... weekend września okazał się idealny na ostatnią w tym roku letnią sesję.
W rolach głównych wystąpiły:
- szydełkowa bluzeczka,
- biżuteria, którą otrzymałam w zestawie upominkowym od Magoty.
Bluzeczka powstała jeszcze w czasach przedblogowych, ale wciąż jest użytkowana. Wydziergałam ją z resztki Gucia (Opus) inspirując się modelem z Damy w swetrze nr 4/2008. Oryginał był sporo dłuższy i z długim rękawem, ale mnie wystarczyło materiału na tyle, co mam:). Dekolt, choć zgodny z opisem, jest dla mnie sporo za duży, dlatego koszulka pod spodem jest niezbędna.
Gdy w paczuszce od Magoty znalazłam kolczyki i bransoletkę w przepięknym liliowo-różowym odcieniu, od razu wiedziałam, że ta szydełkowa bluzeczka będzie dla nich doskonałym tłem. Bardzo lubię ten zestaw:) Magotko, dziękuję jeszcze raz:).
Bluzeczka powstała jeszcze w czasach przedblogowych, ale wciąż jest użytkowana. Wydziergałam ją z resztki Gucia (Opus) inspirując się modelem z Damy w swetrze nr 4/2008. Oryginał był sporo dłuższy i z długim rękawem, ale mnie wystarczyło materiału na tyle, co mam:). Dekolt, choć zgodny z opisem, jest dla mnie sporo za duży, dlatego koszulka pod spodem jest niezbędna.
Gdy w paczuszce od Magoty znalazłam kolczyki i bransoletkę w przepięknym liliowo-różowym odcieniu, od razu wiedziałam, że ta szydełkowa bluzeczka będzie dla nich doskonałym tłem. Bardzo lubię ten zestaw:) Magotko, dziękuję jeszcze raz:).
A poza tym, to dyskusja pod poprzednim wpisem, skłoniła mnie do wyjęcia z pawlacza starych puszek, które, już zagruntowane i pomalowane, spędziły tam chyba ze dwa lata w oczekiwaniu na dekorację. No i się doczekały. Nie tylko one zresztą, bo jak już się wzięłam za decoupage, to od razu hurtowo. Wczoraj siedziałam nad farbami do pierwszej w nocy; dziś do dalszej pracy zasiadłam jeszcze w piżamie:). Ale fajnie jest, już zapomniałam, że to potrafi aż tak wciągnąć. Tylko, że chwilowo jeść nie mamy gdzie, bo nasz stół w jadalni tymczasem wygląda tak:
A poza tym.... to znów upiekłam babeczki. Z przepisu Sowy. Oryginalne, bo z cukinią i bez jaj, dzięki czemu nawet moja mam (uczulona na białko z jajek) mogła się poczęstować. Z kolei fakt, że są mało słodkie, szczególnie spasował mężowi, który, zupełnie nietypowo, również skorzystał z zaproszenia do konsumpcji. Myślałam, że nadwyżki wyniosę do pracy, ale w tej sytuacji nadwyżek nie było. Wszystkie poszły "na pniu":)
No to wracam do malowania i klejenia:)
A poza tym.... to znów upiekłam babeczki. Z przepisu Sowy. Oryginalne, bo z cukinią i bez jaj, dzięki czemu nawet moja mam (uczulona na białko z jajek) mogła się poczęstować. Z kolei fakt, że są mało słodkie, szczególnie spasował mężowi, który, zupełnie nietypowo, również skorzystał z zaproszenia do konsumpcji. Myślałam, że nadwyżki wyniosę do pracy, ale w tej sytuacji nadwyżek nie było. Wszystkie poszły "na pniu":)
No to wracam do malowania i klejenia:)
Czy już mówiłam, że lubię, niedzielę? A tak, wspominałam... Ale powtórzę: lubię niedzielę! Za to, że taka pojemna, że tyle człowiek potrafi zrobić, a ona wciąż jeszcze trwa:).