sobota, 7 marca 2009

Trochę magii

Po kilku rozczarowaniach trafiłam wreszcie na świetną lekturę. To powieść fantasy "Miasto w zieleni i błękicie" Anny Kańtoch.


Opowieść o współistnieniu dwóch kultur: prastarej, neahelickiej związanej z magią, która czasy świetności dawno już ma za sobą oraz dominującej okcytoceńskiej, opierającej się na religii chrześcijańskiej i kulcie świętych. Bogowie, demony i święci żyją w tej powieści naprawdę w jakimś równoległym świecie i mają możliwość wpływania na losy ludzi. Dawno temu Okcytańczycy podbili Neahelitów, ale nie zniszczyli do końca kultury i religii podbitego narodu; traktują magię jako egzotyczną ciekawostkę i swego rodzaju modę.


W takim świecie żyła, wychowana według wzorów chrześcijańskich, półkrwi Neahelitka - Melisandra, która pewnego razu wypłynęła łódką w morze i utonęła. Jasnowłosy bóg magii przywrócił jej życie i w zamian zażądał tego życia dla siebie. Jej ojciec postąpił według zasad, które wpojono mu w dzieciństwie, nim przyjął wiarę chrześcijańską. Oddał córkę pod opiekę soutzene - czarowników i czarownic hołdującym prastarym tradycjom. I tak Melisandra, należąc do dwóch światów, nie należała już do żadnego z nich. Dla soutzene była obcą, kaprysem boga, który z niezrozumiałych przyczyn ożywił półkrwi Okcytacenkę. Okcytańczycy natomiast widzieli w niej pogańską czarownicę, której nie można ufać.
Tymczasem popełnione zostaje morderstwo. Potem kolejne. Każda z ofiar ma dokładnie oczyszczone wspomnienia. Tylko neaheliccy magowie mają takie umiejętności. Rozpoczyna się więc polowanie na czarowników.
"Miasto w zieleni i błękicie" to naprawdę świetna powieść fantasy z intrygująco zbudowanym wątkiem kryminalnym. To również powieść o uprzedzeniach, nietolerancji i strachu przed innością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz