Po kilku rozczarowaniach trafiłam wreszcie na świetną lekturę. To powieść fantasy "Miasto w zieleni i błękicie" Anny Kańtoch.
Opowieść o współistnieniu dwóch kultur: prastarej, neahelickiej
związanej z magią, która czasy świetności dawno już ma za sobą oraz
dominującej okcytoceńskiej, opierającej się na religii chrześcijańskiej i
kulcie świętych. Bogowie, demony i święci żyją w tej powieści naprawdę w
jakimś równoległym świecie i mają możliwość wpływania na losy ludzi.
Dawno temu Okcytańczycy podbili Neahelitów, ale nie zniszczyli do końca
kultury i religii podbitego narodu; traktują magię jako egzotyczną
ciekawostkę i swego rodzaju modę.
W takim świecie żyła, wychowana według wzorów chrześcijańskich, półkrwi Neahelitka - Melisandra, która pewnego razu wypłynęła łódką w morze i utonęła. Jasnowłosy bóg magii przywrócił jej życie i w zamian zażądał tego życia dla siebie. Jej ojciec postąpił według zasad, które wpojono mu w dzieciństwie, nim przyjął wiarę chrześcijańską. Oddał córkę pod opiekę soutzene - czarowników i czarownic hołdującym prastarym tradycjom. I tak Melisandra, należąc do dwóch światów, nie należała już do żadnego z nich. Dla soutzene była obcą, kaprysem boga, który z niezrozumiałych przyczyn ożywił półkrwi Okcytacenkę. Okcytańczycy natomiast widzieli w niej pogańską czarownicę, której nie można ufać.
Tymczasem popełnione zostaje morderstwo. Potem kolejne. Każda z ofiar
ma dokładnie oczyszczone wspomnienia. Tylko neaheliccy magowie mają
takie umiejętności. Rozpoczyna się więc polowanie na czarowników.
"Miasto w zieleni i błękicie" to naprawdę świetna powieść fantasy z
intrygująco zbudowanym wątkiem kryminalnym. To również powieść o
uprzedzeniach, nietolerancji i strachu przed innością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz