po kilku pierwszych stronach miałam wątpliwości, czy dam radę czytać dalej. Ale jednocześnie jest niezwykle wciągająca. Trudno się od niej oderwać.
To niesamowity kontrast, że te kobiece historie napisane są tak bezceremonialnym wręcz ordynarnym językiem. Elementy baśniowe nieco łagodzą jej wymowę, ale w żaden sposób nie odbierają jej wiarygodności. Opowiedziane w książce historie, to historie niechcianych dzieci. Nie ma znaczenia dlaczego i w jaki sposób rodzice zrezygnowali z opieki - poczucie bycia niechcianym to trauma, która boli nie tylko w dzieciństwie, kładzie się też cieniem na całym dorosłym życiu i relacjach, które się nawiązuje. Ale gorsze od bycia jawnie niechcianym dzieckiem jest przekonywanie dziecka, że się je bardzo kocha, nie zapewniając jednocześnie pokrycia tych deklaracji w czynach, a wprost przeciwnie - w praktyce zupełnie pozbawiając je elementarnej rodzicielskiej opieki i prawdziwego uczucia... Dziewczynka, która tego właśnie doświadczyła stanowi najtrudniejszy przypadek w książce, bo nie tylko nie radzi sobie w relacjach, ale też niszczy siebie i wszystko wokół.
Ale nie tylko o krzywdę dzieci chodzi w tej książce. Historie bohaterek to jednocześnie oskarżenie państwa i jego instytucji, które problemy zamiatają pod dywan i pod pozorem troski fundują piekło tym najbardziej bezbronnym i potrzebującym. Nie miałam okazji wcześniej zetknąć się z tym tematem więc to był dla mnie szok, że w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, normalną praktyką (sądzę, że nie tylko w Szwecji) było przekonywanie matek, by oddawały swoje nowo narodzone, niepełnosprawne dzieci do specjalnych ośrodków. Twierdzono, że dzieci takie nic nie czują, nie rozumieją i nie mają żadnych potrzeb wiec nie ma sensu, by rodzice otaczali je swoją troską i uczuciem. Najwłaściwiej było je oddać i zapomnieć o ich istnieniu. Ale czy da się zapomnieć o swoim dziecku, nawet jeśli urodziło się "potworka"?
Jedną z bohaterek książki jest właśnie taka matka. Również ofiara zaniedbań w dzieciństwie, młoda, samotna i niedoświadczona, ulega autorytetowi lekarza i zostawia w szpitalu swoją córkę. Nigdy nie dowie się jak bardzo lekarz mylił się w swoich opiniach. Nie dowie się, że jej córka w niepełnosprawnym ciele ma wyjątkowo sprawny umysł (całkiem jak bohater polskiego filmu "Chce się żyć" - jeszcze nie oglądałam, ale słyszałam o treści). Zamiast swojej córki, Ellen wychowuje obce sieroty. Wspaniale wywiązuje się ze swego zadania, a dziewczynki odwdzięczają się jej prawdziwym przywiązaniem i miłością. Ale nawet wyjątkowe umiejętności macierzyńskie Ellen na nic się zdadzą, gdy do jej domu trafi trzecia dziewczynka - niszczycielka.
Nikt z tej opowieści nie wychodzi cało. Żadna z bohaterek. Czytelnik chyba również. Nie do końca potrafię zrozumieć niektóre wątki tej historii oraz zakończenie. Ale to nie szkodzi. Książka robi wstrząsające wrażenie i trafia bardziej w sferę emocji niż rozumu. I choć nie jest łatwa, to zostawia po sobie pocieszające przesłanie - choćby życie było nie wiem jak parszywe, to zdarzają się momenty wytchnienia, dobre chwile, ciepłe wspomnienia i ludzie, którzy nam dobrze życzą. I na tym ostatecznie warto się skupić.
Z zainteresowaniem, nie tylko zawodowym przeczytałam twoją świetną i błyskotliwą recenzję. Od razu przekazuję dalej. Ja pewnie po nia nie sięgnę, bo zbyt straszna.Może zabrzmi to dziwnie, ale mimo,że uwielbiam kryminały(Mankel, Nesbo.Neuhaus, Larsson, Miłoszewski, Puzyńska itd....)nawet straszne, nie potrafię znieść smutnej i głębokiej obyczajówki. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu opisu pewnie też nie sięgnęłabym po tę lekturę... Nie pierwszy raz już łapię się na tym, jak ciekawe może być czytanie książki o której się nic nie wie i zupełnie nie wiadomo czego się spodziewać.
UsuńOpisy na okładkach, recenzje w sieci... wszystko to ma ułatwić nam wybór lektury, ale ile dobrych pozycji omijamy, bo po recenzji wydaje nam się, że to nie dla nas...
oj, to nie dla mnie lektura. bardzo bym odchorowała...
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to NAJWSPANIALSZEGO Kochana! ♥
dopiero dziś odebrałam, zatem z poślizgiem, ale się spodziewaj przesyłki w niedalekiej przyszłości :-*
♥
No a to pocieszające przesłanie na końcu?
UsuńŻycie jest naprawdę wredne - dzieci są porzucane, szczeniaki katowane (wczoraj przeczytałam w sieci), koty giną pod kołami samochodów... Każdy w jakiś sposób obrywa od losu. Ale dobre rzeczy też się zdarzają. Gdybyśmy się na tym nie skupili, to naprawdę chyba nie byłoby po co żyć... Choć bez happy end'u, to jednak na mnie, mimo wszystko, ta książka podziałała pocieszająco.
Dziekuję za życzenia! Rozpieszczasz mnie i czuję się z tym co najmniej niesymetrycznie, choć szczęśliwie:-).
no dlatemu nie czytam o złych, wolę o dobrych :-) życie samo w sobie jest raczej straszne, zatem jak już mam oczy psuć, to wolę przy czymś, co mnie nie sponiewiera ;-)
Usuń♥ czuj się szczęśliwie, symetria jest przereklamowana :-P *idzie na pocztę*
:*
UsuńRecenzja wysoce profesjonalna. Nie wiem, czy przeczytam, bo przeżywam. Pozdrawiam Cię Reniu:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj. Po to żyjemy, żeby przeżywać:-) Dzięki!
UsuńZ chęcią przeczytam jeśli będzie w mojej bibliotece:) I polecam Dawcę bo też trzyma w napięciu :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBędę pamiętać:-)
UsuńTa książka była najstraszniejszą jaką przeczytałam.
OdpowiedzUsuńA pisałaś o swoich wrażeniach? Jeśli tak, to daj link, chętnie przeczytam. Ciekawa jestem jak Ty odebrałaś zakończenie.
UsuńJeszcze wtedy nie blogowałam. Tym gorzej odebrałam tą lekturę, że czytałam ją w trudnym dla mnie czasie, wzięłam ją sobie do szpitala! Właściwie zakończenia nie pamiętam, ale pamiętam przykre doznania towarzyszące mi podczas czytania. Pewnie to mądra książka, ale za dużo w niej bólu i cierpienia. Za dużo psychologii, za trudne.
UsuńJa, im trudniejszy czas, tym trudniejsze ksiażki sobie wybieram, taka jestem pokręcona...
UsuńNie znam tej książki, ale z tego, co tu czytam, ciężka jest w przekazie. Muszę się przekonać sama.
OdpowiedzUsuńCiężka, ale moim zdaniem ogólnie optymistyczna. Wszystko da się posklejać...
Usuńczytałam te ksiązkę jako studentka, ale wtedy do mnie zupełnie inaczej przemawiała; teraz chciałabym do niej wrócic. doświadczenie posiadania dzieci zmienia człowieka i sposób patrzenia na sprawy.
OdpowiedzUsuńzgadzam sie z Toba, że momentami, jes to ksiazka trudna i też niekórych rzeczy nie pojęłam.
Podziwiam autorkę, że tak doskonale potrafiła oddać psychikę bohaterek, nie ma w nich żadnej sztuczności, wszystko jest niesamowicie prawdziwe, nawet mimo tych baśniowych elementów...
UsuńTakie powroty do książek, z nowym doświadczeniem życiowym, mogą być szalenie ciekawe.
Nie spotkałam się z tą autorką, i nie znam żadnego podanego przez Ciebie tytułu, ale może da mi się to naprawić. Czuję, że to książka wyjątkowa, ale operacja na otwartym sercu musi boleć.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jest to rozrywkowa lektura, ale dziwnym trafem podniosła mnie na duchu, choć czytałam ją w stanie okropnego przygnębienia.
UsuńReniu - ale rozbudziłaś moją ciekawość, aż chcę przeczytać tę książkę! Ja też teraz więcej czytam niż dziergam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Asia
Aktualnie czytam prawdziwą cegłę, prawie 1000 stron więc starczy na dłuższy czas. No i wzięłam się jednak za dzierganie, już kilka dni nie prułam więc może się tym razem przyjmie...
Usuńkwiecień miesiącem prucia, jak widzę :-D Ty prujesz, ja prułam, Mysz pruła... prognozuję maj miesiącem ukończonych projektów ;-)
UsuńOby!
UsuńRecenzja brzmi zachęcająco, chociaż nie jestem pewna, czy sięgnę po tę książkę, by ją przeczytać. Ze względu właśnie na te silne emocje... Nie jestem w stanie pozbierać się po takich książkach, niejedna kosztowała mnie silnych wzruszeń i długiego powrotu do emocjonalnej równowagi.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
Znam to uczucie!
UsuńAle ja byłam wówczas tak przygnębiona po Felku, że ta książka mogła mnie już tylko pocieszyć.
Kończę właśnie czytać książkę szwedzkiego autora, w której jest podany przepis na szwedzki bestseller. I trudno mi poważnie podejść do tematu.
OdpowiedzUsuń"Kwietniowa czarownica" brzmi jak coś zupełnie nie dla mnie. Nie lubię zagmatwanych, mrocznych opowieści.
"Kwietniowa czarownica" powstała jeszcze w latach '90, wtedy chyba literatura szwedzka nie była tak modna jak obecnie. Faktycznie jest inna, ale do mnie akurat pasuje, choć gdy ją zaczynałam czytać kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać, bo nie przeczytałam nawet opisu z okłądki...
UsuńNiesamowita książka, jak sądzę, ale dla mnie chyba również za ciężka...
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem...
UsuńTeamt ciężki, ale recenzja wyśmienita. Świetnie piszesz! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
UsuńA w książce zaskakujące jest właśnie to, że mimo tego ciężkiego tematu, mimo ordynarnego języka, gdy już zacznie się ją czytać, to nie można odłożyć... Wciąga jak najlepsza sensacja.