Sojowy - ksywka, którą mój mąż otrzymał jeszcze w czasach szkolnych, bynajmniej nie miała kulinarnych konotacji. W tamtych czasach nikt nawet nie podejrzewał, że parędziesiąt lat później, nie tylko jego pseudonim kojarzyć się będzie z jedzeniem, ale i on sam stanie się twórcą kulinarnych pyszności. Miałam nosa, mianując go, lata temu, naszym domowym kucharzem:-).
Jednakże sukces nigdy nie ma tylko jednego i w ogóle tylko, ojca. Ma też matkę. Znaczy mnie;). Bo często to ja podrzucam Sojowemu kucharzowi pomysły na to, co i w jaki sposób ugotować. A potem, w poczuciu współautorstwa, chwalę się co lepszymi kąskami na blogu:). Na przykład tą fasolką. No po prostu boskie danie!
Składniki na 4-5 porcji:
fasola biała (350 g suchej),
1 większa cebula,
150 g boczku,
włoszczyzna (marchewka, pietruszka, seler, por),
1 mała puszeczka przecieru pomidorowego,
przyprawy (sól, pieprz, papryka, majeranek, kolendra),
zielenina do posypania (rukola).
Na pierwszy rzut:
Fasolę, (namoczoną poprzedniego dnia wieczorem), opłukać, zalać małą ilością świeżej wody (tyle, żeby przykryła fasolę), gdy zawrze, ściągnąć powstałą pianę, posolić i gotować na wolnym ogniu przez ok. 15 minut bez przykrycia, żeby ulotniły się gazy. Potem gotować normalnie. Tradycyjnie fasola gotuje się długo (60-90 min), ale my, po pracy głodni jak wilki, skorzystaliśmy z szybkowara - wówczas wystarczy 20-25 min.
W tym czasie w innym garnku (najlepiej o grubym dnie):
Na tłuszczu zeszklić 1/3 pokrojonej cebuli i pora, dodać pokrojoną (lub startą na grubych oczkach) włoszczyznę. Zalać wrzątkiem nieco ponad poziom warzyw. Dodać sól i pieprz. Gotować 15 minut. Po ugotowaniu całość zmiksować i dodać przecier pomidorowy.
W tym czasie na patelni:
Przesmażyć pokrojony w kostkę boczek wraz z resztą cebuli. Można i bez boczku, ale Sojowy się uparł. W końcu wynegocjowaliśmy 150-cio gramowy kompromis...
Na końcu:
Do ugotowanej fasoli dodać podsmażony boczek z cebulą oraz zagęstnik w postaci zmiksowanych warzyw. Wymieszać, skosztować, doprawić jeśli trzeba. Tyle! Wyłożyć na miseczkę, posypać siekaną rukolą. Zajadać z chlebem. Lub bez. Ja mam do dyspozycji przepyszny swojski chleb gryczany, którego nie potrafię sobie odmówić więc dla mnie opcja z chlebem jest bezdyskusyjna;)
Smak takiej fasolki jest nieco inny, niż tradycyjnej fasolki po bretońsku. Wyraźnie czuć słodycz marchewki, która jednak przełamana jest pikantnością pieprzu i papryki. Konsystencja jaką chciałam uzyskać to gęsta zupa fasolowa wiec jak na typową fasolkę po bretońsku, to nasze danie było rzadsze. Miksowane warzywa świetnie sprawdziły się w roli zagęstnika, myślę, że z tego patentu jeszcze nie raz skorzystamy. Jest to na pewno zdrowsza i lżejsza opcja, od stosowanej przez nas do tej pory mąki ze śmietaną (lub zasmażki).
Czas przygotowania - niecała godzinka więc nie tak najgorzej - nadaje się na obiad gotowany po pracy. Szczególnie, że z podanych proporcji wyszło nam jedzenia na dwa dni. A i dla niespodziewanego gościa też by się porcyjka wygospodarowała:-).
Pysznie było!
Matko kulinarnego sukcesu, uwielbiam fasolę. Z powodzeniem zastępuje mi mięso. Darzę ją miłością zwłaszcza zimą, gdy trzeba wrzucić do brzucha coś ciepłego i treściwego. Lubię ją w zielonej zupie z selerem naciowym i w postaci Twojego przepisu podobnym kombinacjom. Podoba mi się sprytne zagęszczanie warzywami. Ja właśnie zwykle wkładam blender na chwileczkę do takich dań pod koniec gotowania, żeby "zagęścić". Spróbuję na pewno! :)
OdpowiedzUsuńA przepis na chlebek gryczany był???
:)
dominika
Nie było i chyba się nie podejmę - Sojowy robi "na oko";-) Na swoim zakwasie. Mąki dodaje ile i jakie mu pasują. Za gryczanym nie przepada więc robi go tylko od czasu do czasu, na moją prośbę...
UsuńZaintrygowałaś mnię tą zieloną zupą z selerem naciowym:-)
Strączkowe zimą są najlepsze!
No to ja spróbuję z tymi warzywami koniecznie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSmacznego!
UsuńPrawie taki sam przepis czasami wykorzystuję:) pozdrawiam zimowo:)
OdpowiedzUsuńBo taki przepis to żadna filozofia, choć wykorzystanie blendowanych warzyw jako zagęstnika, to dla nas kolosalne odkrycie, już planujemy tym sposobem kapuśniak:-)
UsuńAleż Ty masz talent do kulinariów.... i razem z Mężem osiągnęliście ten parnas! jeżeli chodzi o mnie to natychmiast w tę sobotę zabieram się za Fasolkę a'la Sojowy, bo przepis dokładnie podałaś, a ten widok, co na talerzu - obłędny:))
OdpowiedzUsuńŻałuję, że tylko na dwa dni nam fasolki starczyło, bo z równym apetytem jadłabym ją jeszcze trzeciego dnia, tak więc gotuj śmiało, smacznego!
UsuńI dziękujemy:-)
Ach, ślinka cieknie:) wypróbuję na pewno:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSmacznego!
Usuńdla mnie bez boczku :D
OdpowiedzUsuńBez boczku na pewno też doskonale będzie smakować:-)
Usuńkiedyś wypróbuję, póki co cena fasoli mnie przeraża...
Usuńfasolka to jest to!!! tyle, że potem te problemy... przepis ciekawy, zanotowuję.
OdpowiedzUsuńAnka
No tak, nie da się ukryć, żę fasolka ma swoją ciemną stronę... Mimo to, dla jej smaku (i wartości odżywczych) warto ją jeść:-)
UsuńNa pewno pyszne, ale i trochę ciężkie :)
OdpowiedzUsuńDzięki takiemu sposobowi zagęszczania i tak sporo lżejsze... A bez dodatku pieczywa byłoby lżejsze jeszcze bardziej;-)
UsuńFasolka rzadko, (a raczej wcale) gości na naszym stole, bo nie przepadamy za nią, ale Twój przepis tak wygląda apetycznie, że może się skuszę? Tylko, aby moje dziewczyny ją zjadły, musiałabym ją zmiksować i .... no właśnie - danie straci swój urok :(( No i przypomina mi to, jak w taki właśnie sposób "oszukiwałam" moje dzieci, by zjadły w potrawie coś, czego nie lubiły. Miksowałam i podawałam jako krem).
OdpowiedzUsuńW ten sposób często stosuję zagęstniki do sosów - miksowane warzywa - przeważnie do kurczaka w potrawce.
Serdecznie pozdrawiam:))
Fasolki szkoda miksować, ona fantastycznie smakuje, gdy się ją rozgryza i w ustach rozpływa się jej gęsty miąższ:)
UsuńMy miksowanie warzyw stosujemy całkiem od niedawna, wcześniej nie przepadałam za kremowymi zupami, teraz wprost przeciwnie!
Pysznie wygląda i na pewno tak smakowało. Nabrałam ochoty na taką fasolkę, muszę w najbliższym czasie zrobić. Mąż się ucieszy, bo fasolkę bardzo lubi. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTakie gęste, gorące danie z fasoli jest idealne o tej porze roku. Nam tak smakowało, że na pewno w najbliższym czasie będzie powtórka:-)
UsuńOjjj aż ślina cieknie do samej ziemi a ja nie gotuję zupy sojowej a czemu nie wiem. Będzie jak znalazł tylko bez boczku. Bardzo zimowa zupa aż sam jej widok rozgrzewa.
OdpowiedzUsuńStrączkowe mają tylko takie utrudnienie, że trzeba je dzień wcześniej zaplanować, bo trzeba je namoczyć. No i gotują się długo... Dlatego my też rzadko je jadamy. Ale to się teraz zmieni dzięki szybkowarowi. Nie wiem dlaczego wcześniej nie przyszło nam do głowy, że fasolę też można w nim gotować. Do tej pory używaliśmy go tylko do golonki (już bardzo dawno temu) i kapusty kiszonej (na bigos).
UsuńA rozgrzewają faktycznie genialnie!
Mniam, uwielbiam takie zupy!
OdpowiedzUsuńJa również jestem ich ogromną fanką:-)
UsuńWygląda pysznie. Uwielbiam fasolkę, podobnie jak mój mąż.
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować Twój sposób,- z włoszczyzną.
Pozdrawiam Dorota
Bardzo dziękuję! A sposób na zagęszczanie włoszczyzną gorąco polecam - jest naprawdę genialny:-)
UsuńZielenina do posypania to pomysł świetny. Parę tygodni temu robiłam podobną fasolkę i czegoś mi zabrakło. To pewnie była ta rukola.
OdpowiedzUsuń