niedziela, 21 września 2025

Shore Line

... z Dropsa okazało się na tyle fajnym wzorem, że zrobiłam według niego nie jeden, a dwa projekty. Karczek wychodzi fenomenalnie! Troszkę musiałam dostosować motyw do własnych potrzeb, ale i tak dzierganie z tym opisem to łatwizna:-)

Dziś, w sam raz na pożegnanie lata, na spacer do lasu wybrałam taki słoneczny zestaw:







Top (bluzka może?) powstał ze starej bawełny z odzysku, trzech motków szaro-beżowej Bomull-Lin, oraz wiążącej oba kolory cienkiej nici khaki, przerabiałam drutami 5,5 mm. Uważam, że całość jest super zgrana, a motyw fal pasuje idealnie. Jestem zadowolona z tego projektu również dlatego, że pasuje mi on do wielu różnych rzeczy z mojej szafy i jeszcze tego lata miałam całkiem sporo okazji, by się nim nacieszyć:-)

Drugi top, również z włóczek z odzysku (fantazyjna trawka z TEGO wdzianka oraz gładki bawełniano-akrylowy Kordek z TEJ tuniki plus inne pasujące kobaltowe, bo mi Kordka brakło), okazał się mniej zadowalający i nie znalazłam jak na razie dla niego dobrego zastosowania... Ale też czasu nie miałam za wiele, by szukać, zobaczymy w przyszłym sezonie co z tego będzie;-). Na razie zdjęcie tylko na wieszaku:


O moim urlopie w Łucznicy opowiem następnym razem, bo jeszcze nie zdążyłam zdjęć ogarnąć. Tymczasem życzę miłej niedzieli i dobrego nadchodzącego tygodnia!

niedziela, 7 września 2025

Czasem słońce czasem deszcz

... tymi mało oryginalnymi słowami mogę podsumować mijające lato. Nie wiem czy chcę się rozpisywać bardziej na ten temat... Bo były dobre i bardzo dobre chwile, fajne sytuacje, odwiedziny bliskich, parę naprawdę cudownych, ciepłych wieczorów kinowych na tarasie... Ale było też sporo stresu, nerwów i psychicznego obciążenia, z którymi radzę sobie coraz gorzej. A gdy mówię gorzej... to mam na myśli naprawdę bardzo, bardzo źle. I nie wiem jak to ogarnąć.

Dziergałam mało, ale udanie. Sprułam parę starych rzeczy i przerobiłam je na coś naprawdę fajnego. Co do tego sweterka miałam trochę wątpliwości, bo okazało się, że dzianina się skręca. Obawiałam się, że będzie mi to przeszkadzać do tego stopnia, że nie da się nosić, ale nie. Jest całkiem spoko. Dobrze mi w nim, przyjemnie się nosi i całkiem się polubiliśmy:-). Dziś po raz pierwszy po letniej przerwie pojechaliśmy na spacer i zdjęcia do lasu, więc mogę go pokazać:










Włóczka "Kordek" Xima (80%bawełna, 20% akryl, dł. 400m/100g), przerabiałam podwójną nitką drutami 5 mm (ściągacze 4 mm). Beżowa nitka odzyskana z TEJ tuniki, a żółta z TEJ sukienki. Oba naszyjniki przetrwały i pasują do nowego swetra:-).

Dżinsowa spódnica pochodzi z tzw. "drugiej ręki". Dominiki teściowa czasem podaje jej worki używanych ubrań, nie wiem skąd, całkiem za darmo. Możemy wybrać co chcemy, a reszta leci gdzieś dalej. No to wybieramy. Czasem są to rzeczy, które w sklepie ominęłabym szerokim łukiem, bo należą do kategorii "nie dla mnie". Jak ta spódnica. Nie nosiłam czegoś takiego od chyba 30 lat, a nawet wtedy nie trafiłam na tak idealną sztukę pod względem fasonu, koloru, jakości materiału i dopasowania. Do pracy w niej nie pójdę, ale w warunkach domowych cieszę się nią jak dziecko:-)

Miłego dnia i wspaniałego września:-) Mój, mam nadzieję, będzie właśnie taki. W piątek zaczynam urlop i będzie on zupełnie wyjątkowy, odezwę się jak wrócę i opowiem o wrażeniach.

niedziela, 13 lipca 2025

Tydzień destrukcji

OBCIĘŁAM brzoskwinię. No niestety, mszyce mnie pokonały. Brzoskwinia być może przeżyłaby inwazję, ale my mieliśmy dość. Ciągłego bzyczenia, tabunów much, os i pszczół, kapiącej dookoła lepkiej spadzi. Cienia żal, bo już w tym roku brzoskwinia naprawdę zacieniała taras od strony zachodu... Ale trudno. Zobaczymy co będzie w następnym roku. Mam mocne postanowienie czymś ją wzmocnić i pryskać profilaktycznie, także na kędzierzawość liści, może się uda ją wyleczyć...


ZLIKWIDOWAŁAM truskawki. Drugi rok z rzędu kiepsko owocowały. Też były chore, jak prawie wszystko u mnie. Nie wiem skąd te wszystkie zarazy. Kupiłam już chore, czy zaraziły się u mnie? Nie wiem. Z dwóch stron sąsiaduję z dzikimi nieużytkami. Może to dlatego? Po usunięciu truskawek odkryłam w ziemi mnóstwo gniazd mrówek, zlałam wrzątkiem ile mogłam. Nie wiem jak na uprawy wpływają mrówki... Zastanawiałam się nad dezynfekcją ziemi, ale chyba mnie to przerasta, więc posadziłam tylko aksamitki (podobno mają właściwości sanitarne), a brzegami posiałam fasolkę szparagową, sałaty i koper włoski, zobaczymy jak sobie poradzą w tym miejscu.


SPRUŁAM kolejną rzecz, której nie nosiłam, To był bardzo stary top z bawełny. Zrobiłam go jeszcze w czasach przedblogowych, więc naprawdę dawno temu. Nie nosiłam też od dawna. Od początku przeszkadzało mi, że się tak ściąga dołem. Doszywana plisa była po prostu za krótka, bo mi brakło włóczki. Nie podobało mi się, ale już tak zostało, bo nie miałam pomysłu, ani ochoty tego zmieniać. W tamtych czasach nie byłam jeszcze tak krytyczna wobec rzeczy, które sama zrobiłam;-)


Teraz do bawełny dodałam Bomull-Lin z Dropsa oraz do obu cienką bawełnianą nitkę khaki i robię fale. To gotowy wzór z GarnStudio, wizualnie bardzo mi się podoba to, co powstaje, ale jeszcze nie przymierzałam, więc nie wiem, czy na mnie też będzie dobrze;-)





Spokojnego nowego tygodnia i do następnego!

niedziela, 29 czerwca 2025

Budziłam się śpiąca i walczyłam z mszycami

... tak mogę podsumować mijający tydzień. Było ciężko. Może to kwestia letniego przesilenia, a inwazja mszyc dodatkowo mnie wyczerpała. Moje rośliny doświadczają zmasowanego ataku, najgorsza sytuacja jest na brzoskwini, bo jej nie jestem w stanie spryskać w całości. Musi sobie poradzić sama... Czy mszyce mogą opuścić roślinę same z siebie, czy idą dalej dopiero jak wykończą bieżącego żywiciela? Nie wiem już co robić...


Najgorsze, że wszystko pod drzewem jest upaprane spadzią i owadów pełno aż nieprzyjemnie siedzieć na tarasie.

Z powodu zmęczenia mało dziergałam, więc dziurawego sweterka niewiele przybyło. Ale też muszę przyznać, że trochę straciłam do niego serce - dzianina się skręca. Wyprostuje się po praniu i blokowaniu? To 80% bawełny i 20% akrylu, mam nadzieję, że się ułoży. Nitki podczas dziergania też się mocno skręcają, to też utrudnia. Ale skończę go i dam mu szansę. Co będzie, to będzie:-)


Poza tym niewiele wokół domu zrobiłam. Po pracy, obiedzie i odpoczynku, wieczory spędzałam na podlewaniu i pryskaniu upraw. A mówili: załóż warzywnik, będziesz miała swoje, NIEPRYSKANE. Smutna prawda jest taka, że nie daję rady bez chemii. Czuję się jak ogrodnicza porażka. Najlepszą częścią dnia był moment, gdy szłam spać. A ze mną Balbinka:-). Rozczula mnie ta kotka - każdy futrzak z naszego stada ma swojego człowieka, a Balbinka wybrała właśnie mnie:-)




Za to Dominikę kochają wszystkie. Nazywam ją Błogosławioną między zwierzętami - gdziekolwiek idzie, stado podąża za nią, dziś przyszła do mnie z taką obstawą:


Najmniej domowy jest Ptyś, dziś z kolei przyłapałam go na spaniu w czosnku... Taki z niego ekscentryk indywidualista, powinnam zrobić album z jego najbardziej nietypowymi miejscówkami do spania;-)




Mam nadzieję, że nowy tydzień będzie lepszy... Na dobranoc herbatka z ogrodowych ziółek: melisa z miętą, rozmaryn z tymiankiem... Naprawdę nie ma nic smaczniejszego do picia, codziennie coś sobie parzę, wreszcie znalazłam idealne przeznaczenie dla świeżych ziół:-). Bo w gotowaniu jakoś nie potrafię wykorzystać.


A dobranoc mówi dzisiaj Balbinka z Syriuszem (Syrkiem)


Do następnego!

niedziela, 22 czerwca 2025

Po dziesięciu latach

... sprułam Beżowo-kobaltową tunikę i Słoneczną sukienkę - obie rzeczy szydełkowane z włóczki "Kordek" Xima (80% bawełna, 20% akryl, dł. 400m/100g - stara produkcja, już takich nie robią). Pamiętam, jak bardzo mi się wtedy podobały, jaka byłam zadowolona, że wyszły mi takie akuratne - szydełkowałam z opisu, ale też włożyłam w te projekty trochę własnego pomysłu. Nadal uważam, że to jedne z ładniejszych rzeczy, które zrobiłam i z przyjemnością nosiłam. Ale w ostatnich latach już tylko przekładałam: z pawlacza do szafy letniej i z powrotem. No to w poniedziałek pomyślałam, że dosyć tego i postanowiłam spruć. Po kilku wieczorach, w sam raz na długi weekend (nie aż taki długi, bo piątek miałam pracujący), obie rzeczy znów zamieniły się w motki:


Odzyskałam 284g beżowej, 197g żółtej i 94g kobaltowej. Kobaltową odłożyłam na kiedy indziej, ale z beżowej i żółtej będzie melanżowy sweterek z dziurami:-)




Dziergałam z entuzjazmem od czwartku, nawet przy ognisku z okazji letniego przesilenia (odkąd mamy miejsce na ognisko, to w sumie każda okazja, żeby posiedzieć z rodziną przy żywym ogniu, z jedzeniem na patyku jest dobra;-)). Dopiero dziś mi trochę twórcza pasja odpuściła, więc i ja odpuściłam Syrkowi, gdy mi zajął miejsce przy robótce i poszłam do ogrodu zebrać plony na jutro. Syrek wie, że przynoszę stamtąd same dobroci, dlatego zawsze na mnie czeka przy furtce. Wiecie co jest jego przysmakiem?




Syrek uwielbia szparagi. Nie wiem skąd mu się wzięło to zamiłowanie, ale gdy tylko widzi, że niosę coś zielonego w garści, to biegnie za mną jak wariat i tak się wyciąga, że aż staje na tylnych łapkach, żeby sprawdzić co mam w ręce. 
Ptyś też lubi zielone... Ostatnio przyłapałam go na drzemce w sałacie, ale mu było dobrze




Tak w ogóle, to strasznie mnie rozczulają koty, gdy tak sobie śpią w takich najbardziej absurdalnych miejscach. No to macie jeszcze na dobranoc i dobry początek nowego tygodnia:





Sedryczek (znaczy Cedric, ale reaguje tylko na zdrobnienie Sedryczek) mówi papa:-)

niedziela, 8 czerwca 2025

I tak sobie

… siedzę i czytam, i słucham kapiącego deszczu ze świergotem ptaków na zmianę. Co tydzień chcę coś napisać, coś pokazać, choć znać dać, że jestem… I tak mi się zeszło aż trzy tygodnie.


Maj mnie rozpieścił pogodą. Nie przymrozkami, tego mu nie daruję, ale był taki przejściowy, umiarkowanie chłodny, dał mi okazję ponosić wszystkie moje lżejsze udziergi. Dawno tak nie było. W ostatnich latach albo zimno, albo upał i nic pośrodku. A tym razem właśnie się udało. Chciałam o tym napisać w ubiegłym tygodniu, pokazać się na nowo w starszych sweterkach, nacieszyć się publicznie, że je mam, wciąż lubię i mogę ubierać… No i nie zdążyłam. Maj minął, a ja ani zdjęcia nie zdążyłam zrobić. Nawet w ogrodzie choć tak pięknie mi obrodził rzodkiewką i sałatą w różnych kolorach. Wzeszły buraczki i marchewka. Posadziłam dynie, cukinie, melony i jednego arbuza, bo tylko jeden mi urósł z sześciu zasianych nasionek. Wreszcie kukurydza ruszyła ze wzrostem, bo już się obawiałam, że nic z niej nie będzie. Moja pierwsza kukurydza w życiu😊. Resztę sadzonek kupiłam: pomidory, paprykę, pora, kalarepkę i selera. I zioła różne, bo mi kilka nie przetrwało tegorocznej zimy, a lubię mieć, głównie do herbaty: mięta, melisa, tymianek, rozmaryn - uwielbiam takie aromatyczna napary. Teraz posadziłam jeszcze cząber, estragon i majeranek - może się przyjmą na stałe.

We wszystkich ogrodowych pracach najdzielniej pomaga mi mój wnuczek, tylko on lubi ze mną pracować w ogrodzie. Najbardziej lubi to, czego ja nie znoszę - grzebania w ziemi. Mocno przy tym wystawia moją cierpliwość na próbę bawiąc się ziemistym błotem i ciapiąc nim dookoła. Pewnego razu, na moje pełne niezadowolenia spojrzenie i zmilczanego z całych sił wyrzutu, powiedział tylko: „no przecież się staram jak mogę, panno niebrudząca się!”. No i rozbroił mnie, i tylko się roześmiałam. Taka właśnie jest ze mnie nietypowa ogrodniczka - nie lubię się brudzić ziemią. Niczego nie lubię brudzić ziemią - ani rąk, ani ubrań, ani ścieżek, nie lubię nawet wyrywania i mycia warzyw korzeniowych. Za każdym razem, gdy to robię, z tęsknotą myślę o tych czyściutkich sklepowych🙈. To jest dla mnie brzydka i niemiła strona ogrodnictwa, ale dla tej pięknej - obserwowania jak rośnie, zbierania, przetwarzania, smakowania… warto się od czasu do czasu pobrudzić😉. Aha, zapomniałam o plewieniu - plewienie jest jak medytowanie, czyli trochę jak dzierganie więc oczywiście też lubię😊. Można powiedzieć, że w ogrodzie jestem całkowitym przeciwieństwem Florka, który najbardziej lubi ciapanie się w ziemi, a najmniej jedzenie plonów, choć muszę przyznać, że i w tym bardzo się stara. Ostatnio próbuje rozsmakować się w rzodkiewkach, mimo, że są dla niego trochę za ostre. No ale w twarożku ze szczypiorkiem jednak super - najlepsze wiosenne śniadania😊.

W maju też skończyłam oba sweterki merynosowe. Pasiasty z przygodami i kolejnymi poprawkami (nawet po tym obsikaniu i wypraniu) oraz kolorowy Unicord, który po kilku próbach i pruciach w obrębie karczka, później poszedł już całkowicie gładko i jestem nim zachwycona - tym, jak układają się kolory, prostotą i akuratnością fasonu, miękkością…

To był naprawdę dobry maj…

A czerwiec... zaczął się od tąpnięcia. Znacie mnie, to wiecie, że wybór Narodu w kwestii nowego prezydenta nie napełnił mnie otuchą. W sumie żaden by nie napełnił, ale ten nie napełnił BARDZIEJ. 

Ale życie toczy się dalej, można iść tylko do przodu, nawet jeśli zmierzamy ku katastrofie, nic na to nie poradzę🤷🏼‍♀️ Czytam książkę, patrzę na deszcz, słucham ptaków, cieszę się swoim miejscem na Ziemi...




A książkę, mimo, że jestem dopiero w połowie, a w sumie jest to 700 stron spisanych strumieniem świadomości, który nie czyta się szybko, łatwo i w przerwach (trzeba naprawdę oddać się lekturze) i nie jest moim ulubionym stylem, a tym razem naprawdę wsiąkłam w temat i daję się ponieść płynącej, pełnej dygresji, wspomnień i odniesień, narracji i DOBRZE MI Z TYM - bardzo polecam!


Miłego i do następnego!