sobota, 27 grudnia 2008

"Jeździec miedziany"

Przeczytałam. Siedemset stron w półtora dnia. Nie zachwyciła mnie ta książka, ale też nie rozczarowała. Typowy melodramat słusznie porównywany do "Doktora Żywago". Czytałam recenzje tej książki; czytelniczki pisały, że wzruszały się do łez poznając historię wielkiej miłości siedemnastoletniej Tatiany i oficera Armii Czerwonej mówiącego z tajemniczym akcentem. Moje oczy pozostały suche. Może jestem zbyt cyniczna, ale nie lubię melodramatów, drażnią mnie te wielkie słowa o miłości, oddaniu, te ciągłe omdlewania, drżące ciała, niewinność, bla, bla bla... Tutaj wszystkie tajemnice i niejasności wyjaśniają się dość szybko. Nieludzko długo natomiast ciągną się dialogi pomiędzy bohaterami, wyznania, które sobie czynią, kłótnie... On kocha, ona się gniewa, on prosi, a ona wciąż wyrzuca żale, w końcu ona mówi o jedno słowo za dużo, on się obraża więc ona przeprasza i teraz to ona błaga, a on się gniewa. Ble... Niestrawne. Ale... pomimo to przeczytałam te siedemset stron. Ba... mam nawet ochotę poznać dalsze dzieje opisane w kolejnych dwóch tomach.
Wielkim walorem tej książki jest niewątpliwie tło historyczne. Paullina Simons kreśli bardzo sugestywny obraz życia w nieludzkich warunkach systemu totalitarnego, który przede wszystkim pozbawia jednostkę prywatności. Całe rodziny żyjące w ciasnych pokojach-mieszkaniach. Wspólne kuchnie i łazienki. Wścibscy sąsiedzi przystawiający szklanki do ściany. Sprawnie i dyskretnie działający, wszechobecni aktywiści NKWD. Bohaterowie wiedzą, że nawet w domu muszą uważać na to, co mówią. Pomimo tego, że warunki nie sprzyjają sekretom, Tatiana i Aleksander postanawiają utrzymać swoją miłość w tajemnicy. Najpierw z powodów rodzinnych (Tatiana nie chce złamać serca swojej siostrze, która jest zakochana w przystojnym oficerze), później - politycznych (Aleksander jest synem amerykańskich imigrantów oskarżonych i skazanych na karę śmierci za zdradę). Na uwagę zasługuje wstrząsający opis egzystencji w oblężonym Leningradzie. Tu akcja toczy się dość powoli, groza sytuacji narasta z każdym dniem, z każdym dniem robi się bowiem coraz zimniej, ciemniej, dręczy coraz dotkliwszy głód. Trupy na ulicach, których nikt nie ma siły grzebać, zdziczali i wygłodniali ludzie gotowi zabić za kawałek chleba upieczonego z trocin i tektury, ciała żywych krwawiące z braku witamin. Zobojętnienie. Umierają najbliżsi Tatiany... Ocaleje tylko ona. Najwątlejsza i najdrobniejsza. Tylko ona ma cel - przeżyć dla ukochanego.
Później jest część o tym, że żyli krótko (bo on jest tylko na urlopie i niedługo znów musi wrócić na wojnę) i szczęśliwie w raju (pięknie opisana rosyjska wieś latem, leżąca z dala od wojennej zawieruchy). Biorą ślub, kochają się co noc i kilka razy dziennie, bla, bla, bla... Potem ona znów jedzie za nim do oblężonego Leningradu, są nadzieje na pomyślne rozwiązanie problemu, ale znów pojawia się zdrajca...
Wreszcie zakończenie.  Tragiczne - jak na melodramat, a nie zwykły banalny romans, przystało. On poświęca swoją wolność, by ona mogła przeżyć i uciec do Ameryki, ale ona oczywiście o tym nie wie. Wie tylko, że musi uciekać sama, bo jej ukochany zginął od niemieckiej bomby. Och, gdybyż wiedziała, że on żyje, że aresztowało go NKWD... Ale nie wie, wyjeżdża więc do Ameryki, tam rodzi (jakżeby inaczej) synka, któremu daje na imię Aleksander.
Hm, tytuł następnej części to "Tatiana i Aleksander". Ciekawe... to o synku czy mężu? Cóż, kupię i się dowiem:). Wydaje mi się, że o synku. Z mężem zapewne odnajdą się dopiero w trzeciej części pt. "Ogród
Letni".



Komentarze
2011/10/28 12:22:42
Ta trylogia leży u mnie już od roku; dwie moje koleżanki przeczytały, moja mama, do której najpierw trafiają ksiązki z merlina, a ja wciąż nie mam kiedy.

Anka
2011/10/28 15:44:51
No tak, im grubsza książka, tym więcej czasu trzeba na nią mieć w zapasie:). Ale ja wprowadziłam sobie zwyczaj czytania wieczorem po godzince, lub półtorej przed spaniem i ze zdziwieniem stwierdziłam, że w ten sposób też daje się książki czytać, a czasu na to jakoś mniej potrzeba;)
2011/10/29 09:14:11
U mnie to jest tak, że kładę dzieciaki spać, ogarniam dom i jeśli mam wenę na czytanie(bo musi taka przyjść), to pędzę do sypialni i czytam do oporu:)) potem, kiedy najmłodsza budzi się w nocy, albo świtem, przeklinam swoją głupotę, ale co robić? kiedy wpadnę w ciąg czytania, nie ma na to rady.

W ciągu dnia kompletnie nie mam czasu na książkę.

Anka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz