Jestem na świeżo po seansie "Sufrażystki" oraz po wczorajszym proteście, w którym wzięłam udział. I czuję w sobie moc. Moc tysięcy kobiet, które protestowały dawno temu przede mną i teraz, które na przekór wszystkiemu zrezygnowały z bierności i postanowiły wziąć sprawę swoich praw we własne ręce. Dziś sytuacja jest inna niż sto lat temu. Mamy prawa wyborcze i równość zagwarantowaną konstytucyjnie. Ale na poziomie społecznych uprzedzeń, mam wrażenie, nic się nie zmieniło. Kobiece demonstracje wciąż spotykają się z taką samą pogardą, a kobiety biorące w nich udział, tak samo jak sto lat temu, narażają się na ostracyzm, szyderstwa i wyzwiska.
Mało nas było wczoraj w Rzeszowie. Może ze sto, może trochę więcej osób. Kobiet i mężczyzn. Czułam się wśród nich jak w domu. Jak wśród bliskich ludzi, dla których moje rozumienie świata i moje postulaty nie są patologią. Nie są absurdalne, nielogiczne, śmieszne. Wśród tych obcych, ale w jakimś sensie bliskich mi ludzi, poczułam potrzebę wypowiedzenia się. Wypowiedzenia się o tym, jak bardzo bolą mnie słowa prawicowych komentatorów. Jak bardzo czuję się wyobcowana w swoim kraju, w społeczeństwie, które nie dostrzega, albo nie chce dostrzec, że prawo zmuszające nas do rodzenia odbiera nam godność, odbiera nam wolność.
Zmieniły się czasy, zmieniły się okoliczności, ale elementy walki z kobiecymi protestami pozostają wciąż bez zmian. Tak samo jak sto lat temu (i pewnie jeszcze wcześniej), próbuje się nas ośmieszyć, przestraszyć, podkopać naszą pewność siebie, zniechęcić, umniejszyć wartość naszych postulatów. Poraża mnie ilość pogardy i nienawiści w publicznych wypowiedziach na temat protestujących kobiet. Nazywają nas czarnymi cipami. Nazywają nas nienormalnymi, zdeformowanymi, morderczyniami. Zarzucają nam, że nasze obawy związane z całkowitym zakazem aborcji wynikają z lewackich fobii. Twierdzą, że nasze protesty inspirowane są przez grupy czerpiące z aborcji zyski i bojące się, że w wyniku zaostrzenia ustawy stracą swoje dochodowe źródełko. Próbują nas kneblować powołując się na wyroki sądów orzekające, że życie ludzkie zaczyna się w chwili poczęcia i od tego momentu podlega prawnej ochronie. Twierdzą, że wykorzystujemy osobiste dramaty do celów politycznych, gdy pełne bólu opowiadamy publicznie o nadużyciach wobec nas i krzywdzie, która nam się dzieje w związku z powszechnymi odmowami wykonywania aborcji nawet w sytuacjach, gdy można ją wykonać zgodnie z prawem. W poczuciu moralnej wyższości, w zgodzie z własnym sumieniem, prolajferscy lekarze dopuszczają się nie tylko zaniechań, ale nawet perfidnych kłamstw i manipulacji odmawiając pomocy i skazując na cierpienie pacjentki, które powierzyły im swoje zdrowie i życie...
Czytając dziś kolejną porcję prawicowych komentarzy na temat naszego
protestu czuję się zdruzgotana faktem, jak wielka przepaść nas dzieli.
Oni widzą w nas "niszczycielki podstawowych fundamentów polskiej
tożsamości i kultury". My w nich: twórców opresyjnego dla kobiet systemu
społecznego i prawnego. Widzą w nas zagrożenie dla swoich wartości,
gdy tymczasem my chcemy tylko pozbyć się łańcuchów, którymi pętają naszą
wolę i ciała. Wolne kobiety nie są zagrożeniem. Wprost przeciwnie. Wolne kobiety są
bogactwem dla każdego społeczeństwa, bo wnoszą do niego równowagę. Oraz mnóstwo innych wartości takich jak empatia na przykład...
Mówią, że każdy ma prawo do życia. Że życie jest wartością nadrzędną. Czyżby? Czy nie czcimy szczególnie pamięci tych, którzy to cenne życie oddawali w obronie innych wartości? Na przykład wolności...
Wolność. Wolność wyboru. Prawo do podejmowania własnych decyzji i
ponoszenia ich konsekwencji. Ocena własnych wyborów we własnym sumieniu.
Wolna wola. Tylko tego i aż tego domagają się kobiety od początku
istnienia kobiecych ruchów obywatelskich.
Wolność jest jak powietrze. Wolność jest podstawą świadomego życia. Przymus zaś zawsze jest gwałtem, który budzi opór i niezgodę. Przymus jest źródłem buntu. Szczególnie wtedy, gdy nie dotyczy wszystkich, a tylko wybranej grupy społecznej. Można się buntować po cichu. Kobiety są mistrzyniami cichego buntu. Można nam zakazać aborcji i w każdy możliwy sposób utrudniać zakończenie ciąży nawet wówczas, gdy mamy do tego prawo. Można przez dwadzieścia lat prowadzić agresywną kampanię pro-life. Można nas mamić obietnicami, przekupywać, straszyć, że bez naszych dzieci nasz kraj się załamie, przekonywać jak cudownie i wspaniale jest być matką... A wskaźniki przyrostu naturalnego i dzietności w Polsce i tak konsekwentnie i nieubłaganie lecą w dół. Przez ponad 20 lat obrońcy płodów nie zrozumieli, że przymus na kobiety po prostu nie działa. Ich działania doprowadziły jednak do tego, że cichy, prywatny strajk kobiet stał się wreszcie głośny i publiczny. Wyszłyśmy na ulice, by pokazać jak bardzo buntujemy się przeciw gwałtowi, który się na nas dokonuje. Wyszłyśmy na ulice, by pokazać, że nie pozwolimy się zniewolić.
Jestem porażona skalą nienawiści i pogardy wobec nas, jestem zdruzgotana przepaścią, jaka dzieli nas od naszych przeciwników... Ale jednocześnie jestem zbudowana solidarnością kobiet, mocą naszej protestującej grupy, wspólnotą uczuć, przeżyć i pragnień. Jestem zbudowana Waszymi komentarzami, za które dziękuję. Dodajecie mi sił i wiary. Nie jestem sama. Mam moc.
Rzeszów, 24 października 2016 r. |
Na proteście nie byłam,bo nie miałam gdzie mieszkając w wioseczce na końcu Polski. Ale ubrałam się na czarno. Protestowałam niedawno przeciwko "reformie" oświaty bo mnie to dotyczy. Niestety nasz protest został potraktowany jakby go nie było. Obecny rząd nie liczy się z obywatelami, lekceważy i ma za nic. Pozostaje nam protestować i trzymać się razem!!!Pozdrawiam. Iwona.
OdpowiedzUsuńMasz rację, solidarność naszą siłą!
UsuńObecnie rządzący kandydowali w wyborach hasłami krytykującymi arogancję władzy... Ich hipokryzja aż gryzie po oczach: jeszcze nigdy, w całym swoim dorosłym życiu, nie widziałam w naszym kraju władzy, która byłaby równie arogancka, jak ta obecna...
Moja Mama - mój wzór do naśladowania, moja idolka, moja inspiracja i mój powód do dumy!
OdpowiedzUsuńA Ty: nieustannie motorem moich działań:-)
UsuńPięknie piszesz!
OdpowiedzUsuńbo kto ma bronić kobiecej godności, jak nie my same?
Dokładnie tak! Praw wyborczych też nikt nam nie dał z dobroci serca; wywalczyłyśmy je sobie same, niejednokrotnie poświęcając przy tym życie. Teraz chyba też powinnyśmy zacząć umierać, by poruszyć prawicowe sumienia... Oby nie!
UsuńKoleżanka podsumowała kiedyś, że nikt tak często nie życzy śmierci i przeróżnego rodzaju zła tak często, jak obrońcy życia...
OdpowiedzUsuńNo cóż...
Hipokryzja tych ludzi dosłownie razi po oczach. Tak mnie to drażni, że napisałam na ten temat osobny wpis. Nie opublikowałam. Wyżyłam się samym pisaniem... Ale kto wie, czy w chwili kolejnego napadu bezsilnej złości nie wykrzyczę się znów na blogu.
UsuńZgadzam się z Tobą. Kobiety powinny walczyć o swoją wolność i godność. Przeraża mnie to wszystko co się teraz dzieje w Polsce. To nie jest moja Polska - ta Polska.
OdpowiedzUsuńAni nie moja. Nie czuję się tu bezpiecznie i boję się co dalej z tego wszystkiego wyniknie...
UsuńReniu, popieram Cię w całej rozciągłości:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI bardzo Ci jestem za to wdzięczna!
UsuńTeż popieram, choć na razie wypieram się sianem i nie byłam na marszach, ale czuję, że nadejdzie taki czas. Jesteś SUPER BABA!
OdpowiedzUsuńPo dawce energii, którą wchłonęłam na proteście czuję się naprawdę jak Super(wo)man:-).
UsuńDziękuję Ci za Twoje wsparcie, bo dzięki niemu również mam to uczucie:-)
Popieram Cię, jak nie raz pisałam. Jesteś dzielna kobietą i jasno piszesz o tym co Cię boli. Mnie też sprawy polityczne uciskają i czekam na rozwój dalszych wypadków. W razie czego złapię za transparent, albo pożegnam Polskę, choć w moim wieku to już nie jest łatwe. Boję się tych "dobrych zmian".
OdpowiedzUsuńTeż się ich boję, szczególnie, że mieszakam w takim pisowskim zagłębiu i prócz najbliższej rodziny nie mam nikogo, kto widziałby te sprawy tak, jak ja...
UsuńPrzeraża mnie też to, co robię, że się tak upubliczniam, bo nie wiem jakie to może nam przyniejść konsekwencje.
Ale jeszcze bardziej boję się tego, co mogłoby się stać, gdybyśmy wszystkie ze strachu wolały milczeć i łudzić się, że jakoś to będzie...
Nie wróżę Polsce nie dobrego. Chyba , że sami to wywalczymy protestami, czy inną propagandą. Najgorszym jest to, że mój ojciec zrobił się stukniętym PIS-owcem ( miałam napisać to inaczej). Zupełnie nie wiem, co porobiło się z tym kiedyś ciekawym życia człowiekiem. Tu też TA partia zwyciężyła w wyborach. Na szczęście nikt tu nas palcami nie pokazuje, jako ateistów, "komuchów", martwię się jeszcze tymi łysymi z orłami, pseudoprawicowcami od Kukiza. Banda idiotów.
UsuńJa nie wiem jak to jest, tyle ludzi protestuje, tyle różnych grup, przecież nie tylko kobiety... A sondaże PiS jak zaczarowane, ani myślą spadać. Za co ich ludzie popierają? Za to 500+???
UsuńChyba faktycznie wszysko jest do kupienia...
Niedawno dyskutowałyśmy z koleżanką o zmianach w ludziach i wyszło nam, że bardzo się obecnie radykalizujemy. Pewnie mieliby coś o tym do powiedzenia socjologowie.
UsuńW swoim otoczeniu obserwuję albo radykalizm prokościelny (do zaślepienia), albo absolutne odejście od kościoła, albo umiłowanie PiS, albo nienawiść do nich. Gdzie jest zdrowy środek?
Też mnie ten fakt fascynuje.
UsuńBo niby dla każdego wolność jest wartością. Szczycimy się polską drogą do wolności jaką było wyzwolenie się z realnego socjalizmu i zależności od ZSRR.
Ale gdy już dostaliśmy tę wolność, to nie wiemy co z nią zrobić, jak żyć. Nie potrafimy (boimy się?) wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Potrzebujemy jakiejś siły (Boga, wodza...), na którą przerzucimy swoje problemy, i która je za nas rozwiąże. To strach przed wolnością i odpowiedzialnością napędza autorytarne tęsknoty.
Specyficznym jesteśmy narodem. Z jednej strony - "Polska mesjaszem narodów", z drugiej - brak nam szacunku dla już odzyskanej wolności. Umiemy się zmobilizować i zjednoczyć w niewoli i walczyć, a nie umiemy szanować tego, co wywalczyliśmy.
UsuńJak powiedziała niedawno profesor Krystyna Duniec: "...nie może nie doprowadzać do furii, że po odzyskaniu wolności w 1989 r. idziemy w kierunku dyktatury."
UsuńNo właśnie.
Jestem sercem i jak mogę ze wszystkim tym, co się dzieje w naszych babskich sprawach, chcoiaż nie mogę fizycznie być na proteście.
OdpowiedzUsuńWydawało mi się do niedawna, że żyjemy w normalnym świecie/kraju, gdzie się szanuje zdanie każdego/kazdej z nas i mamy wszelkie prawa i wolność. Wydawało mi się... :(
Dziwnie porobiło się nie tylko w Polsce. To smutne i naprawdę przerażające...
UsuńPięknie napisałaś.
OdpowiedzUsuńJa się w swoim kraju coraz bardziej boję żyć... Jestem jednak pełna wiary, że to jeszcze tylko trzy lata do wyborów i kraj znormalnieje.
Zgadzam się z opiniami, że nikt i nic już tak dawno nie poróżniło Polaków jak obecne rządy PiS.
Uważam się za optymistkę, ale patrząc na sondaże ogarnia mnie pesymizm i boję się, za 3 lata to się nie skończy...
UsuńTeż myślę, że za trzy lata się nie skończy:( U mnie w pracy nikt nie wziął wolnego i nikt o tym nie mówi a pracuje większość młodych kobiet w wieku produktywnym:( pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiele kobiet się naprawdę boi, nie chcą się wychylać i ujawniać ze swoimi poglądami, a w razie czego, to wiadomo jak sprawę można załatwić po cichu... Jest 500+, będzie z czego finansować (i w tym miejscu wstawiłabym uśmiechniętą buźkę, ale to taki śmiech przez łzy...).
UsuńWłaśnie. Tajemnicą poliszynela jest, że zabieg na Słowacji kosztuje 2 tys. zł (w tym pobyt w szpitalu kobiety i jej partnera). Podobnie pewnie w Czechach.
UsuńNie znam dokładnie tematu, ale wczoraj trafiłam na stronę, która pomaga kobietom w zakupie tabletek hormonalnych w celu aborcji i jest to działanie całkowicie legalne, nie miałam zielonego pojęcia!
UsuńLegalne? To chyba strona zarejestrowana jest na niepolskim serwerze.
UsuńNo ale jak widać, jest łatwość dostępu i do informacji, i do środków.
Tutaj link do tego artykułu:
Usuńhttp://feminoteka.pl/aborcja-domowa-podsumowanie-spotkania-organizowanego-przez-porozumienie-kobiet-8-marca/
Z zainteresowaniem przeczytałam artykuł. Nie byłam świadoma, że to legalne i tak łatwo dostępne.
UsuńNiedawno oglądałam odcinek Seksu w wielkim mieście, nt. ciąży Mirandy i aborcji Carrie. Niby komedia, ale odcinek dawał do myślenia.
A ja uważam, że kolejne powracanie do tematu aborcji ( nie umniejszając oczywiście jego powagi) jest tylko zasłoną dymną dla innego dużo, dużo gorszego zagrożenia dla obecnie żyjących ludzi.
OdpowiedzUsuńMam na myśli umowę o wolnym handlu z Kanadą CETA. Osobiście odbieram to jako śmiertelne zagrożenie dla funkcjonowania i w ogóle życia nas wszystkich.
Coś mi się wydaje, że rząd nie wie co z tą "puszką pandory" zrobić.
A Unia Europejska naciska mocno żeby tą umowę ratyfikować.
Bardzo jestem ciekawa jak to się skończy.
Gorąco pozdrawiam
Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby było jak mówisz!
UsuńW ogóle mam wrażenie, że to, co się dzieje w polityce to ściśle wyreżyserowany spektakl z dokładnie przewidzianym zakończeniem. Nie mam pojęcia jakim, ale mam jak najgorsze przeczucia...
Jak słyszę słowo "polityka", od razu sam nuci mi się w głowie fragment z Jacka Kaczmarskiego "polityka to w krysztale pomyje".
UsuńNie znam, ale to faktycznie wybitnie trafna definicja!
UsuńGratuluję odwagi! Nie po raz pierwszy jestem pod wrażeniem Twojej odwagi Reniu. We mnie wszystko się buntuje, ale mam poczucie beznadziei. Przestałam nawet oglądać wiadomości, bo po prostu się boję. Boję się przyszłości widząc ją w jak najgorszych barwach. Szczerze, uważam, że te protesty nic nie dadzą. Uważam, że w przyszłości będą miały przykre konsekwencje. Jestem pełna najgorszych obaw. Film "Sufrażystka" oglądałam niedawno i bardzo jestem pod jego wrażeniem, zwłaszcza zakończenia informującego o uzyskaniu praw wyborczych przez kobiety w poszczególnych krajach.
OdpowiedzUsuńUbrałam się na czarno, ale z zupełnie innego powodu...
Mam bardzo podobne odczucia do Twoich, naprawdę! Od wiadomości żołądek mi do gardła podchodzi. Jestem pełna najgorszych przeczuć. Też nie spodziewam się żadnych spektakularnych skutków po naszych protestach, ale jednocześnie mam ogromną potrzebę zaznaczenia swojej obecności i wyrażenia swojego sprzeciwu. Jestem przecież częścią SUWERENU, głosu ludu, na który w co drugim zdaniu powołują się rządzący.
UsuńZresztą to nie tylko w Polsce źle się dzieje. Cały świat zwariował. Brexit, Trump, imigranci, terroryści z Państwa Islamskiego, makiawelliczny Putin, brutalny gwałt i nabicie na pal nastolatki w Ameryce Poł... Niby odcinam sie od wiadomości, a te informacje i tak do mnie dochodzą, nie da się od tego uciec...
Jesteś Reniu niesamowita :) Oczywiście popieram Cie całym sercem
OdpowiedzUsuńA ja z całego serca Ci za to dziękuję!
UsuńRenya, nie jesteśmy same, musimy wszędzie głośno krzyczeć, im nas więcej , tym lepiej.
OdpowiedzUsuńhttp://domklary.com/2016/10/czarny-protest/
O tak, solidarność naszą siłą!
UsuńWolność? A co to jest ta wolność? Czy wszystkie uczestniczki czarnego protestu broniły tej samej wolności? Mnie naprawdę daleko do prawicowych poglądów, ale nie podpisuję się pod taką wolnością, jaką wsparła czarny protest Natalia Przybysz...
OdpowiedzUsuńIstotą protestów kobiet jest sprzeciw wobec opresji. Bunt wobec przymusu rodzenia dzieci, których z różnych powodów nie chce się urodzić. Twoje pytanie nie dotyczy moim zdaniem kwestii wolności, czy jej zakresu, tylko wartościowania tychże powodów. Nie chodzi o to, co zrobiła Natalia Przybysz, ale z jakich przyczyn to zrobiła. To właśnie jej motywy najbardziej oburzają komentatorów i są powodem hejtu, który się na nią wylewa.
UsuńJeśli odpowiesz sobie na pytanie dlaczego kobieta nie chce urodzić dziecka śmiertelnie chorego, czy dziecka z gwałtu, znajdziesz odpowiedź dlaczego nie chce go urodzić z każdej innej przyczyny. Bo przyczyna tak naprawdę zawsze jest taka sama: nie chce, nie czuje się na siłach, być jego matką.
Niezależnie od tego, czy płód rozwija się zdrowo, czy ma wady, czy ciąża jest wynikiem gwałtu, czy zwykłej wpadki, czy jest pierwsza, czy piata z kolei, niezależnie od warunków finansowych, mieszkaniowych czy zawodowych... Jeśli kobieta chce tego dziecka, to urodzi bez względu na wszystko, nawet narażając własne zdrowie i życie. Jeśli jednak nie chce, to zrobi wszystko, żeby nie urodzić. Legalnie, albo wbrew prawu.
Decyzja o macierzyństwie jest jedną z najważniejszych i najintymniejszych w życiu kobiety, dlatego nikt nie ma prawa zmuszać jej do czegokolwiek w tym zakresie. Niezależnie od tego, czy zdecyduje się urodzić piąte dziecko z wadami genetycznymi, czy z jakiegokolwiek powodu zakończyć ciążę, to jest to jej decyzja i nikomu nic do tego.
Takiej wolności bronię ja. A pod jaką wolnością Ty się podpisujesz?
W kwestii aborcji podpisuje się wyłącznie pod taką wolnością, żeby kobieta mogła wybrać, czy chce, czy nie chce urodzić dziecka wtedy, gdy płód ma wady letalne lub gdy ciąża zagraża jej życiu. WYŁĄCZNIE.
UsuńPotrafię odpowiedzieć na pytanie dlaczego kobieta nie chce urodzić dziecka śmiertelnie chorego. Przeżyłam to. I nie! Nie znajduję odpowiedzi, dlaczego nie chce go urodzić w każdym innym przypadku! To, że nie czuje się na siłach być jego matką nie znaczy, że to dziecko nie ma prawa żyć!
Wolność! piękne słowo... tylko w którym momencie za tą cholerną wolnością kryje się czysty egoizm i okrucieństwo, które tak pięknie można sobie wytłumaczyć tym frazesem?
Nie. Nie popieram czarnego protestu pomimo tego, że mam osobiste doświadczenia w tym zakresie. Kilka lat działałam w organizacji "Dlaczego" i znam wiele matek, które oddałyby wszystko, żeby móc cofnąć swoją decyzję i to właśnie tą dotyczącą legalnej aborcji płodu z wadami letalnymi. Bo w takich ekstremalnych okolicznościach nie jesteś w stanie podjąć decyzji obiektywnej. Ty teraz i Ty za rok to często dwie różne osoby..
Wolność = odpowiedzialność za dokonane wybory. Odpowiedzialność nie tylko wobec siebie, ale także wobec kogoś, kogo nasz wybór dotyka. Nie czujesz się na silach być matką => nie zachodź w ciążę. Potem to jest zagłuszanie wyrzutów sumienia pod różnymi populistycznymi hasłami.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo mi przykro z powodu Twojego dramatu. Jednak wyprowadzanie ogólnie obowiązującej normy na podstawie osobistych doświadczeń, to dość ryzykowny zabieg.
UsuńDecyzje mają to do siebie, że często są nieodwracalne. Można albo mieć ciastko, albo zjeść ciastko. I KAŻDEGO wyboru człowiek może kiedyś żałować, jednak nie może to być powodem, by go prawa do podejmowania decyzji pozbawiać. Można żałować aborcji, ale można też żałować, że się dziecko urodziło. Mało kto się przyzna do tego drugiego przypadku z obawy (uzasadnionej zresztą!) przed agresją otoczenia.
"Wolność = odpowiedzialność za dokonane wybory. Odpowiedzialność nie tylko wobec siebie, ale także wobec kogoś, kogo nasz wybór dotyka". Zdecydowanie się podpisuję pod tymi słowami. Ale czy ktokolwiek walczący o prawo płodu do życia rzeczywiście reprezentuje jego interesy? Skąd przekonanie, że płód będzie chciał żyć? Spójrzmy prawdzie w oczy: życie to bagno. Ciągła walka. Walka z niedoborem, walka z bólem, walka o byt, o sprawiedliwość, o zdrowie, o pracę, o dobro rodziny, o szacunek i zrozumienie dla własnego stylu życia... Walka o godność. Dar życia to dość kontrowersyjny prezent. Nie każdego ten dar cieszy. Niektórych życie wprost przygniata i woleliby się nigdy nie urodzić. Niektórzy doświadczają takiego cierpienia, zarówno fizycznego jak i psychicznego, że mają żal do rodziców, że ich do życia powołali. Też mogłabym na przykład przywołać doświadczenia własne oraz osób znajomych. Czy w związku z powyższym powinnam domagać się prawnego zakazu prokreacji? Przecież ludzie nie są światu do niczego potrzebni. Wprost przeciwnie. Ludzie są zagrożeniem dla środowiska i niszczą wszystko wokół siebie. Nienawidzą się nawzajem, nie szanują, zabijają... Świat bez ludzi z pewnością byłby lepszy...
"Wolność! piękne słowo... tylko w którym momencie za tą cholerną wolnością kryje się czysty egoizm i okrucieństwo, które tak pięknie można sobie wytłumaczyć tym frazesem?" No dokładnie! Z czystego egoizmu i okrucieństwa sprowadzamy na ten świat nowych ludzi, których życie upływa potem w permanentnym poczuciu niepewności, niedomagania i nieszczęścia.
A co do egoizmu, to najtrafniej moim zdaniem wyraził to Oskar Wilde: "Egoizm nie polega na tym, że żyje się tak, jak się chce, lecz na żądaniu od innych, by żyli tak, jak my chcemy".
Renia, imponujesz mi Twoim zaangażowaniem i wypowiedziami, szczególnie tą:)
UsuńDziękuję Sowo:-)
UsuńMoje zaangażowanie wynika z tego, że czuję się osobiście dotknięta, jako człowiek i kobieta, działaniami zmierzającymi do zaostrzenia ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży oraz komentarzami zwolenników tych działań. Czuję się dotknięta, zła, zawiedziona i kompletnie bezsilna. Jedyne co mogę robić, to głośno mówić o tym, jak bardzo źle się z tym czuję...
Wesprę Cię Renato, albo i nie. Mam wrażenie, że niektóre kobiety chcą ograniczenia praw, ale tylko dla innych kobiet, bo gdyby same znalazły się w jakiejś tam sytuacji to chciały by mieć wybór bez względu na podjętą decyzję. I masz rację z tym cierpieniem my tu w naszej Europce mamy luksusy ale większość świata to wojny, nędza i cierpienie a 150 milionów kobiet każdego roku jest mordowanych, ćwiartowanych, gwałconych, sprzedawanych do domów publicznych. Gdyby tak w ustawie wpisać, że kara należy się też facetowi wszak oni tez maczają w tym palce od razu temat by ucichł.
OdpowiedzUsuńTe kobiety już wybrały (albo tak im się wydaje), że urodziłyby bez względu na wszystko. Teraz swój wybór chcą narzucić innym jako najlepszy i najwłaściwszy. A mnie wzdraga i złości przekonanie innych ludzi, że wiedzą, co dla mnie dobre.
UsuńPartner zawsze się wymiga, świadczą o tym głośne sprawy dzieciobójczyń... Oraz skala niepłaconych alimentów...