Przeczytałam. Siedemset stron w
półtora dnia. Nie zachwyciła mnie ta książka, ale też nie rozczarowała.
Typowy melodramat słusznie porównywany do "Doktora Żywago". Czytałam
recenzje tej książki; czytelniczki pisały, że wzruszały się do łez
poznając historię wielkiej miłości siedemnastoletniej Tatiany i oficera
Armii Czerwonej mówiącego z tajemniczym akcentem. Moje oczy pozostały
suche. Może jestem zbyt cyniczna, ale nie lubię melodramatów, drażnią
mnie te wielkie słowa o miłości, oddaniu, te ciągłe omdlewania, drżące
ciała, niewinność, bla, bla bla... Tutaj wszystkie tajemnice i
niejasności wyjaśniają się dość szybko. Nieludzko długo natomiast ciągną
się dialogi pomiędzy bohaterami, wyznania, które sobie czynią,
kłótnie... On kocha, ona się gniewa, on prosi, a ona wciąż wyrzuca żale,
w końcu ona mówi o jedno słowo za dużo, on się obraża więc ona
przeprasza i teraz to ona błaga, a on się gniewa. Ble... Niestrawne.
Ale... pomimo to przeczytałam te siedemset stron. Ba... mam nawet ochotę
poznać dalsze dzieje opisane w kolejnych dwóch tomach.
Wielkim
walorem tej książki jest niewątpliwie tło historyczne. Paullina Simons
kreśli bardzo sugestywny obraz życia w nieludzkich warunkach systemu
totalitarnego, który przede wszystkim pozbawia jednostkę prywatności.
Całe rodziny żyjące w ciasnych pokojach-mieszkaniach. Wspólne kuchnie i
łazienki. Wścibscy sąsiedzi przystawiający szklanki do ściany. Sprawnie i
dyskretnie działający, wszechobecni aktywiści NKWD. Bohaterowie wiedzą,
że nawet w domu muszą uważać na to, co mówią. Pomimo tego, że warunki
nie sprzyjają sekretom, Tatiana i Aleksander postanawiają utrzymać swoją
miłość w tajemnicy. Najpierw z powodów rodzinnych (Tatiana nie chce
złamać serca swojej siostrze, która jest zakochana w przystojnym
oficerze), później - politycznych (Aleksander jest synem amerykańskich
imigrantów oskarżonych i skazanych na karę śmierci za zdradę). Na uwagę
zasługuje wstrząsający opis egzystencji w oblężonym Leningradzie. Tu
akcja toczy się dość powoli, groza sytuacji narasta z każdym dniem, z
każdym dniem robi się bowiem coraz zimniej, ciemniej, dręczy coraz
dotkliwszy głód. Trupy na ulicach, których nikt nie ma siły grzebać,
zdziczali i wygłodniali ludzie gotowi zabić za kawałek chleba
upieczonego z trocin i tektury, ciała żywych krwawiące z braku witamin.
Zobojętnienie. Umierają najbliżsi Tatiany... Ocaleje tylko ona.
Najwątlejsza i najdrobniejsza. Tylko ona ma cel - przeżyć dla
ukochanego.
Później jest część o tym, że żyli krótko (bo on jest
tylko na urlopie i niedługo znów musi wrócić na wojnę) i szczęśliwie w
raju (pięknie opisana rosyjska wieś latem, leżąca z dala od wojennej
zawieruchy). Biorą ślub, kochają się co noc i kilka razy dziennie, bla,
bla, bla... Potem ona znów jedzie za nim do oblężonego Leningradu, są
nadzieje na pomyślne rozwiązanie problemu, ale znów pojawia się
zdrajca...
Wreszcie zakończenie. Tragiczne - jak na melodramat, a
nie zwykły banalny romans, przystało. On poświęca swoją wolność, by ona
mogła przeżyć i uciec do Ameryki, ale ona oczywiście o tym nie wie. Wie
tylko, że musi uciekać sama, bo jej ukochany zginął od niemieckiej
bomby. Och, gdybyż wiedziała, że on żyje, że aresztowało go NKWD... Ale
nie wie, wyjeżdża więc do Ameryki, tam rodzi (jakżeby inaczej) synka,
któremu daje na imię Aleksander.
Hm, tytuł następnej części to
"Tatiana i Aleksander". Ciekawe... to o synku czy mężu? Cóż, kupię i się
dowiem:). Wydaje mi się, że o synku. Z mężem zapewne odnajdą się
dopiero w trzeciej części pt. "Ogród
Letni".
Komentarze
2011/10/28 12:22:42
Ta trylogia leży u mnie już od roku;
dwie moje koleżanki przeczytały, moja mama, do której najpierw trafiają
ksiązki z merlina, a ja wciąż nie mam kiedy.
Anka
Anka
2011/10/28 15:44:51
No tak, im grubsza książka, tym
więcej czasu trzeba na nią mieć w zapasie:). Ale ja wprowadziłam sobie
zwyczaj czytania wieczorem po godzince, lub półtorej przed spaniem i ze
zdziwieniem stwierdziłam, że w ten sposób też daje się książki czytać, a
czasu na to jakoś mniej potrzeba;)
2011/10/29 09:14:11
U mnie to jest tak, że kładę
dzieciaki spać, ogarniam dom i jeśli mam wenę na czytanie(bo musi taka
przyjść), to pędzę do sypialni i czytam do oporu:)) potem, kiedy
najmłodsza budzi się w nocy, albo świtem, przeklinam swoją głupotę, ale
co robić? kiedy wpadnę w ciąg czytania, nie ma na to rady.
W ciągu dnia kompletnie nie mam czasu na książkę.
Anka
W ciągu dnia kompletnie nie mam czasu na książkę.
Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz