niedziela, 10 czerwca 2012

Marian czyta

Książki Harlana Cobena (pisałam o nich tutaj i tutaj) należą do pierwszego sortu powieści sensacyjnych, dlatego wybierając kolejny audiobook miałam nadzieję, że nawet jeśli trafi się fatalny lektor, to nie zdoła mi to zepsuć wrażeń.

[Bo oczywiście znów, pomimo wcześniejszych, kiepskich doświadczeń, zdecydowałam się na słuchowisko. Naprawdę miło się przy nich sprząta:). Poza tym moja rodzina nieustannie kibicuje polskim sportowcom - jak nie Agnieszce Radwańskiej, to ostatnio drużynie piłkarskiej - i robi to tak żywiołowo, że jedynie słuchawki na uszach, z własnym słuchowiskiem, odcinają mnie od panującej w mieszkaniu, nieznośniej dla mnie, sportowej atmosfery. A o stopniu emocjonalnego zaangażowania w bieżące wydarzenia, niech świadczy ten oto artykuł powszechnego użytku wiszący w mojej łazience:


Przysięgam, że nie ja go kupowałam, choć przyznaję, że mam niemałą frajdę z jego używania;) Myślę sobie, że artykuł ten w równym stopniu nadaje się dla kibiców, jak i dla tych, co za piłką nożną nie przepadają;)...]

Dosyć dygresji, wracam do tematu.

Wybrałam "Błękitną krew" nie przeczytawszy nawet opisu, który jednakowoż brzmi całkiem zachęcająco, jeśli ktoś lubi sensacje, rzecz jasna:


Kto mógł porwać syna Jacka Coldrena, znanego golfisty, który z ogromną przewagą prowadzi w mistrzostwach USA? Podejrzenia padają na jego dawnego asystenta, Lloyda Rennarta. Szybko okazuje się, że Rennart pół roku wcześniej popełnił samobójstwo, nie mógł, zatem zorganizować porwania. A może Chad je sfingował? Myron Bolitar podejmuje się odnaleźć chłopca - po raz pierwszy bez swojego niezawodnego przyjaciela Wina, który z niewiadomych powodów odmawia udziału w śledztwie.

Powiem krótko: Harlan Coben nie zawodzi - treść na piątkę, natomiast czytający Opania - po stokroć do bani!

U Intensywnie Kreatywnej przeczytałam kiedyś, że polskich audiobooków nie trawi, bo ją lektorzy wyprowadzają z równowagi maksymalnie. Niestety, przyłączam się do tej opinii! A Opania dał po prostu taki popis, że głowa mała. Nawet znużony Edward Lubaszenko i uduchowiony Wojciech Gąssowski się do niego nie umywają. Opania mówi głosami! Wyobrażacie sobie?! Jakby dubbigował kreskówkę dla dzieci. I na dodatek robi to ok-rop-nie! Momentami tak stęka i skrzeczy, że jak słowo daję, niektóre z wydawanych przez niego dźwięków bardziej przypominają odgłosy klozetowe będące wynikiem wyjątkowo trudnego zaparcia, niż prawdziwe ludzkie słowa. (W tym kontekście powyższe zdjęcie jest również całkiem na temat;)). Na dodatek zdarza się lektorowi, skądinąd całkiem sympatycznemu przecież aktorowi, zapominać, którą postać jakim głosem obdarzył, co wprowadza do słuchowiska lekkie zamieszanie; na szczęście Harlan Coben tak umiejętnie prowadzi swoich bohaterów, że choć zazwyczaj w audiobookach trudno jest mi spamiętać występujące postaci - kto jest kim w powieści - to tym razem zupełnie nie miałam z tym problemów.
Od początku do końca cała akcja powieści była zrozumiała i trzymała w stosownym napięciu; do tego zgrabnie poprowadzona intryga oraz kilka nieoczekiwanych zwrotów i nawet czytający Marian Opania nie zdołał zepsuć ogólnie pozytywnego wrażenia.
A audiobook polecam szczególnie do mycia okien oraz czyszczenia białej ceramiki w łazience - ani się obejrzałam, a przykre te obowiązki miałam już za sobą, a w głowie jedynie ciekawość co też jeszcze odkryje bystry i dociekliwy Myron Bolitar:)


Komentarze
 
2012/06/11 12:25:10
byłam ogromną fanką słuchowisk BBC, faktycznie, wszelkie prace poziome zyskiwały ;-)
a co do piłki kopanej: niepatriotycznie olałam mecz otwarcia (a właściwie wszystkie mecze otwarcia ;-)), natomiast wczoraj rozłożyłam się na kanapie i delektowałam meczem Włochów z Hiszpanią oraz drugą połową Irlandii z Chorwacją. I tak lubię, bez nadmiernych emocji, bez oczekiwań, po prostu fajne mecze :-)
życzę wytrwałości, życie z kibicami potrafi dać w kość ;-)
uściski!

2012/06/12 08:07:05
Ja byłam fanką Teatrzyku Zielone Oko na Trójce:) Żadna sobota nie mogła się obejść bez słuchowiska...
Natomiast oglądania sportu nigdy nie lubiłam. Owszem, lubię kiedy nasi wygrywają, ale żeby patrzeć na rywalizację.... nieeee, to nie dla mnie;)

2012/06/12 09:41:43
Kiedyś słyszałam, że Marian ze schodów spadł, więc może się nie podniósł, choć bardzo lubię gościa. Może jednak aktorstwo to zupełnie co innego niż czytanie powieści. Powinni najpierw sami siebie posłuchać to może wyciągnęli by wnioski, ale dobrze, że łatwo nie dajesz za wygraną. Kobieca drużyna piłki nożnej odnosi spore sukcesy, ale nigdzie nie ma o tym żadnej wzmianki. Ot szowinistyczny świat, ale czasami ja też zerknę i dzisiaj też znad dekupażu mam nadzieję.

2012/06/13 08:23:56
No taki to ten świat... Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, w końcu kobiety ledwie sto lat temu zaistniały w przestrzeni publicznej:)
Jednak mnie, nawet udział w sporcie kobiet, do sportu nie przekonuje; zupełnie nie moje klimaty. Pomimo wszystko jednak, lubię jak nasi wygrywają:)
(A już przynajmniej jak nie przegrywają;). Polska-Rosja 1:1!).

2012/06/13 21:07:56
Marian Opania nie nadaje się do czytania (takich rzeczy). To jakby MacGyver chciał zrobić coś wrednego. Nie da się, nie wyjdzie, nie będzie wiarygodne. Piotr Fronczewski dobrze czyta, jeśli o polskich lektorów chodzi. I jeszcze kogoś dobrego słuchałam, ale nie pamiętam.
A papier toaletowy prima sort! :)

2012/06/15 08:33:45
He, he... coś w tym jest rzeczywiście:)
Ja najlepiej wspominam "Powstanie 44", gdzie czytał Ksawery Jasieński, ale tu pewnie sama tematyka wymusiła taki, a nie inny sposób czytania...
Osobiście to uważam, że aktorzy nie nadają się na lektorów, bo za bardzo "aktorzą", choć rzeczywiście Piotr Fronczewski jest w porządku - pamiętam czytane przez niego bajki, świetnie się go słuchało:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz